Koliberek
Tymczasem kruk usłyszał brzdęk. Zainteresował się nim. Spokojnie podszedł do skrzyni i zajrzał do środka. Zobaczył tam zdenerwowanego Koliberka.
- A ty gagatku, co tutaj robisz? – Zadrwił z niego. – Czy nie wydaje ci się, że nie powinno się zaglądać do biżuterii damy?
- Do biżuterii damy z pewności nie. – Odparował Koli.
- Wychodź łobuzie! I to już! – Krzyknął kruk. Koliberek zanurzył głowę w skarbach, by po chwili ją wyjąć i spokojnie opuścić skrzynię.
… Co się potem działo? Niezbyt szczęśliwy czekał go los.
Kruk ze swoimi przyjaciółmi za karę odcięli mu lewe skrzydło. I choć bardzo go bolało, nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. A potem porzucili go na ulicy, niemal zemdlonego z bólu i upływu krwi. Cudem udało mu się dotrzeć do dziewczynki nadal czekającej na niego na chodniku. Gdy go zobaczyła niezwłocznie zawinęła mu skrzydło własną apaszką. A Koliberek, oszołomiony z wycieńczenia nie powiedział nic. Zdołał tylko otworzyć dziobek i wypluć z nich broszkę pająka. Dziewczynka leczyła go przez wiele dni. A gdy był już zdrów, pożegnali się ciepło. Koli ruszył dalej w świat.
A kiedy pomyślał o wszystkich tych zdarzeniach spojrzał za siebie, splunął przez ramię i rzekł do siebie:
„Niczego nie żałuję! Żadnego błędu i skrętu na manowce. Każdy upadek jaki przeżyłem wart był, by po nim wstać. Każde doświadczenie jakie miałem godne było przeżycia. I jeśli jeszcze zdarzy mi się zbłądzić – kolejny raz zawrócę, usiądę na przydrożnej miedzy, pomyślę nad swoim życiem i pójdę w dobrą stronę”. I poszedł dalej na przekór wszystkiemu radośnie pogwizdując swym małym żółtym dzióbkiem.
