Przystojny, inteligentny, opiekuńczy, raczej z tych bogatych i zakochany bez pamięci w swojej wybrance - taki mężczyzna to marzenie każdej dziewczyny, prawda? No własnie, nie każdej.
Zalety które wymieniłam powyżej cechują Pawła, chłopaka Julii. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, ze Paweł chce się żenić a Julia nie ma na to najmniejszej ochoty... I tak oto idealny facet staje się jej największym życiowym problemem. A że innych problemów (żeby wymienić tylko te najbardziej dotkliwe: zaborcza mamusia, rozpuszczona młodsza siostra, koszmarni wykładowcy na uczelni i szefowa z piekła rodem) życie nie szczędzi, więc nie ma się co dziwić, że dziewczyna zaczyna popadać w coraz większą desperację...
"Przypadki pewnej desperatki" to debiutancka powieść Magdaleny Wali firmowana przez wydawnictwo "Czwarta strona". Autorka jest absolwentką historii i pracuje jako nauczycielka tego przedmiotu, jest również (jak dowiedziałam się z notki biograficznej na stronie wydawnictwa) miłośniczką podróży połączonych ze zwiedzaniem rozmaitych zabytków. Już te informacje nastawiły mnie do niej bardzo przychylnie - było nie było koleżanka po fachu, nawet przedmiot nam się zgadza, a i zainteresowania również. Zabrałam się wiec do czytania...
Julia jest na ostatnim roku studiów, przygotowuje się do egzaminu magisterskiego i udało jej się załapać do pracy na pół etatu do jednego z wrocławskich gimnazjów. Mieszka z rodzicami i nastoletnią siostrą, ma grono wypróbowanych przyjaciół i od pół roku jest związana z Pawłem. Pomimo tego, że Paweł bezdyskusyjnie jest idealnym kandydatem na męża, Julia broni sie jak może przed ślubnym kobiercem - uważa, że ma jeszcze czas na męża i dzieci, a po skończeniu nauki chciałaby, górnolotnie mówiąc, zakosztować życia bez zobowiązań. Tymczasem Pawłowi zależy na ślubie - jego rodzina odziedziczyła majątek na Kielecczyźnie, musi się przeprowadzić i chciałby w nowy etap życia wejść razem z Julią...
Książka Magdaleny Wali to zgrabne połączenie powieści obyczajowej z historyczną, na dodatek z wątkiem kryminalnym (Na strychu odziedziczonego przez rodzinę Pawła dworu Julia znajduje tajemniczy rękopis z początków XIX stulecia - pamiętnik panny Agnety Zbarczańskiej, szlachcianki, wychowanki księżnej Izabeli Czartoryskiej. Dziewczyna, oprócz zwykłych codziennych spraw opisuje kryminalną historię, w którą się przez przypadek wplątuje, a Julia próbuje wyjaśnić co się właściwie stało te 200 lat temu). Jeżeli dodamy do tego spora dawkę dobrego humoru to wychodzi nam z tego całkiem sympatyczna książka - lekka, łatwa i przyjemna. No może poza opisami traumy jaką Julii funduje dyrektorka szkoły...
Powiem tak - czytając opisy zajęć i egzaminów na uczelni łapałam sie na tym, że porównywałam je ze swoimi wspomnieniami z krakowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, w której to uczelni miałam przyjemność zdobywać wykształcenie. Wniosek jest jeden, ale znaczący - nie tylko mnie nauczali psychopaci... Chociaż studia wspominam dosyć miło.
Natomiast gimnazjum w którym uczy Julia to jakiś przedsionek piekła. Owszem wiele idiotyzmów o których pisze autorka zdarza się i w mojej szkole (wynikają one przede wszystkim z bzdurnych przepisów) ale zachowanie pani dyrektor (której np. zdarza się mieszanie nauczyciela z błotem na oczach uczniów) jest dla mnie szokujące, pomimo, że różnych szefów już miałam... Nie chce mi się wierzyć, że gdzieś takie indywidua funkcjonują. No chyba, że to norma w szkołach prywatnych - bo z rozmaitych faktów wyszło mi, ze placówka raczej nie jest państwowa.
Jedyne co trochę mnie w tej książce denerwowało to występująca miejscami pewna, że tak powiem, nieporadność językowa. Najbardziej chyba widoczna we fragmentach pamiętnika Agnety - całkiem nieźle stylizowanych na dziewiętnastowieczną polszczyznę, ale "udekorowanych" wyrażeniami typu "efekt długofalowy działalności" (s. 304).
Widoczne są również powtórzenia oraz nagminne używanie pewnych określeń - mnie na ten przykład niepomiernie irytowało słowo "chlew", którym autorka a za nią jej bohaterowie nazywają znajdującą się w podziemiach uczelni knajpkę. "Idę do chlewa", "siedzimy w chlewie", czy najbardziej szokujące "pijemy kawę w chlewie" sprawiało, że przed oczami miałam stadko umorusanych świnek a nie studentów, było nie było mojej ukochanej historii...
Ponieważ książka, jak już wspomniałam, jest debiutem (moim zdaniem całkiem udanym), pozostaje tylko mieć nadzieję, że pani Magdalena popracuje nad warsztatem i kolejne jej utwory będą już tylko lepsze.
Reasumując - pomimo pewnych potknięć, jest to całkiem niezła książka. Warto dać jej szansę.
Informacje dodatkowe o Przypadki pewnej desperatki:
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2015-08-26
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-7976-317-7
Liczba stron: 360
Dodał/a opinię:
Anna Nawrot
Sprawdzam ceny dla ciebie ...