Żywioły Karteru. Ziemia


Tom 1 cyklu Żywioły Karteru
Ocena: 3.5 (4 głosów)

Raz na siedem lat Karterczycy spotykają się w kamiennym kręgu, aby wybrać nowych Strażników po jednym z każdej frakcji. Od teraz los Dzieci Żywiołów leży w rękach Falena (Powietrze), Ellie (Ziemia), Rin (Woda) i Aleca (Ogień). Ich zadaniem jest zniszczenie wszystkich nerimich krwiożerczych i zmiennokształtnych bestii. Jednak to nie nerimi są prawdziwymi wrogami Strażników. Karter trawi inna siła, potężniejsza i mroczna. Gdy po tysiącu lat dusza dioriego Narissana, syna bogini Nilani i Księcia Piekieł Castiella, uwalnia się z Podziemia, Państwo Żywiołów staje się szachownicą w rozgrywce bóstw i demonów.

Informacje dodatkowe o Żywioły Karteru. Ziemia:

Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2018-05-29
Kategoria: Dla młodzieży
ISBN: 9788366070141
Liczba stron: 312
Język oryginału: polski

więcej

Kup książkę Żywioły Karteru. Ziemia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Żywioły Karteru. Ziemia - opinie o książce

Książka opowiada o państwie, które zostało podzielone na cztery frakcje. Każda z nich odpowiada jednemu z żywiołów, a jest to ogień, woda, powietrze i ziemia. 
Co siedem lat dochodzi do ceremonii wyboru Strażników, po każdym z jeden frakcji, których zadaniem jest obrona kraju przed groźnymi magicznymi stworami.
W świecie pełnym magii, mocy żywiołów i krwiożerczych wampirów – czworo młodych strażników staje w obliczu wyznania. Czy Państwo, które chronią stoi po ich stronie i jakie zamiary ma Rada wobec obywateli? Czy tylko wampiry są jedynym zagrożeniem dla Karteru? Warto zajrzeć do powieści i przekonać się samemu.
Wcale nie takie samo
Jeśli przyszło wam do głowy, narzekanie na kolejną powieść, o podzielonym świecie na frakcje, to od razu mówię – przestańcie. Fakt, że w książce nastąpił podział, wcale a wcale nie czyni jej podobnej do tej, o której myślicie. Mimo iż książka sama w sobie jest bardzo podobna do wielu innych o tematyce młodzieżowej, czyli młodzieńcza miłość i nastolatkowe problemy, to na pewno nie możemy zarzucić autorce plagiatu.
Własny świat
Ja jestem pod ogromnym wrażeniem świata Karteru. Są oczywiście pewne nie dociągnięcia lub niedomówienia, ale sama budowa rzeczywistości jest superancka. 
Bardzo urzekła mnie mitologia przedstawionego świata, która została stworzona od podstaw. Wszystkie baśnie i legendy są po prostu przepiękne, a jak czyta się pieśni, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie to rzeczywiście można się wzruszyć. 
Coś dla uporządkowanych
Jeśli ktoś bardzo przepada za chronologicznym przedstawianiem zdarzeń – ta powieść jest właśnie dla niego. Każda część książki jest zaznaczona na osi czasu, z dokładnie podanym dniem i jego porą. Czytają tą książkę na pewno nie zgubisz się ani w czasie ani w miejscu.
Jeśli ktoś lubi takie zabiegi to polecam, mi osobiście to trochę przeszkadzało i wybijało z lektury. 
Chyba nie dla mnie
Powieść choć z kategorii fantastyki, która jest jedną z moich ulubionych kategorii, jest bardzo mocno powieścią młodzieżową. Nie do końca chyba jestem przekonana do tego typu książek. Młodzieńcza miłość, pierwsze uczucia, problemy rodzinne i podziały społeczne, bardzo mocno przeplatały się z magią, czarami i walką o śmierć i życie.
Jak dla mnie za mało magicznie, a za bardzo romantycznie jak na fantastykę. 
4/10

