Książka łączy w sobie aż cztery gatunki, więc jest bardzo typowa dla stylu Katarzyny Bereniki Miszczuk. Wątek obyczajowy bezustannie miesza się z komediowym i thrillerem, a gdzieś tam z boku wychyla się kryminał. Ten barwny kolaż nie pozostawia chwili wytchnienia i sprawia, że bezustannie oczekujemy jakiegoś wydarzenia. Taka czujność tylko dodatkowo podkręca emocje.
Sam początek wprowadza nas w standardowy dyżur na oddziale psychiatrycznym. Joanna przyjmuje nowego pacjenta, przeprowadza wywiad, gawędzi z kolegami, udziela konsultacji na innych oddziałach. Odkrywa, że na chirurgii pracuje jej super przystojny kolega ze studiów i że jeden z salowych jest chyba nie do końca stabilny psychicznie. Ta całkiem nieźle rozbudowana zwyczajność bez przerwy walczy o laur pierwszeństwa z chwilami, kiedy skórę pokrywa gęsia skórka.
Autorka do tej pory była mi znana jedynie z literatury fantasy przełamanej najprzedniejszą komedią. Zresztą seria o Wiktorii Biankowskiej jest jedną z moich ulubienic już od kilku lat. Tym bardziej byłam ciekawa jak wypadnie thriller w wykonaniu pisarki operującej tak naturalnym, niewymuszonym humorem. W końcu nie powinniśmy się przecież zwijać ze śmiechu, kiedy bohaterka jest ścigana przez mordercę. No i nie było tak. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie gęsty klimat i zachowanie tragizmu niektórych scen. Zdarzało się, że było przerażająco, do głosu dochodziły naprawdę silne emocje. Dały się odczuć obsesyjne zapędy napastnika, bohaterka nigdzie nie była bezpieczna, a mnie jako czytelnika w miarę postępowania fabuły przenikał coraz większy niepokój.
Na szczęście nie zabrakło też morza wątków pobocznych. Teoria psychiatrów, którym to najbardziej jest potrzebna pomoc psychiatryczna, a więc problemy z życia kolegów Asi, bawiły niezmiernie. Największym jednak geniuszem humoru był lekarz medycyny sądowej, niepokorny motocyklista, Marek Zadrożny. To właśnie on utrzymywał zarówno bohaterkę jak i mnie w doskonałym humorze. Oczywiście Joannę wprowadzał również w inne stany, ale to już inna historia…
Nie do końca przypadł mi do gustu wątek kryminalny. Do tej pory poznałam dwa typy takiej literatury. Jedna to taka, gdzie przedstawiciel prawa ma otwarte pole i na bazie dedukcji i poszlak dociera do sprawcy. Drugi, który występuje w książce, polega na tym, że autor ustawia zamknięte grono osób, którzy są potencjalnym sprawcą. Wiadomo, że to ktoś z nich. Ślady rzucają podejrzenie na jedną lub dwie osoby i staje się jasne, że je od raz możemy wykluczyć. I tak naprawdę wynik jest zupełnie losowy, bo każdej z pozostałych można na poczekaniu wymyślić jakieś alibi. Nie ma w tym żadnej zabawy w detektywa, żadnego dochodzenia prawdy.
Bardzo ciekawie skonstruowana fabuła swoim urozmaiceniem pochłania bez reszty. Powoli obnażane tajemnice bohaterów drugoplanowych bardzo intrygują i nie ukrywajmy, że bawią. Bo ludzie mają tendencję do ukrywania naprawdę nietuzinkowych spraw. To zupełnie nieszablonowy dreszczowiec, który z jednej strony bawi do łez, ale z drugiej zawiera niepokojący realizm, co również jest cechą charakterystyczną Miszczuk. Nawet diabła obmalowała jak żywego 😉 Ponieważ autorka sięgała porad lekarza medycyny sądowej, psychiatry i anestezjologa, oraz sama jest lekarzem, mamy niepowtarzalną możliwość zajrzenia do gabinetu „od kuchni”. Co również wiąże się z wieloma przygodami.
Szczerze zachęcam do sięgnięcia po „Obsesję”. Poważę się wysnuć twierdzenie, że to thriller stworzony dla wszystkich typów kobiet. Zarówno tych twardo stąpających po ziemi, jak i niepoprawnych romantyczek. Dla mnie był to świetnie spędzony czas.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2017-10-11
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 416
Język oryginału: Polski
Dodał/a opinię:
KanapaLiteracka
Każdy z nas ma jakiś odchył”.
Zazdrość, zdrada i kwiat paproci. Czy młoda szeptucha ocali miłość do Mieszka? Zbliżają się obchody Nocy Kupały. Niedługo wypełni się przeznaczenie Gosi...
Pewna młoda szeptucha zupełnie inaczej wyobrażała sobie objęcie swojej pierwszej praktyki. Wiedziała, że w chatce babci Radomiły, poprzedniej bielińskiej...
Ogólnoświatowe jednoznaczne określenie w kręgach medycznych, która strona pacjenta jest prawa, a która lewa, z całą pewnością miało wpływ na zmniejszenie liczby amputacji niewłaściwych kończyn.
Więcej