Widziałem Empireum

Autor: chmielu
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

                Zza tłumu gapiów próbował dostrzec idących Archaniołów. W Empireum umiejętność lotu znikała, nie była przydatna. Zobaczył skrawek miecza Michała, jednego z najpotężniejszych, surowego Szefa, piewcę sprawiedliwości i uczciwości, zrodzony jako jeden z pierwszych. Po nim do wieży wszedł pewnie, zwierzchnik Wenusjan, Archanioł Rafael, cudowny uzdrowiciel, apologeta kiełkującego życia. Uśmiechał się nieznacznie, pieszcząc delikatnie koniuszek prawego skrzydła – słynął z pogodnego i łagodnego nastroju. Archanioł Gabriel, niestrudzony posłaniec, wiadomości, informacje, które przekazywał, zawsze dochodziły na czas, wydawał się być teraz dziwnie zniecierpliwiony. Z tyłu kroczył świetlisty Archanioł Uriel, znany, że potrafił prostymi słowami wyjaśnić najzawilsze dylematy, okazywał zrozumienie i pocieszał strapionych niewiedzą. Barbatos wyciągnął z wysiłkiem szyję i zobaczył Lucyfera. Kroczył ostatni, z fascynująco zaciętym wyrazem twarzy, o symetrycznych, pięknych rysach, czarnych jak smoła włosach, luźno opadających na ramiona, ciemne, czujne oczy rzadko doświadczały ukojenia od powiek, tytan pracy, darzony szacunkiem, większym niźli sam Archanioł Michał. Szedł powoli i nie patrzył na nikogo, głuchy na wołania. Nim zniknął za fasadą wieży, Barbatos zobaczył zjawisko niesłychane wśród Aniołów – cień sylwetki Lucyfera… bez skrzydeł.

 

Esencja napływała, koiła, pieściła zmysły, umysł chłonął, otwarty wsysał wiedzę, życie, moc. Cudowne uczucie, jak linia, promień łączący jednostkę z ogółem, matkę z dzieckiem, początek z kontynuacją, miłość z wiarą. Barbatos doświadczał szczęścia jakiego sobie nie wyobrażał, pochylony niegdyś nad projektem w pracowni - jakże to było nierealne, liczy się tylko Esencja, dobra, czysta. Cudowna. Piękna. Wspaniała.

 

Główna wieża świeciła boską obecnością. Wtem zaczęła delikatnie drgać, głucho, niewyraźnie. Spokój zgromadzonych został naruszony. Patrzyli na siebie pytająco. Co się dzieje? Nagle…

Piiiiiiiiiiiiiiiiiiissssssssssss…. Zatkali uszy, dźwięk dochodził i wstrzymywał oddech, wdzierał się do uszu mimo dłoni, zaciśniętych zębów. Barbatos upadł na kolana, z wysiłkiem podniósł powiekę – kłębowisko miotających się postaci, z cierpienia tłukących czołem o posadzkę. Ustało. Zafalował oddech ulgi. Wieża drgała mocniej.

 

Chwila i… nieogarniająca pustka, próżnia, otchłań, nic. Przerwał się strumień Esencji. Anioł Cnoty wydał jęk, jak szept wydobywający się z przepaści. Seria wizji. Upadła kończyna, skrzeczący śmiech, upadło skrzydło, skrzeczący śmiech. Pustynia, pragnienie. Morze, nadmiar. Wiatr, marzenie. Ziemia, proch. Z prochu kształt, z kształtu postać, z postaci – wiele postaci, z postaci – proch. Twarz – dziecko, młode, dorosłe, dojrzałe, stare, czaszka. Na taśmie kształty, dwie ręce, dwie nogi, głowa, taśma rzuca w dół, kolejno, śmiech. Bezwładne ciało, piją płyn z ciała, śmiech. Doły, robaki jedzą, smakują, płomień w ciele krzyczy, walczy. Skrzeczący śmiech. Ciemność, pustka, ze środka zbliża się, płomień, czerwony ogień, palący, duszący, zbliża się. Skrzeczący śmiech. Płonie. Ciepło dochodzi wszędzie. Z próżni idzie nowe. Zło. Cudowne. Piękne. Wspaniałe.

 

Usłyszał przytłumiony głos, gdzieś w oddali, poza czasem: - Niebo się rozstąpiło. Lucyfer został strącony.

 

Empireum, jak każda potęga, zrodziła pierwiastek przeciwstawny.

 

Esencja płynęła. Nie czuł jej. Nie chciał.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
chmielu
Użytkownik - chmielu

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2013-02-04 20:26:13