Link do opinii

Muszę przyznać, że przez pierwsze osiemdziesiąt stron (z hakiem) miałam niemały problem, aby móc z impetem wgryźć się w fabułę. Oczywiście nie było to spowodowane skomplikowanymi do szpiku kości wątkami czy też ciężkim do przełknięcia językiem, jakim mogłaby się posługiwać autorka, bo takich „atrakcji” nie zaznałam. Wszystkiemu winne były schematy, które zachowywały się tak, jakby to one miały tutaj najwięcej do powiedzenia. Wyczułam również, że sama Meridiane Sage nie umiała sobie z nimi poradzić, oddając się powoli w łapska największego wroga literatury. Przyglądałam się tej drobnej „potyczce” z lekkim znużeniem, lecz autorka – w końcu – postanowiła powiedzieć STOP!, a jej walka pozwoliła mi ujrzeć „Żywioły Karteru...” z zupełnie innej strony.


HALO? POLICJA? CHYBA KTOŚ NAS ZROBIŁ W KONIA!


Kiedy tylko schematy straciły swoją drogocenną potęgę (chociaż ich obecność nadal była w jakimś stopniu wyczuwalna), zaczęłam coraz lepiej dostrzegać, w jak paskudnym położeniu znaleźli się, wybrani przez same Żywioły, nastolatkowie. Z pozoru łatwa misja do wykonania okazała się dla nich zgubą, gdzie każdy nieprzemyślany ruch oznaczałby pożegnanie się z życiem. Także zaufanie komukolwiek w tak drastycznej sytuacji mogłoby przyczynić się do niechcianego obrotu spraw. Tym samym, uważnie przyglądałam się rozwojowi wypadków, gdzie narastające napięcie powoli dawało się wszystkim we znaki, co skutkowało wieloma (nie)spodziewanymi zdarzeniami. Nastolatkowie powoli zaczęli dostrzegać prawdziwe znaczenie bycia Strażnikami, chociaż wieloletnie mydlenie oczu mocno dawało im się we znaki. Intryga rosła w siłę, a oni nadal brnęli w coś, co było ich „przeznaczeniem”. I kiedy tylko myśleli, że los się do nich uśmiecha i wreszcie mogą odetchnąć pełną piersią, wtedy życie wymierzało im siarczysty policzek, a ja zastanawiałam się, jak wiele przelanej krwi potrzeba, by porzucili oklepane plany pozbycia się wroga. Aby wreszcie postanowili udowodnić, że nie są marionetkami, gdzie każdy, kto tylko chciał, pociągał za sznurki. Jednak czy „oświecenie” wskazało im właściwą drogę? Nie, tego nie mogę zdradzić.

Niezmiernie podobało mi się ukazanie wojny, jaką toczyli przedstawiciele słynnych czterech żywiołów. Wyjątkowo nie stanęli naprzeciw siebie (bo zazwyczaj autorzy trzymają się tego scenariusza jak rzep psiego ogona), a ramię w ramię, by wspólnymi siłami pokonać swoich największych, krwiożerczych wrogów – nerimich (a dokładniej wampiry oraz zmiennokształtni, bo to właśnie te dwie rasy skrywały się pod tym pojęciem). To wyraźnie pokazało, że Meridiane Sage wymierzyła solidnego kopniaka nieprzyjacielowi wszelkich twórców, odważnie zmieniając ich oklepane „dane osobowe”.

Niestety niespecjalnie przypadł mi do gustu wątek związany z wyjaśnieniem wysyłania TYLKO czwórki Strażników do walki z nerimimi. Jak dla mnie był on wprowadzony za szybko. O wiele za szybko. Przedwczesne wyjaśnienie tej „tradycji” odebrało jej całą aurę tajemniczości, którą była obleczona od góry do dołu. To tak, jakby chciwie napić się wrzącej herbaty, niemiłosiernie parząc sobie przy tym język, by później nie odczuwać jej smaku. Teraz rozumiecie to uczucie? Także mam nieodparte wrażenie, jakby ukazane tutaj wątki miłosne były... wciśnięte na siłę. Doskonale rozumiem, że każdy z nas potrzebuje kogoś kochać, ale w tym przypadku wydawało mi się to nieco naciągane, przez co nagromadzona tutaj słodycz starała się w lekkim stopniu przyćmić znacznie ważniejsze wątki.


