Torebka pani Ziemniakowej

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

Babcia nie spała dobrze tej nocy. Wróble ćwierkały jak oszalałe i słyszała je bardzo dobrze mimo słabego słuchu. Ptaszki musiały urządzić sobie nocną imprezkę tuż pod domem. Leżąc pod ciepłą kołdrą pomyślała sobie, że trzeba im trochę ziarna rzucić albo słoniny na drzewie powiesić może pojedzone nie będą się tak wykłócać żeby niską temperaturę w nocy znieść. Z pełnym brzuszkiem, będą dobrze spały. Sama Już nie mogła zasnąć nad ranem, kiedy jeszcze ciemno było ktoś zapukał do drzwi. Szurając papciami po podłodze zbliżyła się do drzwi i zajrzała przez szybkę na zewnątrz nie spodziewając się tak szybko powrotu dzieci i wnuków. Nikogo nie zauważyła i nikt jej nie odpowiedział kiedy spytała kto tam. Lada moment miało wstać słońce więc wszelkie złe duchy powinny już iść spać, nic nie mogło zrobić staruszce krzywdy. Zresztą nikogo by się nie wystraszyła, miotłą i narzekaniem przegoniła by samego diabła, więc śmiało otworzyła szeroko drzwi i wyszła jeden krok na zewnątrz otulając się puszystym szlafrokiem.
- Jest tam kto? Ładnie to tak żarty sobie o tej porze stroić? - Nikt jej nie odpowiedział ale coś pisnęło pod jej kapciem. Zdziwiona spojrzała pod nogi. - A wy co tu robicie? Czy ja was przypadkiem nie zostawiłam w pokoju na piętrze? Jak się tu znaleźliście?
Długo się nie zastanawiała tylko uniosła obie zabawki i wróciła do domu zapominając o rzeczach których nie da się wyjaśnić ludzkim, ograniczonym wyobraźnią rozumem. Wróciła do pokoju chłopca, odłożyła figurki na półkę i zamknęła okno.
- No i wszystko na swoim miejscu. - Wzięła głęboki oddech. - Do środka wpadło dużo świeżego powietrza! Jak wrócą na obiad to pewnie będą zmęczeni po podróży to się chłopak zdrzemnie i odpocznie, żeby wypoczęty jutro do szkoły iść.
Poprawiła pościel która wyglądała jakby ktoś ją używał i wyszła jakby niczego nie podejrzewała albo wręcz przeciwnie wiedziała o wszystkim tylko nic sobie z tego nie robiła, no bo co ma się wtrącać nie w swoje rzeczy? Jest wiele światów, jeden z nich jest twój i tam musisz dbać o porządek i nie przeszkadzać innym mieszkańcom ich małych światów. No chyba, że poproszą o pomoc!

 

