Opowieści podróżnika. Śmierć z powietrza.

Autor: Slugalegionu
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

- Jaki mieliście plan. - Szepnąłem po tym jak się ukryliśmy.

- Zabić ją z mojej kuszy.

- No kurwa, zajebiście. Macie plan B?

- Nie, a jaki ty masz plan? - Odezwał się Rudy.

- Chciałem poczekać aż zaśnie i wtedy ją zaatakować.

- Więc działamy bez planu? - Zapytały się krasnoludy.

- Nie, opracujemy jakiś plan teraz.

- Bez mojej kuszy i tak nic nie zdziałamy. - Rzuciłem Grubemu kuszę Farida. - Mam iść z tym maleństwem na gryfa? Chyba sobie kpisz.

- Nie narzekaj, ty chociaż nie musisz się do niej zbliżać. Ja odwrócę jej uwagę, a ty postaraj się jej zrobić krzywdę. - Powiedziałem podając mu miniaturowe bełty.

 

Wybiegłem z krzaków z bojowym okrzykiem modląc się w duchu do wszystkich znanych mi bogów, abym przeżył. Kiedy samica mnie zauważyła zasyczała gniewnie po czym wzniosła się w powietrze. Na szczęście celne trafienie Grubego w jej dziób sprowadziło ją na dół. Oczywiście przeżyła. Spróbowałem zranić ją mieczem, ale ta uderzyła mnie łapą z taką siłą, że przeleciałem jakieś dziesięć metrów. Splunąłem krwią mając nadzieję że to tylko przygryziony język. Gryf biegł niezgrabnie w moją stronę. Chciałem odskoczyć, ale ona mnie przewróciła po czym przygniotła łapą do ziemi. Już rozdziawiała swój dziób żeby mnie zabić, gdyby Rudy uderzył ją toporem z prawe oko. Zatoczyła się, ale szybko odzyskała równowagę i z wściekłością zamachnęła się skrzydłem. Rudy wylądował dwa metry dalej ogłuszony. Tym razem to na nim stanęła samica, kiedy Chudy paskudnie zranił ją w lewy bok, poleciała w górę ignorując mnóstwo bełtów które w międzyczasie zdążył wpakować Gruby.

 

- Kalin, błagam cię, powiedz że masz jeszcze amunicję. - Powiedziałem.

- Niestety nie mam, zresztą, i tak uciekła. Jest już na horyzoncie, nie dogonimy jej.

- Wróciłaby tu gdybyśmy znowu hałasowali. - Powiedział Rudy otrzepując się z ziemi.

- Osobiście uduszę tego z was, który to zrobi. - Zawołałem gniewnie. - Teraz, kiedy odkryliśmy jej gniazdo, powinna polecieć w zupełnie inne miejsce więc...

 

Moją wypowiedź przerwał Braden, który najwyraźniej zerwał się bandycie prowadzącemu go do obozu, kiedy usłyszał naszą walkę z gryfem. Sam bandyta biegł za nim klnąc niemiłosiernie. Cała dwójka robiła niewyobrażalny hałas. Czy chociaż jedna, tylko JEDNA, rzecz mogła pójść po mojej myśli! Pisk który rozległ się kilka sekund po tym jak Braden zatrzymał się obok mnie zdradził że ptaszyna usłyszała ten harmider.

 

- Masz cokolwiek do strzelania? - Rudy zapytał się bandyty.

- Nie. - Ten odpowiedział wyjmując swój miecz.

 

Gryf był u nas już po chwili. Kiedy złożył skrzydła chcąc pikować, każdy z nas natychmiast pobiegł w inną stronę, niestety Braden nie zdołał uniknąć ataku. Gryf wziął go w swoje łapy, poleciał w górę, a następnie odgryzł mu głowę. Przeszła przeze mnie fala wściekłości. Braden był koniem mojego ojca jeszcze zanim się urodziłem, dostałem go w wieku szesnastu lat z okazji mojego rozpoczęcia służby wojskowej, był powiernikiem moich wszystkich sekretów, a teraz nie żyje. Ta wypłowiała kupa piór musiała mi za to zapłacić! Kiedy tylko wylądowała na ziemi w celu wyciągnięcia kilku bełtów które utkwiły w wyjątkowo bolesnych miejscach, zacząłem biec w jej stronę drąc się wniebogłosy. Chciała uderzyć mnie prawą łapą, ale ja byłem szybszy. Schyliłem się unikając jej ciosu, a następnie wbiłem swój miecz pomiędzy jej żebra. Zawyła w bólu, po czym szybko skonała. Reszta podeszła do mnie w milczeniu. Kirimizi kulał.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Slugalegionu
Użytkownik - Slugalegionu

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2015-07-11 22:04:27