Czarownica, wampir i szaleniec - część 1.
- Przepraszamy, że przeszkadzamy, Laimo, ale ja i Adrasteia musimy opuścić szkołę - powiedziała szybko, jednakże nie przyjęłaby do wiadomości odmowy. Działo się coś ważnego, i nie obchodziło jej, ilu magików to wyczuło - wyczuła to ona, i nie zamierzała zostawić sprawy własnemu biegowi. Mistrzyni Marshvick myślała podobnie.
- Też to wyczułyście, rozumiem. Ale inni już się tym zajęli, poradzą sobie - odparła dyrektorka takim głosem, jakby mówiła do niedorozwiniętych umysłowo dzieci.
- A nas to nie obchodzi, każda pomoc się przyda - odparła, zadzierając nos, mistrzyni Marshvick, przeczuwając, że jeżeli się nie odezwie, całą sprawę przeprowadzi jej przyjaciółka, bez jej słowa.
- W takim razie, napiszcie tylko wymówienia z pracy. Nie wymagam wiele.
- Nie zwalniamy się. Bierzemy tylko... Urlop. Nigdy nie byłyśmy na urlopie - podjęła Varitade.
- Mithro, nauczyciele nie mają urlopu. Nie wystarczyło wam Fyagotige?
- NIE. Gdybyśmy poczuła impuls podczas Fyagotige, zabrałabyśmy się za to wtedy. Ale poczułyśmy go dzisiaj - powiedziała sucho Adrasteia.
- Podpiszcie - Laima Erwen wyczarowała z powietrza dwa zapisane pergaminy, wzięła je i podała nauczycielkom. Obydwie podpisały i bez komentarza rzuciły rezygnacje.
- Ale my tu wrócimy! - zapowiedziała Mithra.
- Nie wątpię - odparła znużona dyrektorka. Obie mistrzynie wyszły z silnym przekonaniem o słuszności swojej decyzji. "Głupie toto i narwane", pomyślała arcymistrzyni Laima Erwen, wracając do papierkowej roboty. "Będą szukać razem z resztą. Nie znajdą. Wrócą."