Kiki

Autor: angis.zvaigzde
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Kiki? - drgnęła przestraszona cudzym głosem.

Podniosła się, zaciskając zęby z bólu. Całe lewe przedramię było pocharatane o kamienie. Blondynek spod sklepu patrzył na nią z nieudawanym przerażeniem. Nagle zrobiło jej się głupio. Z zakłopotaniem wytarła usta wierzchem dłoni.
- No, co się gapisz – mruknęła - Przecież ci mówiłam, ze będę miała wypadek.
- Boli? - wybąkał chłopak, przenosząc wzrok z Kiki na jej rower i na ślady krwi na piasku.
- No pewnie, ze boli! - ryknęła wściekle Kiki – A jak sądzisz?! Boże, dlaczego ty za mną jedziesz?!
- Nie wiem. Słuchaj, pomogę ci. Mieszkam niedaleko. No chodź, trzeba to opatrzyć.

Dom był nieduży, z obowiązkowym ogródkiem i psem przy budzie. W środku było błękitnie, chłodno, panowała zupełna cisza. Kazał jej usiąść w kuchni przy ogromnym drewnianym stole. Kiki usiadła, ale zaraz wstała, bo zauważyła wiszące na ścianie nieduże lustro. Podeszła do niego ze wstrzymanym oddechem; z drugiej strony lustra patrzyła na nią przestraszona dziewczyna. Miała brudną szramę na policzku, usta i brodę we krwi. Zupełnie jak wtedy. Odwróciła wzrok.

- Kiki, usiądź. Trzeba to przemyć i zabandażować. Wrócił z miską ciepłej wody, ręcznikiem i jakimiś środkami opatrunkowymi. Kiki podała mu lewą rękę, zamknęła oczy. Cholera, Maksim pewnie świruje, że mnie tak długo nie ma. Powinnam iść, pomyślała, ale nie ruszyła się z miejsca. Z plastrem na policzku wyglądała jak łobuziak z podstawówki. Przed lustrem obmacała spuchnięta wargę, uśmiechnęła się do swojego odbicia. Odwzajemniło uśmiech. - Dziękuję - tym razem uśmiechnęła się do blondynka. Przejechała dłonią po włosach, były całe zakurzone. Chłopak sprzątał ze stołu cały ten prowizoryczny lazaret, ale ciągle zerkał na Kiki. Nie odpowiedział na jej podziękowanie, uśmiechnął się tylko, bardziej do siebie niż do niej.
- Słuchaj - odezwała się znowu - jak ty właściwie masz na imię?
- Wiktor.

Wiktor, powtórzyła w myśli, kiedy rozgrzane powietrze przylgnęło do jej skóry razem z zapachem, który unosił się wszędzie - zapachem nieokreślonym i ulotnym, który doprowadzał Kiki do szaleństwa. Sycząc z bólu wsiadła na odrapany rower, odepchnęła się mocno od ziemi. Pęd powietrza był jak czyjaś chłodna dłoń. Kiki westchnęła ze znużeniem. A może by tak nie skręcić w lewo tylko pojechać dalej, nie wiadomo dokąd, przed siebie? Albo dojechać na rowerze do domu? Pójść na piętro, spakować swoje rzeczy... Na dole, przy schodach staliby Piotr z Martą, jak para sępów, zawsze krążący w pobliżu, ale Kiki tym razem po prostu minęłaby ich bez słowa. To nieprawda, nic wam nie zawdzięczam. Zajmijcie się wreszcie własnym życiem. On też was nie potrzebuje. Słyszysz, Marto? Timo też zostawcie w spokoju. Zatrzymała się gwałtownie, ryjąc czubkami tenisówek w piasku.

Na drodze stał Maksim.

Musiał widzieć ją z daleka, bo przybrał wystudiowaną pozę. Troskliwe zagniewanie. Gdyby nie znajdowała się kilka metrów od niego, roześmiałaby się na widok jego zasępionej miny, kciuków zatkniętych za pasek i przytupującej nogi. Zamiast tego ze spuszczoną głową zsiadła z roweru i podeszła do Maksima. Patrzyła na jego buty. Jeden z nich ciągle przytupywał. Mówi do mnie jak do dziecka. Mam się rozpłakać? A może po prostu każe mu się wypchać i pojadę dalej?  Kiki podniosła wzrok wyżej, powoli wyprostowała się. Chrzań się, Maksim.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
angis.zvaigzde
Użytkownik - angis.zvaigzde

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-01-19 12:33:07