Fallout - Rozdział 1: Świat zewnętrzny, część 1

Autor: AS-R
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            Mrok nie był już do końca mrokiem.

            Nie było to jednak istotne. Szczury bowiem ocipiały. Wszystkie mknęły i wijąc się próbowały desperacko uszczknąć coś dla siebie. Blaine nie musiał już właściwie mierzyć dalej. Te, które żarły brutalnie odganiały te, które żreć chciały, a wszystkie w okolicy przy pomocy swego szczurzego, napompowanego siłą atomu intelektu kombinowały, jak capnąć coś małego, co wypełni ich brzuszki i pozwoli choć na chwilę poczuć się bezpiecznie w upragnionej przez zwierzęta sytości.

            Płynąca fala ssaczego pomiotu opływała przypominające pale nogi Blaine’a. Blaine natomiast postanowił skorzystać z okazji i czym prędzej odwrócił się i pobiegł przed siebie.             Nie było sensu, ani sposobu lawirować pomiędzy nieposkromionym potokiem zmutowanych zwierząt. Oczami wyobraźni Blaine widział dzisiejszy wpis w dzienniku jego PipBoy’a 2000:

            Dzień pierwszy

            Brodziłem przez terror żywych, wijących się pod moimi stopami szczurów. Słyszałem dobywający się z ich pysków pisk, kiedy gniotłem im ogony. Słyszałem dziki, przepełniony nienawiścią i podłymi życzeniami śmierci jazgot, kiedy miażdżyłem ich kręgosłupy, czaszki i rozpłaszczałem chronione przez matki młode. Fala pulsującego, mięsistego dywanu przeciwstawiała się moim nieustępliwym wysiłkom wydostania się na zewnątrz; niczym treningowa bieżnia o nierównej, oślizgłej nawierzchni. Potem zaś wszystko się zmieniło, a ja ujrzałem rozjaśniające się wnętrze pieczary. Biologiczna wyściółka spod podeszw moich regulaminowych butów przerzedzała się, aż szczury pozostały gdzieś daleko z tyły: pośród mroku i ciemności spowijających pierwszy, (nie)goszczący mnie obszar radioaktywnego świata zewnętrznego.

            Potem faktycznie wszystko uległo zmianie, a zmiana ta była tak błyskawiczna i płynna zarazem, że Blaine przystanął rażony kolejnymi wątpliwościami i wkradającymi się do wnętrza pieczary promieniami obcego mu dotychczas słońca.

            Przynajmniej tumany szczurów zniknęły. Z rozgrywającego się gdzieś za jego plecami szczurzego holocaustu, docierały tylko ciche, przytłumione dźwięki bezwzględnej walki, cierpienia, śmierci i pasującej tam jak mrówkojad pośród mrówczego kopca uczty.

            Blaine odgarnął opadające mu na czoło kruczoczarne włosy. Schował pistolet do kabury, poprawił wiszący mu na plecach plecak i tupnął kilkukrotnie nogami próbując strząsnąć z nich fragmenty szczurzej sierści i przylepione drobinki krwi.

            Potem uniósł dłoń osłaniając oczy. Im bliżej wyjścia jaskini, tym mocniej musiał zaciskać powieki. Światło bowiem było tak kłujące i tak intensywne, że Blaine’a więcej miał teraz wspólnego ze ślepym, głębinowym kretem, aniżeli z człowiekiem.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
AS-R
Użytkownik - AS-R

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-02-27 21:39:56