Terapia... - wiersz
Przypadek skazał Ich na siebie Nieśmiało wymienili słowa Przyjął Jej wyciągniętą dłoń I podał swoją, odruchowo. Prowadził długie z Nią rozmowy Nie wiedząc, że ma serce w ranach Budził całując na dzień dobry Gładząc policzek, tak co rano. Zdziwiony trochę nieufnością Nie wypytywał bo i po co Choć wtedy jeszcze nie rozumiał Kochał Ją swego serca mocą Lubiła to ranne budzenie Szeptał „Ty w sobie ciepło masz” Lecz wciąż z obawą niepojętą Dla niego, przytulała twarz. Aż kiedyś stało się inaczej Wtuliła się w jego ramiona I wyszeptała „ktoś mnie zranił, Pomóż ten ból we mnie pokonać. Ośmielał Ją swoim uczuciem Delikatnością swego bycia Pękły obawy, odszedł ból Szczęśliwi razem są do dzisiaj. 17 maja 2007, godz, 20.20