DZIECI ŻYWIOŁÓW... A MOŻE DZIECI POSŁANE NA PEWNĄ ŚMIERĆ?


Wydawałoby się, że wykreowanie bohaterów z krwi i kości to bułka z masłem i każdy jest w stanie tchnąć w nich tyle człowieczeństwa, że czytelnicy zaczynają się zastanawiać, czy aby nie mają do czynienia z kimś prawdziwym. I chociaż autorce po części się to udało, bo doskonale oddawała emocje, jakie targały postaciami oraz ukazała, że każdy – pomimo swojego statusu w społeczeństwie – nie jest pozbawiony wad, to nie umknęło mojej uwadze to, jak Strażniczki szybko opanowały sztukę walki, której niektórzy musieliby uczyć się latami. Poza tym Elizabeth została ukazana jako nieśmiała, niepewna swoich możliwości przedstawicielka Ziemi, gdzie gwałtownie przeistoczyła się w gotową do dyskusji odważną dziewczynę. Nie powiem, działało to na jej korzyść, bo dzięki tej zmianie stała się przykładną pogromczynią nerimich, jednak – w moim odczuciu – nie było to zbytnio naturalne. Także Alexander, pomimo ciętych ripost i żarcików, które wywoływały uśmiech na mojej twarzy, wydawał mi się taki... rozciapany. Rozumiem, że miłość może ogłupiać, ale nie dajmy się zwariować. Tym samym mogę śmiało go porównać do rozcieńczonego kisielu, gdzie ten w smaku jest nawet w porządku, lecz szału nie ma. Natomiast nie mogę przyczepić się do lubującego przewidywać czarne scenariusze Fallena, który całkowicie kupił mnie troską o brata. Mógł sobie zgrywać twardziela, jednak to rozczuliło mnie na tyle, że już był mi obojętny jego „paskudny” charakterek. A Katherine... cóż... prócz szybkiego (a zarazem nienaturalnego) przyswojenia umiejętności walki niebezpieczną bronią, nie mam o niej nic więcej do powiedzenia.

Nie mogę także zapominać, że prócz Strażników pojawili się również inni bohaterowie, którzy okazują się godni naszej uwagi. Jedną z takich osób jest Marie, wampirzyca, gdzie swoją postawą udowodniła, że w każdym, nawet w potworach, tkwi szczypta dobroci. Polubiłam ją w dość ekspresowym tempie i niezmiernie cieszyłam się, że nastolatkowie postanowili jej zaufać, chociaż – mówiąc szczerze – wiele przy tym ryzykowali. Spoufalali się z wrogiem, za co mogli zostać paskudnie ukarani, lecz nie tylko oni złamali zasady tej „gry”. Jednakże nikt nie przypuszczał, że w ich szeregach czają się prawdziwe kreatury... Może nie miały one zbyt wiele do powiedzenia, ale przypuszczam, że już wkrótce może się to zmienić.


PROSZĘ PANI, A W ZADANIU TRZECIM WIDZĘ LITERÓWKĘ!


Meridiane Sage niczym nie wyróżnia się na tle innych młodych pisarzy, których dzieła miałam przyjemność (lub też nie) poznać. Owszem, autorka posługuje się lekkim piórem, jednakże w nim tego czegoś, co mogłoby mnie bezwarunkowo kupić. Mówiąc dokładniej – styl autorki jest dobry, lecz – moim zdaniem – powinna jeszcze ociupinkę popracować nad swoim warsztatem. A wtedy zdoła się przebić przed pozostałych, grzecznie nakazując im pozostanie w jej cieniu.


Zjedzone lub nadprogramowe literki, zgubione ogonki czy też źle postawione przecinki mogą zrobić każdemu psikusa, dlatego też, kiedy jest ich tyle, że byłabym w stanie zliczyć je na palcach tylko jednej ręki, po prostu je ignoruję. Niestety w przypadku „Żywiołów Karteru...” bardzo ciężko o tym mówić, gdyż prawie na każdym kroku pojawiały się przepiękne „niespodzianki”. Zagubione „ł” przy kwestiach coś pokroju „Pan XYZ kiwnąŁ głową na znak, że się zgadza”, bolesna separacja „po za” przy „poza tym” – to tylko drobne przykłady, bo mogłabym ich wskazać odrobinę więcej. Dlatego też mam prośbę do wydawnictwa, aby zadbali o tego typu szczegóły, bo ja jeszcze delikatnie zwracam o to uwagę, ale może kiedyś pojawić się ktoś, kto nie pozostawi na Państwu suchej nitki. A wtedy zrobi się nieprzyjemnie...

