Uhm... co ja mam powiedzieć o tej książce? Z pewnością to, że gdyby licznik stron zatrzymał się na liczbie 200, moja ocena byłaby o wiele wyższa i miła. Niemniej pojawiło się opowiadanie drugie (Mleko i miód), które zmasakrowało ogólne wrażenie.
Pierwsza część była bardzo ciekawa. Jednocześnie odrzucająca i wciągająca. No i czytało się ją dość szybko.
Mordimer poproszony przez kolegę po fachu miał pojechać do Wittlich i zbadać sprawę dość niecodzienną. Doszło do morderstwa kobiety, podejrzany jest jej mąż, który dodatkowo do wszystkiego się przyznał. Gdzie tu jakaś możliwość wybronienia Roberta? No ale wiadomo, że Mordimer ma nieszablonowe myślenie i dogłębnie bada każdą powierzoną mu sprawę. Śledztwo skierowało się na paskudną kobietę, którą wraz z synem oskarżono o kradzież i odsunięto od domu państwa Pleiss (czyli od naszego mordercy i jego ofiary). Sam opis tej... baby był straszny (zwłaszcza opis jej ciała, które przed torturami zostało obdarte z ubrań), ale rysunek, który był w książce... ugh! Szczęście, że nie czytałam tego w sąsiedztwie jakiegoś posiłku! Pętla na szyi rodziny Grolsch zaczęła się zacieśniać, bo Mordimer powiązał ich z kolejną dziwną sytuacją, która mogła zakończyć się tragicznie. Bo oto ojciec chciał zabić swojego synka wrzucając go do wrzącej smoły. Podobnie jak Robert, załamany mężczyzna nie był w stanie wyjaśnić, co popchnęło go do tak dramatycznych czynów.
I cóż się okazało? Okazało się, że "piękny" syn jeszcze "piękniejszej" matki Grolsch był... sama nie wiem czym, więc uznajmy, że dzieckiem szatana. Potrafił podświadomie "zmusić" ludzi do podjęcia radykalnych działań, które ponoć były zakorzenione w ich duszy. No nie powiem, że nie było to ciekawe i zaskakujące.
Jednak jeszcze bardziej zaskakujący był sam Mordimer, który w dwie sekundy rozprawił się z tym "malcem".
Nie muszę chyba dodawać, że cała sprawa zakończyła się powodzeniem, gdyż Roberta wypuszczono i uwolniono od oskarżeń.
Natomiast druga część... ufff... Mordimer zjawia się w jakiejś górskiej wioseczce z tajnym zadaniem i spotyka piękną kobietę, z którą spędza całe godziny na... intensywnych działaniach. I najlepiej chyba posłużę się tu cytatem - "O tym, że Dorotka mnie polubiła, najlepiej mógł zaświadczyć mój jaszczur, którego pancerz tak się wytarł od ubiegłego wieczora, że teraz reagował bólem nawet na muśnięcie materii spodni."
I ta cała Dorotka... Piekara nie miał litości dla moich oczu i zasypywał mnie gradem takich określeń jak "Mordusiu, mój ty zajączku marcepanowy" albo "Mordusiu, mój ty miodowy misiaczku". Biedny Mordimer...
Nawet nie mam siły skupiać się na pozostałej części fabuły, gdzie pojawia się dwójka kolejnych Inkwizytorów, którzy poszukują domniemanych relikwii Świętego Joachima, gdzie nagły wyjazd Mordimera z wioski powoduje lawinę nieszczęść i coś na wzór klęski żywiołowej (no... niby nie spowodował tego wyjazd Mordimera, ale wiadomo, o co chodzi) i doprowadza do oskarżenia "Dorotki" o bycie czarownicą... smutny koniec "wielkiej miłości" Mordusia (o zgrozo!) i tej niezwykłej dziewczyny... ech...
Z bólem serca daję trójeczkę, mimo że początkowo chciałam dać mocne cztery za pierwsze opowiadanko, które całkiem całkiem przypadło mi do gustu. No ale niestety...
Informacje dodatkowe o Dotyk zła:
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2010-11-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
978-83-7574-220-6
Liczba stron: 352
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Marta Olszewska
Sprawdzam ceny dla ciebie ...