Upadek - wiersz
Niepozorne myśli, czyny i słowa,
rozmowa z optymizmem, niestety odmowa.
Jak mam się uśmiechać, skoro los nie pozwala,
dołki pode mną kopie i ciosem silnym mnie powala.
Bije prosto w twarz, żebra i skronie,
moje ciało w krwistej substancji tonie.
Kropelka po kropelce, spływa po mym ciele,
chcę spojrzeć przed siebie, nie mogę, mam igieł w oczach wiele.
Czuję tępe kłucie, sił już mi brakuje,
krew wydostaje się z uszu, organizm się buntuje.
Żyły mam na wierzchu, wciąż czerwień oplata me ciało,
to chyba już czas, bo z pięciu litru krwi zostało mi mało.
Chwiejnym krokiem, w modlitwie o pomoc innych proszę,
"błagam pomóżcie mi, sama mego ciała nie doniosę".
Oni tylko patrzą z obrzydzeniem i plują,
Nawet nie wiedzą, że wbijają mi drzazgi, co ostro kują.
To wszystko zbyt silne, nie zniosę już tego cierpienia,
Ostatni upadek, wrzask, pełno kurzu i mnie nie ma...