Niedawno, bo na początku lipca, miałam przyjemność poznać początek najsławniejszej tetralogii Jarosława Grzędowicza, czyli pierwszą księgę "Pana Lodowego Ogrodu". I co tu mówić? Byłam nią totalnie oczarowana, dlatego sięgnięcie po kontynuację było zaledwie kwestią czasu. Jeśli jesteście ciekawi, czy mój zachwyt wzrósł, zmalał albo pozostał w identycznym miejscu, zapraszam do dalszej recenzji. :)
Księga druga zaczyna się idealnie tam, gdzie pierwsza kończy - Vuko jest drzewem. Zdaję sobie sprawę, jak komicznie to brzmi, zwłaszcza dla osób, które nie miały jeszcze przyjemności poznać serii, ale to prawda. Główny bohater został zamieniony w drzewo magicznym zaklęciem czy raczej za pomocą pieśni bogów, a wykaraskanie się z tych opałów graniczy z niemożliwym. Potrzeba wiele samozaparcia i woli walki, by na powrót stać się człowiekiem. Pytanie brzmi, czy Drakkainenowi się uda i czy będzie mógł dalej mierzyć się z postawionym odgórnie zadaniem, czyli z uratowaniem wysłanej niegdyś do Midgaardu ekspedycji naukowej? Choć w aktualnej sytuacji chodzi raczej o zabicie jednego z nich, a nie przywiezienie go na powrót na Ziemię...
W międzyczasie Grzędowicz uraczył czytelników odrębną historią tohimona, Filara, syna Oszczepnika, którą rozpoczął w poprzedniej części. Syn obalonego i zamordowanego cesarza Kirenenów oraz Amitrajów włóczy się po świecie wraz z przybocznym Brusem, synem Piołunnika. Ze wszystkich sił próbuje spełnić ostatnią wolę ojca, docierając we wskazane miejsce. Sęk w tym, że po drodze czeka ich tuzin niebezpiecznych przygód, szczególnie jeśli się wejdzie w środek gniazda Węży - zarówno w przenośni, jak i dosłownie.
Magia, Pieśniarze, Czyniący, potwory, smoki czy odkrywanie nieznanych, groźnych lądów to zaledwie garstka problemów czekających na głównych bohaterów drugiego tomu "Pana Lodowego Ogrodu". Autor skutecznie wzbogacił całą powieść w wydarzenia z kilkoma zwrotami akcji oraz przepełnione najróżniejszymi emocjami. Czytelnik wędruje po Midgaardzie razem z Vuko i Filarem, doznając krzywd, walcząc, śmiejąc się i płacząc, dzięki czemu lektura wydaje się wyjątkowa i sprawia ogromną przyjemność.
Nie ma co ukrywać, że historia całkowicie porywa. Mimo ponad sześciuset stron książkę pochłonęłam niemal na raz (no, może na trzy), ani razu się nie nudząc. Owszem, zdarzyło się kilka leniwych fragmentów, ale przydały się, bo pozwoliły odetchnąć po tych dynamicznych i mocnych. Akcja więc była idealnie wyważona, a pojawiające się co jakiś czas nowe wątki czy trafne bądź mylne spostrzeżenia bohaterów jedynie wzmagały zainteresowanie, testując cierpliwość czytelnika.
Księga II "Pana Lodowego Ogrodu" to doskonale przemyślana fabuła z ciekawymi, realistycznymi bohaterami. O kreacji Vuko wspominałam przy recenzji poprzedniego tomu, dlatego nie zamierzam się powtarzać i znów pisać o jego niezwykłym poczuciu humoru, o woli walki, a przede wszystkim o doskonale wyważonym charakterze, dzięki któremu Drakkainen był po prostu ludzki. :)
Zakończenie znów powaliło na kolana, więc z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji. W tym tomie przeskakiwanie między narracją trzecio-, a pierwszoosobową aż tak nie rzuciło mi się w oczy, ale to pewnie dlatego, że zdążyłam się przyzwyczaić. Muszę jednak dodać, że mimo powyższych ochów i achów, w ostatecznym rozrachunku księga II podobała mi się odrobinę mniej od I. Dlaczego? Głównie przez wzgląd na ilość i jakość wydarzeń. W tym tomie momentami bywało za spokojnie, a przygody Vuko wydawały się nieco zbyt... zwyczajne. Jest to wyłącznie moje osobiste wrażenie wywołane najprawdopodobniej postawieniem za wysokich oczekiwań.
Podsumowując, oba tomy "Pana Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza polecam z czystym sercem. To interesująca, wciągająca, pełna magicznych przygód oraz nietuzinkowych wątków książka, która znajdzie wielu zwolenników. Bohaterów wykreowano z najwyższą starannością, a fabułę dopięto na ostatni guzik, przez co cała historia jest dosłownie wyjątkowa.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2021-09-15
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 0
Dodał/a opinię:
Ew
Koncentrat grozy i mroku. Przekonujących, bo przyczajonych na wyciągnięcie ręki, w naszych głowach. Recenzenci podkreślają, że "Księga" zdaje się nie mieć...
Spokojnie, to tylko fikcja? Czyżby? A więc wierzysz w to, co widzisz... Strzeż się! Bo znane i bezpieczne bywa podstępne. Zbłądzić możesz, podążając jedną...