Czarownica, wampir i szaleniec - część 1.

Autor: Bajabongo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

Mistrzyni drgnęła, robiąc kleks na stronicy księgi.

Impuls był bardzo, bardzo silny. Czuła taki tylko raz. Zerwała się natychmiast i chciała podbiec do regału z książkami, ale skutecznie zatrzymała ją przypięta grubym łańcuchem do kostki żelazna kula. Zaklęła szpetnie, uniosła dłonie do góry, wykonała krótki gest.

- NEMEYETH! - Krzyknęła na cały głos. Magicznie wzmocniony okrzyk przeszył całą akademię wzdłuż i wszerz. Po chwili łupnęło zdrowo, i na środku pokoju pojawiła się wysoka, niewiarygodnie chuda dziewczyna w białej szacie. Wszystko byłoby z teleportacją w porządku, gdyby nie to, że adeptka sztuk magicznych przeniosła się nieco zbyt wysoko. Zdrowo uderzyła całym ciałem o kamienną posadzkę, z jękiem wstała, rozcierając plecy.

- Dalej masz problemy z koncentracją? - spytała czarodziejka z troską.

- Tak, mistrzyni - odparła nosowym głosem uczennica. Szczupła twarz powlekła się rumieńcem. Widać było od razu, że była uczennicą ostatniego roku - te poznawało się po tym, że były nienaturalnie piękne i idealne, bo potrafiły już bez większego problemu eliminować wszelkie defekty swojej naturalnej urody. Ale Nemeyeth była nieco... Niezdarna. Chciała zeszczupleć, i w efekcie wyglądała jak anorektyczka. Chciała mieć prosty nos - wydłużył jej się o dziesięć cali i skróciły go koleżanki, bo ona sama nie była potrafiła odczynić zaklęcia. Rzadko kiedy wychodziła jej teleportacja, której uczono się w pierwszej klasie. Przedmioty łatwo wylatywały jej z rąk, była nerwowa, roztrzepana. Była, co tu dużo mówić, nieudacznicą. Ale bardzo lubianą i sympatyczną nieudacznicą. A mistrzyni w chwili obecnej była zajęta innymi sprawami i nie bardzo chciała odrywać się od zajęcia, żeby przekazać prośbę Adrastei, jej przyjaciółce i drugiej mistrzyni, obecnie niezbyt zaangażowaną zawodowo i prywatnie. Nemeyeth była pierwszą uczennicą, która przyszła ją do głowy. To był jedyny argument, który zaważył na błyskawicznej decyzji wiedźmy.

- Przekaż pani Marshvick, żeby przebadała impulsy energii, dobrze? - poprosiła. Nie była jedną z tych wyniosłych, lodowatych i wrednych czarownic. Była miła. Właśnie wtedy bycie wyniosłą, lodowatą i wredną dawało najlepszy i najlepiej widoczny efekt.

- Ostatnio kiedy przekazywałam jej od pani wiadomość, to mistrzyni Marshvick rzucała za mną krzesłami - czarodziejka zamyśliła się. Spojrzała na żelazną kulę.

- Idź już sobie, Nemeyeth - nie mogła do niej iść! Miała robotę i kulę u nogi, którą sama tam zawiesiła, żeby utrzymać się na miejscu pracy. Ale te anomalie były takie silne! Ktoś chyba bawił się w otwieranie Dolnych Wrót... To ważniejsze. Machnęła dłonią. Kula zniknęła, łańcuch także. Wykonała szybki gest i już była w ponurym, szarym gabinecie należącym do Adrastei Marshvick. Wszystko było w nim szare: ściany, podłoga, biurko, krzesła, nawet kwiaty. Tylko narzuta na łóżku była wściekle pomarańczowa.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Bajabongo
Użytkownik - Bajabongo

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-08-15 12:21:35