Pragnę także zwrócić uwagę na pewne (chyba) niedopatrzenie związane z naszą dobroduszną wampirzycą, Marie. Otóż autorka za każdym razem podkreślała, jak to „krwiopijcy” mają wyostrzony słuch, dzięki czemu potrafią usłyszeć każdy szmer ze sporej odległości, kiedy podczas pewnej rozmowy owa dziewczyna nie usłyszała słów swojego rozmówcy. Jak dla mnie było to nadzwyczaj dziwne, bo również mogła przeniknąć do jego myśli, jednakże w głowie powstało mi pewne pytanie: A może, niczym Bella z dość osławionej sagi „Zmierzch”, również posiadał swego rodzaju dar, dzięki czemu mógł skrzętnie ukrywać swoje przemyślenia? Aczkolwiek, nadal pozostawała sprawa felernego słuchu Marie, która kłuje mnie niczym oset podczas spacerów po dość zarośniętej łące.


Podsumowując, może „Żywioły Karteru...” autorstwa Meridiane Sage nie zachwyciły mnie do tego stopnia, bym mogła o niej myśleć godzinami i zastanawiać się, co takiego wydarzy się w kolejnej księdze, lecz nie można im odmówić pewnego uroku. W bardzo dobry sposób ukazuje, że pełne zaufanie, wsparcie oraz szczerość są idealnymi kluczami do stworzenia silnej więzi, która pozwala ludziom być ze sobą na dobre i złe. Także udowadnia, że również nigdy nie wiadomo, kto jest tak naprawdę naszym wrogiem... Jednakże starzy wyjadacze fantastycznych klimatów mogliby nie czerpać satysfakcji z tej książki, dlatego też warto, aby zainteresowali się nią ci, którzy są dopiero na etapie zapoznania się z tym gatunkiem.

Link do opinii
Avatar użytkownika - Vanillivi
Vanillivi
Przeczytane:2019-12-28, Ocena: 1, Przeczytałam, Mam, 26 książek 2019, 12 książek 2019,

Niestety, muszę napisać szczerze - dawno nie czytałam tak złej książki. Sięgnęłam po tę pozycję głównie dlatego, że jej Autorka nagabywała mnie na Facebooku. Oczywiście, nie spodziewałam się ambitnego dzieła, raczej lekkiej, niezbyt odkrywczej młodzieżówki. Już okładka wygląda na amatorską, w środku jest tylko gorzej. Do bólu schematyczna fabuła, książka napisana prościutkim językiem, porażający infantylizm opisów. To wszystko sprawia wrażenie, jakby ktoś po prostu skopiował bloga jakiejś piętnastolatki (i to takiej niezbyt uważającej na lekcjach polskiego) tak jak jest, nie robiąc żadnej redakcji ani korekty. Liczba wszelkiego rodzaju błędów jest wręcz ogromna! Przy okazji zwrócę uwagę na fakt, że to kolejna wpadka wydawnictwa WasPos - po słynnej aferze z tłumaczeniami baśni braci Grimm). Mam wrażenie, że wydawnictwo to wydaje wszystko to, co odrzucają bardziej dbające o czytelnika oficyny - zalecam ostrożność ;)

Link do opinii

Raz na siedem lat Karterczycy spotykają się w kamiennym kręgu, aby wybrać nowych Strażników – po jednym z każdej frakcji. Od teraz los Dzieci Żywiołów leży w rękach Falena (Powietrze), Ellie (Ziemia), Rin (Woda) i Aleca (Ogień). Ich zadaniem jest zniszczenie wszystkich nerimich – krwiożerczych i zmiennokształtnych bestii. Jednak… to nie nerimi są prawdziwymi wrogami Strażników. Karter trawi inna siła, potężniejsza i mroczna. Gdy po tysiącu lat dusza dioriego Narissana, syna bogini Nilani i Księcia Piekieł Castiella, uwalnia się z Podziemia, Państwo Żywiołów staje się szachownicą w rozgrywce bóstw i demonów.


