Szkarłatne więzi
Zauważywszy swoją żonę oraz córkę, zgasił papierosa i wstał od stołu, po czym powoli podszedł do dziewczyny i złapał ją za ręce.
– Pięknie wyglądasz – powiedział z dumą – Szkoda, że nie spędziliśmy ze sobą więcej czasu.
Dziewczyna przytuliła ojca i odpowiedziała
– Kocham was. Dziękuję za wszystko.
Po tym wzruszającym momencie otarła łzy z oczu i nabrała powietrza.
– Jestem gotowa – powiedziała pewnie.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Ojciec dziewczyny popatrzył się na nią i powoli podszedł do nich. Z lekkim niepokojem pociągnął za klamkę. Masywne drzwi zaskrzypiały po czym przesunęły się ciężko po podłodze. Tajemnicza postać otoczona promieniami słońca stanęła w przejściu.
– Zastałem Lunę? – odezwał się nagle nieznajomy.
– O, tak owszem! Proszę, zapraszam do środka – odpowiedział zaskoczony ojciec dziewczyny.
Następnie spojrzał w stronę żony, jakby pytając jeszcze czy to na pewno dobry pomysł, jednak nie było już odwrotu.
Tajemniczy mężczyzna powolnym krokiem wszedł do wnętrza domu. Ubrany był w długi, skórzany, biały płaszcz, pod którym skrywał czarną niczym noc koszulę z niebieskim krawatem. Perłowe, luźne spodnie nieco przykrywały mu skórzane buty tej samej barwy. To, co najbardziej zwracało uwagę w wyglądzie tego mężczyzny była jego twarz. Całość głowy owinięta była w coś w rodzaju niebieskiego materiału z wyjątkiem włosów nieznajomego. Światło odbijało się nieco od jego długich, prostych, szatynowych włosów. Zaczesane były do tyłu, a niektóre kosmyki opadały na obie strony jego twarzy.
Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu jakby upewniał się, że trafił w dobre miejsce. W końcu skierował wzrok ku dziewczynie, Lunie. Obserwował ją chwilę, po czym odwrócił głowę ku ojcu rodziny.
– Od tego momentu przejmuję rytuał – przemówił nagle, po czym wyciągnął rękę ku mężczyźnie, jakby czegoś oczekując.
– Ach! Oczywiście – ojciec pogrzebał w kieszeni, by ostatecznie wyciągnąć sakiewkę, którą wręczył mężczyźnie.
Ten zważył ją ręką, po czym zajrzał do środka. Kiwnął głową i schował sakiewkę do kieszeni płaszczu.
– Możemy ruszać – powiedział wyciągając dłoń ku dziewczynie.
Luna skołowana, nieco zaistniałą sytuacją dopiero w tym momencie zwróciła uwagę na dłonie mężczyzny. Tak jak i twarz, jego ręce również były całkowicie zabandażowane. Niechętnie, jednak chwyciła dłoń nieznajomego, który zaczął prowadzić ją do wyjścia.
Na zewnątrz, niedaleko domu stał gotowy do drogi rumak mężczyzny. Koń ten był bladobiałego umaszczenia z jasnoszarą grzywą. Mężczyzna pogłaskał go po szyi, dając mu znać, że niedługo ruszą w drogę. Następnie podał rękę Lunie, aby ta mogła z łatwością dosiąść rumaka. Uśmiechnęła się i skorzystała z uprzejmości mężczyzny, dosiadając wierzchowca. Pomimo obcej osoby na swoim grzbiecie, koń wydawał się nadzwyczaj spokojny jakby znał tę dziewczynę od dawna. Nieznajomy podszedł nieco do przodu, po czym chwycił za uprząż, dając znak do wyjazdu. Potulne zwierzę parsknęło i zaczęło poruszać się naprzód ku drodze.
Luna, która jeszcze nigdy nie zaznała świata posmutniała nagle, poczuła strach przed tym wielkim światem. Przypomniała sobie jednak słowa matki. Odwróciła się i uśmiechając się, pomachała swoim rodzicom, którzy machali jej z drzwi ich domowego zacisza.
