Spacer po obwodzie

Autor: bartekzalewski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

  Umówiliśmy się na następny spacer jutro i ona poszła do domu, a ja zawróciłem do swego mieszkania. Szedłem jak zwykle powoli, ale teraz już było mi jakoś tak inaczej na duszy. Zapomniałem o tym całym swoim życiu. Sprawiła to rozmowa z Anną. Sam fakt obcowania z kimś innym miał skutek zbawienny. Nie miało tu znaczenia, że była to dziewczyna… Mógł to być ktokolwiek - ważne było, że na chwilę wróciłem do realnego świata, uwolniłem się od koszmarów, przerwałem magiczny krąg, w którym tkwiłem.

  Nazajutrz pełen nadziei na kolejne niezobowiązujące spotkanie, wypuściłem się na przechadzkę z Hektorem, wcześniej niż zwykle. Zupełnie jakby gnała mnie pewna niecierpliwość i tęsknota do bliskości innego człowieka. Zauważyłam także, że już całkiem inaczej postrzegam świat, nie tak pusto i bez znaczenia jak dotychczas, lecz wszystko to, co mnie otaczało nabierało kształtów, i co ważniejsze, barw. Jeszcze to było takie rozmazane i wyblakłe, ale jednak! Zgłupiałem. Na bogów! Całkiem mnie zakręciło. Nie jak nowo zakochanego młokosa, tylko kogoś kto na nowo poznał smak i znaczenie słowa: nadzieja. Rozglądałem się wokół w poszukiwaniu Anny, tłumiąc w sobie rozczarowanie, że jej nigdzie nie widzę. Nieśpiesznie przechadzałem się po wszystkich mi znanych ścieżkach i ani na moment nie pomyślałem o tych wszystkich sprawach, które dotąd zawsze mnie wtrącały w otchłań samoudręczenia. Zabawne, jak tak prozaiczna rzecz - inna osoba, może sprawić, że zaczynamy myśleć inaczej. Przestać zamartwiać się sprawami, które dotąd zatruwały nam życie.

  Anna wciąż nie nadchodziła. Pogodzony z tym faktem, gwizdnąłem na psa i ruszyłem w swój rytualny obchód. Hektor zdawał się być równie rozczarowany jak ja, a może nawet bardziej. Pobiegł za mną, ale z wyraźnym ociąganiem, raz po raz się oglądając za siebie w oczekiwaniu, że Dandys, jego nowo poznany wczoraj towarzysz zabaw w końcu się pojawi.

 Pojawili się pół godziny później. Najpierw usłyszałem szczekanie i coś jakby nawoływanie. Hektor natychmiast rozpoznał kto biegnie ku nam. Jego ogon machał w szalonej radości. Nie wytrzymał i także odszczeknął coś w odpowiedzi. Ja stałem i patrzyłem pośród drzew jak zbliża się do nas znajomy płaszczyk i czapeczka w kolorze wiśni. Anna z dala wyglądała jakby usiłowała dogonić coś, co ucieka jej bezpowrotnie. Kiedy dobiegli oboje do miejsca, w którym na nich czekaliśmy, przez moment słychać było tylko dwu głośne sapanie - człowieka i zwierzęcia.

- Po co tak biegłaś? - Pytam na powitanie.

- Żebyście nam nie uciekli - wysapała.

 Jej policzki zaróżowiły się z wysiłku. Psy spoglądały na nas w oczekiwaniu hasła do następnej szalonej gonitwy.

- Hektor! - Mówię do swego ulubieńca. - Pokaż mu jak się biega!

 Nie musiałem dwa razy powtarzać. Wilczur runął do przodu, a Dandys za nim. Poszczekiwały przy tym radośnie, mój barytonem a piesek Anny nieco bardziej falsetem. Cały las się w jednej chwili wypełnił jazgotem psów. Kiedy nieco się od nas oddaliły i można było spokojnie rozmawiać, Anna zaczęła się tłumaczyć:

- Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłam wcześniej się wyrwać…

- Nie ma sprawy. Przecież nie masz obowiązku spotykać się ze mną.

 Nie wiem czemu, ale te moje słowa jakby sprawiły przykrość dziewczynie.

- Traktujesz to jak obowiązek?

- Co? - Pytam głupawo, nie bardzo nadążając za tokiem jej rozumowania.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
bartekzalewski
Użytkownik - bartekzalewski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-02-04 15:06:22