Bona fides - opowieść SF, część pierwsza

Autor: Jan_Kuff
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Druga umowa gwarantowała mu dożywotnie zatrudnienie o ile przeżyje badania. Te trzy lata spędził przed ekranem. Był on chłodny i pusty gdy nie przechodził przezeń impuls, zupełnie jak nowe rasy. Tak przynajmniej wtedy myślał. Błąd, tak myślał do dziś.

Ekran jednak się przydawał. Nie miał implantów – komunikacyjnych, drogowych, ogólnorozwojowych, życiowych i innych, tak bardzo rozpowszechnionych. Jego twardy i niezniszczalny organizm wszystkie odrzucał. Utrudniało mu to zwykłe, codzienne życie – oczywiście przed i po izolacji.

Na ekranie pojawiały się twarze nowych nauczycieli i wykładowców. Zmodernizowana szkoła i tak przeniosła się do sieci. Zdobył dwa tytuły naukowe. Jeden pierwszego a drugi trzeciego stopnia. To pozwoliło mu później zrobić karierę w tej korporacji.

Dziś był na wyżynach, już po kilku świetnych osiągnięciach. Dziś jednak wszystko miało się skończyć.

„Bona fides” - usłyszał przez papierowy telefon, który dawno został zastąpiony implantem ocznym. Wojsko jednak polegało na tym przestarzałym sprzęcie, ponieważ nikt już nie potrafił namierzać takich rozmów. Nikt nie podejrzewał, że przestarzała technologia, która dawno już została zakopana w księgach traktujących o postępach cywilizacyjnych, będzie używana jeszcze kiedykolwiek przez służby czy przez kogokolwiek innego. Ten ruch był najbłyskotliwszym ruchem generałów, którzy w ten sposób osiągnęli stu procentową skuteczność w konspiracji skierowanej przeciw podziemnym czasopismom i magazynom. Nikt inny przecież nie interesował się tą archaiczną i nikomu nie potrzebną instytucją jaką stało się wojsko. Używała ich także siatka szpiegowska, a mu pozwolono na używanie tego sprzętu po kilkukrotnych i nieudanych próbach wdrożenia uaktualnień do jego organizmu i życia.

Wyszedł z gabinetu. Usiadł na jednym z antygrawitacyjnych foteli czekających na korytarzu. Był to jego fotel, specjalnie przygotowany do sterowania za pomocą klawiatury. Z listy na małym ekranie wybrał: „wyjście”.

Zszedł z fotela. Brak implantów zmuszał go do skanowania linii papilarnych i testu głosowego. Wcześniej wprowadzony wirus tylko na to czekał. Położył rękę na skaner i rzekł jakby od niechcenia, nie wiedząc cóż mógłby dzisiaj powiedzieć:

- Bona fides – swym prostym i nie wzbudzającym podejrzeń głosem.

Pojechał prosto na pas startowy. Wirus zrobił swoje. Wszystkie dane zostały przekazane kupcowi. On czekał już z niecierpliwością na lot. Na niego, w najbliższej galaktyce, czekała zapłata, ale nie tylko.

Długo oczekiwał tego spotkania. Człowiek, płci przeciwnej zgodził się spędzić z nim resztę życia. Miał pierwszy raz spotkać przedstawiciela własnej rasy. Miał z nim spędzić dużo czasu i przepuścić dużo pieniędzy.

Przed wylotem pomyślał tylko: „Bona fides”.

Silnik grawitacyjny zrobił swoje, a wojskowy pilot nie zawiódł.

 

 

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Jan_Kuff
Użytkownik - Jan_Kuff

O sobie samym: Głównie zajmuje się pisaniem tekstów do piosenek, których nikt nie słucha. Więc może ktoś ma ochotę przynajmniej poczytać i podzielić się konstruktywną opinią.
Ostatnio widziany: 2016-03-01 18:02:54