Falen, Ellie, Rin i Alec zostali wybrani, by chronić swój lud przed krwiożerczymi nerimimi. Co się stanie, kiedy któreś z nich przypadkiem przemieni się w nerimiego? Kara za "zdradę" jest jedna. Czy zostanie wymierzona? Po tysiącach lat potomek bogini Nilani i księcia piekieł Castiella obudził się w nowym ciele. Los Dzieci Żywiołów to szachownica, po której poruszają się pionki bogów i demonów. Kto pierwszy zabije króla?

 

"Na twarzach zebranych malowała się powaga. Nikt nie ośmielił się zakłócić ciszy, która zawisła nad zamgloną polaną... Ciszy tak idealnej, że aż przerażającej. Tej nocy wszystko się zaczęło." 
  
Jak co siedem lat, przedstawiciele wszystkich czterech frakcji, Aquariusi, Terraci, Ignisi i Ventusi, zjechali się do Centaurionu, by uczestniczyć w wielkiej uroczystości, w czasie której zostaną wybrani nowi strażnicy żywiołów. Wyznaczona czwórka, zanim wyruszy w świat, by walczyć z wrogiem, musi odbyć staranne szkolenie. Mimo początkowych niesnasek, stopniowo zaczyna rodzić się między nimi przyjaźń, lecz doskonale zdają sobie sprawę, że na nic więcej nie mogą liczyć. Po zakończonych ćwiczeniach zostają wysłani na nietypową misję, jaka zdawać by się mogła zleceniem samobójczym. 


Czy czwórka młodych strażników rzeczywiście będzie w stanie pokonać całą armię nerimich? 


Czy może Rada po prostu pragnie się ich pozbyć? 


I czy ustanowione prawo na pewno jest sprawiedliwe?

 


 "Miano nerimich w Karterze nosiły wampiry i zmiennokształtni - krwiożercze bestie, zabijające każdego, kto stanie im na drodze. Niechęć wobec nich budził też fakt, że niemal pod każdym względem górowali nad Karterczykami. byli silniejsi, szybsi, posiadali wyostrzone zmysły... W dodatku szczycili się nieśmiertelnością." 

 

"Żywioły Karteru. Ziemia" to niezwykle udany debiut literacki. Autorce z pewnością nie można odmówić wspaniałej wyobraźni oraz rozmachu. Stworzyła ciekawą, nieszablonową historię, dopełnioną nietuzinkowymi postaciami, a co najważniejsze misternie skonstruowała fantastyczną rzeczywistość, jaka zachwyca już od pierwszych stron.  Karter jest podzielony na cztery frakcje, każda z nich podlega innemu żywiołowi. Małe społeczności różnią się od siebie, są hermetycznie zamknięte, kategorycznie zakazane są też związki między odłamami. To w zasadzie cztery odległe światy, z których wybiera się po jednej najodważniejszej, najbardziej niezłomnej i walecznej osobie, by chroniła kraj przed demonami. Be względu na chęci czy plany, wskazany przez żywioł musi poświęcić się służbie i nowym obowiązkom. Ich najwięksi wrogowie, czyli nerimi, pochodzą z pobliskiej Inserii. Mimo, że Karter ochrania potężny mur, nie jest on najskuteczniejszą osłoną przed atakami bezlitosnych potworów. 


"Na wszystkich istniejących bogów, na wszystkie żywioły i na wszystkie gwiazdy upamiętniające naszych przodków przyrzekamy wiekuistą wierność wobec Karteru, a także króla i Rady, sprawujących piecze nad naszym państwem i nad nami samymi. Przysięgamy oddać życie za Karter, jeśli tego będzie wymagała od nas misja. Nasze serca nie zaznają leku, a dusz nie splami zdrada."