Babcia znikła za drzwiami. Zabawki odczekały chwilę aż powolne kroki markowane skrzypnięciami schodów znikną po czym wybiegły ze swych kryjówek na sam środek pokoju i spoglądając z ciekawością na biurko gdzie bohaterzy nocy stali jak na wysokości aby wszyscy mogli ich podziwiać.
- Gdzie byliście całą noc? - Chudy zapytał pierwszy - co się z wami stało? Znikliście nagle bez słowa. Nikt nic nie zauważył jak babcia otworzyła okno! Wypadliście?
Z grupy przebiła się do przodu pani Ziemniakowa, stanęła z samego przodu ale nie pisnęła ani słowa tylko surowo przyglądała się swemu mężowi, który nieśmiało i niechętnie zabrał głos obserwowany przez wszystkich.
- Właściwie to moja wina. Nie, nie wypadliśmy. Wyskoczyliśmy.
- Cooo? - Westchnęli wszyscy a najgłośniej pani Ziemniakowa.
- Oddaliliście się sami bez pozwolenia na terytorium wroga. To bardzo niebezpieczne i nierozważne nie informując o tym grupy. Nie zabezpieczyliście tyłów!
Zareagował surowo Buuz przy głośnym poparciu wszystkich żołnierzy i aprobacie cywili.
- Ale dlaczego? Po co? I czemu nas nie ostrzegliście? - Przez Jessy przemówiła troska.
- To moja wina bo to ja upuściłem torebkę, która wyleciała za okno. Pan Ziemniak bardzo się tym przejął, wy akurat byliście zajęci kłótnią, on zeskoczył a ja za nim.
- Nie to nie twoja wina Dino! Przecież to ja ci kazałem wyciągnąć mi rękę z torebką i to że wyleciała za okno to był przypadek. Moja wina, że nie poczekałem na przyjaciół i chciałem to załatwić sam.
- Przecież ja z tobą poszedłem i załatwiliśmy to jak prawdziwi mężczyźni. Powiedz, że nie! Ha, ha... He?
Dino zaczął się śmiać ale nagle coś mu stanęło w gardle. Zakrztusił się, padł na kolana i jak kot zaczął charczeć wyginając grzbiet i prostując długi ogon. Wszyscy spoglądali na niego z dołu, więc cofnęli się do tyłu kilka kroków, kobiety z obrzydzeniem, faceci z wytrzeszczem oczu. Dino odkaszlnął głośno ostatni raz i z jego ogromnej paszczy wyleciało piórko. Małe ptasie piórko wzleciało wysoko w powietrze i ruchem wachadłowym opadło na ziemię bardzo powoli hipnotyzując wszystkich swoim pięknym cichym i dostojnym sposobem poruszania się w powietrzu. - No tak. Natknęliśmy się na pewne problemy w postaci bandy wrednych wygłodniałych wróbli i musieliśmy użyć konkretnych argumentów aby oddali nam naszą torebkę. No i wtedy Dino...
- Dino! - Jessy wpadła w panikę, chwyciła swe piękne warkocze i pociągnęła je dół. Jej kapelusz opadł jej na oczy. Nie mogła spoglądać na piórko, które opadło na ziemię. - ZEŻARŁEŚ WRÓBELKA!
Jessy rozpłakała się na dobre. Pod biurkiem podniósł się lament mężczyzn i wycie kobiet.
- To hańba! Wroga bierze się do niewoli ale nie zjada! Dino coś ty narobił?!
Buzz padł na kolana i gdyby tylko mógł rozerwałby kombinezon i wyrwał sobie serce kładąc je obok upadłego piórka. Jessy kucnęła obok niego i oparła czoło na jego ramieniu nie przerywając beczeć jak głodny niemowlak. Tylko Chudy stojący z samego tyłu przechylił kapelusz na bok i drapał się po głowie jakby chciał z niej wyciągnąć myśl, która utkwiła mu tuż pod warstwą włosów i nie chciała wyjść na zewnątrz. Przyjrzał się dokładnie Dino i panu Ziemniakowi którym widok panikujących przyjaciół odebrał mowę.
- Dino! - Chudy obudził zielonego potwora ze snu - może byś się jakoś wytłumaczył?
- Ja miałbym zjeść mojego krewniaka? Nie ma mowy! Owszem, pokłóciliśmy się ale żeby od razu do pożerania? To było tak: Nie mogliśmy odnaleźć torebki, bo znikła gdzieś pod warstwą śniegu. To zaczęliśmy odgarniać całe góry śniegu a tu nic. Już mieliśmy wracać a tu nagle przyleciało to ogromne ptaszysko w wielgachnym dzióbskiem jak ostrze siekiery do rąbania drwa i pazurami większymi niż grabie do liści!
Dino zaczął maszerować po brzegu swej mównicy i wymachiwać rączkami aby jego opowiadanie nabrało rozmachu i autentyczności. Pan Ziemniak stojący nieśmiało z tyłu pokiwał tylko głową ze wstydem i spojrzał na wszystkich jakby chciał ich przeprosić za zachowanie swego dzieciaka. Z dołu wszyscy ze skupieniem zaczęli obserwować całą dwójkę: rozgadanego Dina i milczącego pana Ziemniaka. Dino rozgrzał się już na dobre i zaczął coraz bardziej przesadzać z ekspresją
- Był dwa razy większy ode mnie!
Pan Ziemniak pokiwał przecząco głową i wskazał dłonią wysokość sięgającą mu do pasa. Zaledwie jedna trzecia wysokości Dina.
- I zawołał swych dwunastu kompanów!
Paz Ziemniak zaprzeczył ponownie. Wskazał palcami czterech napastników.
- Skoczyli na nas ale przegoniłem ich swym przerażającym rykiem prehistorycznego gada!
Pan Ziemniak zaprzeczył po raz trzeci. Wskazał palcem siebie ale wyszedł krok do przodu złapał Dina za rękę, uniósł ją do góry i wykrzyczał doniośle jak kibic z trybuny.
- Niech żyje Dino waleczny! Największy i najodważniejszy dinozaur w naszym pokoju!
- Hurra!
Wrzasnęli wszyscy razem i podskoczyli w miejscu aż u babci na dole zatrząsł się żyrandol. Kiedy się uspokoili a bohaterzy zeszli z wysokości między przyjaciół. Dino był przez wszystkich uwielbiany, okazywali mu uczucia uśmiechając się do niego, ściskali jego drobne dłonie, oklepywali po plecach, dziewczyny drapały go za uchem, albo raczej w miejscu gdzie powinno być ucho, bo faktycznie go tam nie było.
Tylko do pana Ziemniaka przyszła pani Ziemniakowa i mocno go uścisnęła tuląc jak do poduszki po ciężkim długim, męczącym ale przyjemnym dniu.
- Wiesz, torebka trochę się pobrudziła ale udało mi się ją odzyskać.
- Głuptasie! Co mi po torebce kiedy ciebie by mi zabrakło!
- Ale przecież mówiłaś...
- Mówiłam, mówiłam, mówiłam... bo myślałam, że mnie nie słuchasz i nie rozumiesz. A ty jednak...
- Ja co?
Już miała to powiedzieć ale zabawki przecież nie są ludźmi. Może jednak?
- Aj! Głupi jesteś!
- Pewnie! I jestem tylko twoim głuptasem!
I stali tak razem, zupełnie tak samo jak kiedyś włożono ich do pudełka, kiedy byli nowi i przeznaczeni do sprzedaży. Podobni, zrobieni z tego samego materiału i nadanego tego samego kształtu, charakter sami sobie wyrobili. Skromni i opiekuńczy, mądrzy ale nie samolubni. Twardzi na zewnątrz ale miekkcy w środku. Idealna para rodziców.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35