Szkarłatne więzi
Obudziła się wczesnym porankiem. Światło wdzierało się przez uchylone okno i rozświetlało mały, drewniany pokój. Dziewczyna niechętnie odwróciła się na drugą stronę łóżka, mamrocząc pod nosem. Po pewnej chwili jednak postanowiła wstać, gdyż jej matka nie tolerowała porannego lenistwa. Odkryła pierzynę, usiadła na rogu materaca i przeciągnęła się ziewając jeszcze. Dziewczyna ubrana była w długą, czarną piżamę z koronką. Kontrastowała ona dość mocno z jej bladą skórą.
Gdy już skończyła się rozciągać, wstała i podeszła do okna, aby zażyć nieco świeżego powietrza przed rozpoczęciem nowego dnia. Oparła się o drewnianą ramę i wyjrzała na zewnątrz. Poranek był wyjątkowo sielankowy. Słońce padało na mały ogródek rodzinny, eksponując drzewo, krzaki oraz nieliczne kwiaty. Gdzieś w koronie siedziały ptaki, śpiewając i skacząc po gałęziach.
Nagle drzwi do pokoju uchyliły się lekko. Powolnym krokiem do pomieszczenia weszła wysoka kobieta, ubrana w długą białą sukienkę, która zdobiona była złotymi ornamentami symbolizującymi słońce. Pomimo obecnych już zmarszczek na twarzy kobiety, nikt nie uznałby że wyglądała na starszą panią. Piękne, długie, szatynowe włosy opadały na jej suknię, a promienie słońca odbijały się od jej kosmyków niczym od lustra. Podeszła do dziewczyny i położyła dłoń na jej ramieniu.
– Kochanie – powiedziała – Wiesz przecież, że przed tobą wielki dzień. Czas się przygotować.
– Wiem mamo… – odpowiedziała dziewczyna – Pójdę się ubrać.
Kobieta kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko. Na to córka wstała i udała się do małego pomieszczenia po drugiej stronie pokoju. Po krótkiej chwili wyszła z powrotem ubrana już nie w piżamę, lecz czarną niczym noc suknię z czerwonymi falbankami. Na całej długości znajdowały się srebrne elementy symbolizujące księżyc oraz gwiazdy, nadając sukni elegancji.
Tak ubrana dziewczyna usiadła na niewielkim stołku przed lustrem, zamknęła oczy i czekała. Jej twarz była jasna i wyjątkowo łagodna o bladej cerze. Usta jej kryły w sobie nutkę ekscytacji oraz niepewności. Drobne kosmyki jej czarnych włosów opadały na twarz muskając lekko jej zarumienione policzki. Po chwili powoli otworzyła powieki, ukazując światu piękne, jasnoniebieskie oczy, które śledziły każdy ruch matki. Podeszła od tyłu i poprawiła suknię wygładzając ją. W pewnym momencie przestała, wzięła głęboki wdech i przytuliła córkę.
– Jesteś gotowa – rzekła po chwili – Musimy się zbierać. Twój ojciec i ja już wszystko przygotowaliśmy.
– Boję się mamo – odpowiedziała dziewczyna – Wiem że dopiero co osiągnęłam pełnoletność, ale nie wiem czego się mam spodziewać.
– Wiem, jak się czujesz. Twoje życie w końcu się zmieni i sama nie wiesz, jaki kierunek obierze. Jednak przygotowaliśmy cię do tego dnia najlepiej jak mogliśmy i chcemy, żebyś poznała świat z własnej perspektywy.
– Czy świat jest straszny mamo?
– Nie będę cię okłamywać. Jest straszny, ale właśnie poznawanie go i rzucanie mu wyzwania sprawia wiele radości. To jak pokonywanie swoich własnych lęków, w końcu uwalniasz się od strachu. Nie mówię, że to coś prostego, ale wiem, że jesteś silna i gotowa na to.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, odwróciła się i ucałowała mamę w policzek.
– No dobrze, czas na nas – powiedziała starsza kobieta, pomagając córce wstać.
Obie podeszły do drzwi i weszły do następnego pomieszczenia. Pokój ten był zdecydowanie większy niż sypialnia córki. Na ścianach zawieszone były szafki z różnego rodzaju przyprawami oraz naczyniami. W prawym rogu znajdowały się dwie pary drzwi, a zaraz obok stary aneks kuchenny. Na samym jego końcu znajdowało się okno, rzucające promienie słoneczne na nieduży stolik dla trzech osób.
Jedno z krzeseł zajmował starszy mężczyzna. Miał dłuższe, lekko siwe włosy zaczesane do tyłu. Twarz już powoli marszczyła się, jednak jego wzrok świadczył o pełni życia. Na twarzy miał okrągłe, złote okulary które co jakiś czas poprawiał. W ustach natomiast trzymał papierosa, którego co jakiś czas strzepywał na popielniczkę. Ubrany był elegancko. Biała koszula, kontrastująca z czarną parą spodni oraz srebrny krawat posiadający złote ornamenty, te same co suknia jego żony.