Oprócz historii nowo wybranych strażników, pojawia się również nawiązanie do przeszłości, z którego jasno wynika, iż pewna nieczysta siła pragnie powrócić na ten świat, pod ukrytą postacią. Wygląda na to, iż krwiożercze wampiry i bezwzględni zmiennokształtni to nie jedyne niebezpieczeństwo, jakie czyha na naszych niedoświadczonych bohaterów.


Stworzone postacie są interesujące, różnorodne, przekonujące. Najbardziej wyrazisty jest bez wątpienia Falen, władający mocą powietrza. To ewidentnie człowiek, który stwarza wiele pozorów, chowa się pod maską. Udaje złośliwego, pewnego siebie, sarkastycznego typa, jednak skrywa ogromny sekret, posiada również bagaż przykrych doświadczeń, który może być za ciężki, jak na wiek chłopaka. Nie da się ukryć, iż w tym tomie to właśnie on ma największego pecha. To na jego przykładzie zaczynamy analizować obowiązujące zasady i stopniowo podważamy ich słuszność i sprawiedliwość.


"Frakcje nie mogły łączyć się między sobą. Nie mogły. Pod żadnym pozorem. Przywódcy mieli swoje powody, by tego zabronić , lecz ani myśleli zdradzić je ludziom. Jednak wielu domyślało się prawdy... Lud nie był taki ciemny, jak życzyłaby sobie tego Rada."


Język autorki jest lekki, barwny i przyjemny, początkowo nowe nazwy mogą się zdawać czytelnikowi trochę trudne, jednak dość łatwo do nich przywyknąć. Cała historia jest na tyle nieobliczalna i wartka, że kartki książki w zasadzie same przelatują przez palce. Z zapartym tchem śledzimy losy czwórki wybrańców, doświadczamy ich sprzecznych emocji, analizujemy intrygę rządzących, a przede wszystkim stajemy się świadkiem rodzenia się zakazanych uczuć, za które grozi im wyjątkowo ciężka kara. Bardzo spodobało mi się, iż w tej powieści nic w zasadzie nie jest tylko czarne i białe, osądy, jakie pojawiły sie na początku, dość szybko uległy zmianie. A co jeśli ci, których uważamy za wrogów, wcale nimi nie są, natomiast prawdziwe zagrożenie czai się tuż za rogiem?


"Żywioły Karteru. Ziemia" to wspaniały debiut i pasjonujący wstęp do wyjątkowej serii. Fani fantastyki znajdą tu dosłownie wszystko, co kochają: potężne żywioły, groźne istoty pozaziemskie, nadprzyrodzone moce, niebezpieczną przygodę, ciekawe postacie i stopniowo rozwijające się zakazane uczucie. Całość dopełnia tajemniczy, magiczny klimat, dzięki któremu czytelnik odbywa niezapomnianą podróż do fascynującej, dopracowanej, niezwykłej rzeczywistości. Walka ze złem jeszcze nigdy nie była tak ekscytująca, ale i wątpliwa! Gwarantuję, iż książka pochłonie was bezgranicznie i z zapartym tchem będziecie śledzić niebezpieczne przygody czwórki strażników żywiołów. Osobiście, jestem zachwycona i niecierpliwie czekam na następny tom! Polecam całym sercem!
 

Link do opinii
Avatar użytkownika - agnieszka_rowka
agnieszka_rowka
Przeczytane:2019-02-16, Ocena: 4, Przeczytałam,
Recenzje miesiąca
Pies
Anna Wasiak
Pies
Cienie. Po prostu magia
Katarzyna Rygiel
Cienie. Po prostu magia
Suplementy siostry Flory
Stanisław Syc
Suplementy siostry Flory
Lato drugich szans
Dagmara Zielant-Woś
Lato drugich szans
Upiór w szkole
Krzysztof Kochański
Upiór w szkole
Piwniczne chłopaki
Jakub Ćwiek
Piwniczne chłopaki
Dolina Marzeń. Przeszłość
Katarzyna Grochowska
Dolina Marzeń. Przeszłość
Szczerbata śmierć
Arkady Saulski
Szczerbata śmierć
Bez litości
Michał Larek
Bez litości
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy