Stasek Łągiewka i bliskie spotkanie trzeciego stopnia

Autor: Fasoletti
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

I
- Twoje zdrowie, stary skurwysynu… – mruknął nieźle już nawalony Stasek, drgającą ręką podnosząc do ust wypełnioną samogonem szklankę.
Opróżnił ją jednym haustem i postawił przed stojącym na stole, niewielkim lusterkiem. Omiótł półprzytomnym wzrokiem odbijającą się w nim własną, pokrytą kilkudniowym zarostem gębę i ryknął głupkowatym śmiechem.
- Aleś ty kurwa brzydki… - wybełkotał gdy atak głupawki minął i patrząc w spoglądające z tafli, przekrwione oczy, polał.
- Dźwigaj kurwa! – wymamrotał. – No dźwigaj! Czemu nie dźwigasz?
Nie usłyszał odpowiedzi.
- Nie chcesz ze mną pić? To chuj ci w dupę! – wrzasnął i z całej siły trzasnął lustrem o ścianę.
Kawałki szkła rozprysnęły się po pokrytej pleśnią, drewnianej posadzce. Staszek, klnąc pod nosem jak szewc, chwycił butelkę z bimbrem i przystawił szyjkę do spękanych warg.
- Nie chciałeś? Więc teraz się w dupę pocałuj! – syknął, spoglądając z wyrzutem na walające się po podłodze, błyszczące odłamki i ostentacyjnie upił kilka solidnych łyków.
Następnie wstał i ciągle trzymając w brudnej dłoni prawie pustą flaszkę, chwiejnym krokiem ruszył w kierunku łóżka. Świat wirował mu przed oczyma, więc kilka razy musiał przystanąć, by złapać równowagę. Jednak pomimo tych trudności, osiągnął w końcu cel. Zwalił się na wyro i natychmiast zasnął.
Śnił o przeszłości, o wojnie w Wietnamie, w której brał udział. Widział kolegów z oddziału bełkotających coś niezrozumiale, umierających w potwornych męczarniach. Czuł na skórze ich ciepłą krew, bryzgającą z przeciętych wietnamskimi bagnetami tętnic, słyszał warkot silników zrzucających napalm śmigłowców, a smród płonących ciał żółtków przyprawiał go o mdłości. Potem ujrzał żonę i córkę, dziurawione kulami radzieckiego plutonu egzekucyjnego, błagalnie wyciągające ręce ku niebu i krzyczące jego imię. Z wrzaskiem zerwał się z łóżka. Te majaki dręczyły go co noc, przypominając o błędzie, jaki popełnił wstępując do amerykańskiej armii. Ale przecież chciał dobrze. Uciekł do USA w nadziei, że przywiezie stamtąd fortunę i wreszcie zapewni rodzinie godziwe życie. A wojsko płaciło najlepiej. Skąd mógł wiedzieć, że komunistyczne władze, kiedy dowiedzą się co zrobił, rozstrzelają jego bliskich? Poczuł spływające po policzkach łzy. Nigdy nie powiedziano mu, gdzie zostali pochowani. Zresztą, kto miał powiedzieć? Wszyscy odpowiedzialni za podjęcie tej decyzji i znający miejsce ich pochówku już dawno wąchali kwiatki od spodu, zlikwidowani przez młodszych towarzyszy, po trupach pędzących do celu jakim była władza. Pierdolona władza i pieniądze. Stasek, gdyby to było możliwe, rozszarpałby tych pragnących zaszczytów skurwieli na kawałki. Ale cóż mógł zrobić? Do kraju nie dało się wrócić, bo oznaczało to pewną śmierć. Zaczął pić. Wydalono go za to z armii i pozostawiono bez środków do życia. Imał się więc różnych robót i ciułał dolary, czekając aż sytuacja polityczna w Polsce się ustabilizuje. Gdy wreszcie komunistyczna władza upadła, wrócił. Za zaoszczędzone u Wuja Sama pieniądze kupił niewielką chatkę pod lasem, nieopodal wsi Jawory i w zaciszu domowego ogniska rzucił się w słodkie ramiona nałogu, w rzadkich chwilach trzeźwości rozpamiętując wyrządzone mu przez poprzedni system krzywdy.
Ciągle mając przed oczyma żonę i córeczkę, splunął z rozgoryczeniem i podszedł do okna. Było już ciemno i stojący w pełni księżyc świecił oślepiającym blaskiem. Biła od niego taka jasność, że Staszek musiał zasłonić oczy dłońmi. Coś mu nie pasowało. Spojrzał przez palce i stwierdził, że obiekt który powinien być luną, zmienił pozycję.
- Co jest do jasnej cholery? – pomyślał, mając nadzieję, że to tylko pijackie przywidz

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Fasoletti
Użytkownik - Fasoletti

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2021-01-13 10:06:52