Nocne pragnienie
Przebudziłem się powoli, jakby ze snu, który wcale nie chciał się skończyć. Obce wnętrze pokoju pachniało delikatnie perfumami i czymś jeszcze – jej obecnością. Obok mnie, w pościeli, spała dziewczyna, którą poznałem zaledwie wczoraj. Jej oddech był spokojny, rytmiczny, a uśmiech na ustach sugerował, że noc należała do tych niezapomnianych.
Zegarek na stoliku wskazywał trzecią nad ranem. W głowie kłębiły się pytania. Jak tu trafiłem? Co nas do siebie przyciągnęło tak szybko, tak intensywnie? Czy poranek przyniesie rozmowę, czy ciszę?
Spojrzałem na nią raz jeszcze. Wyglądała jak z innego świata – rozmarzona, wtulona w ramię, jakby od zawsze była na swoim miejscu.
Jej ciało spoczywało częściowo odkryte pod miękką kołdrą. Skóra miała odcień porannego mleka, ciepły i gładki, jakby stworzony do dotyku. Czarne włosy rozsypały się na poduszce i opadały miękkimi falami na jej szyję oraz ramiona, tworząc ramę dla tej nieświadomej urody.
Pochyliłem się delikatnie, pozwalając sobie jeszcze przez chwilę nacieszyć się widokiem – krzywizną jej biodra, linią obojczyków, spokojem wypisanym na twarzy. Pachniała jak noc i jaśmin – zapach, który wczoraj kusił, a teraz wciąż unosił się w powietrzu, mieszając się z aromatem prześcieradeł i wspomnień.
Przesunąłem dłonią po jej ramieniu – ostrożnie, z szacunkiem, niemal lękliwie – jakby mogło to przerwać czar. Jej skóra zareagowała natychmiast: delikatne drżenie, ledwie zauważalny ruch. Nie otworzyła oczu, ale westchnęła cicho, jakby podświadomie rozpoznając mój dotyk.
Przez moment trwałem tak – zawieszony między snem a jawą, między wczoraj a dziś – z sercem bijącym szybciej, niżbym się spodziewał. Każdy fragment jej obecności wydawał się magnetyczny, nasycony ciszą, która mówi więcej niż słowa.
Jej ciało poruszyło się leniwie, kiedy przesunąłem dłonią wzdłuż jej pleców, aż po linię bioder. Westchnęła znów, tym razem głębiej – jakby zapraszająco. Nie otwierając oczu, wygięła się lekko w moją stronę, a pościel zsunęła się jeszcze niżej, ukazując kształty, które wczoraj pieściłem z głodem odkrywcy.
Jej skóra była ciepła i miękka, a gdy przysunąłem usta do jej szyi, zadrżała – tak, jakby ciało pamiętało mnie lepiej niż rozum. Pocałunek zostawił na niej wilgotny ślad, tuż przy uchu, gdzie szeptałem jej imię nocą, łamiącym się głosem.
Przesunąłem dłonią po jej udzie, powoli, aż dotarłem do wewnętrznej strony – czułej, napiętej, delikatnej. Poczułem, jak napina mięśnie i rozszerza nogi, nie mówiąc nic, ale dając mi wszystko. Była wilgotna. Ciepła. Otwarta.
Wsunąłem się między jej uda, muskając palcami to miejsce, które znałem już dobrze, ale które za każdym razem zaskakiwało intensywnością reakcji. Jej biodra uniosły się delikatnie, jakby zapraszała mnie w głąb siebie. Jej oddech przyspieszył, palce zaciśnięte na prześcieradle zacisnęły się jeszcze mocniej.
– Chodź do mnie – wyszeptała cicho, gardłowo. – Teraz.
Nie potrzebowałem więcej. Prowadzony jej zapachem, smakiem, wspomnieniem nocnej bliskości, wszedłem w nią powoli, czując, jak nasze ciała zespalają się na nowo. Była ciasna, gorąca – przyjmowała mnie zachłannie, jakby nie mogła czekać ani sekundy dłużej.
Ruchy stawały się coraz głębsze, coraz bardziej głodne. Jej jęki były już całkowicie świadome – niskie, zachrypnięte, splątane z moim oddechem. Nasze ciała tańczyły ten taniec namiętności jakby świat nie istniał, jakby poza tą chwilą nie było niczego.
Jej ciało falowało pod moimi ruchami, ale to ona pierwsza przerwała rytm. Nagle chwyciła mnie za nadgarstek i odsunęła lekko, z błyskiem w oku. Teraz patrzyła na mnie zupełnie świadomie – bezsenna, skupiona, z tym uśmiechem, który znałem dopiero od kilku godzin, a już uzależniał.
– Teraz ja – powiedziała, a jej głos był niski, stanowczy, rozkazujący.
Usiadła na mnie okrakiem, jej uda ściskały moje biodra, a dłoń poprowadziła mnie z powrotem w siebie – tym razem powoli, z pełną kontrolą. Patrzyła mi w oczy, nie uciekając wzrokiem ani na moment. Każdy jej ruch był pewny, zmysłowy, dopracowany – jakby znała moje ciało lepiej niż ja sam.
