Z historii młodego wichrzyciela

Autor: Wichrzyciel
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

zaś bliżej płonącego zajazdu, tym gęściej żwirową drogę i trawę znaczyły ścieżki wilgotnej wciąż krwi, wina i posoki. Karczmarz zaraz skoczył do swojej żony - klęczącej w pewnym oddaleniu, na łące postaci, pochylającej się coraz w spazmach płaczu i zakrywającej twarz dłońmi. Syn, wraz z garnizonem milicji, rozbiegli się - część by szukać ocalałych, część do studni po wodę.
Z drugiej strony palącego się budynku, przy czołgającym się na wpół żywym, na wpół pijanym, rosłym mężczyźnie w półkożuszku, klęczał inny człowiek, okryty płaszczem i podtykał tamtemu pod brodę puginał, jednocześnie nachylając się, by dobrze słyszeć jego słowa.
- Idź do czorta! Z boru żeśmy przyleźli i w bór wracamy! Nie znajdziesz, choćbyś armię zebrał! Yjjgh! Jęknął, gdy czubek ostrza wbił się mocniej w jego szyję.
- Gdzieś musicie zbierać łupy! Gadaj! - chłop zacharczał i wypluł na trawę krew zmieszaną ze śliną.
- Dyć mówię! My po lasach...czego...gdzie Ty...co ..aaaargh! karwiaaa! - Zaryczał, gdy człowiek w kapturze zniknął mu na chwilę sprzed oczu, lecz moment później ostra krawędź broni rozcięła mu ścięgno Achillesa i zaczęła wrzynać się głębiej.
- Ty już nie pogonisz po lesie! Gadaj! - ryknął głos zza jego pleców.
- Jezioro! Na jeziorze teraz barkę ma nasza Pani!

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Wichrzyciel
Użytkownik - Wichrzyciel

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-03-06 21:09:21