„Zanim pozwolę ci wejść” Jenny Blackhurst to książka dość szeroko reklamowana w mediach. Zwykle sięgam po takie lektury z obawą, że okażą się przereklamowane, no i często tak właśnie się zdarza. Nie tym razem! Opis na okładce obiecuje wartką akcję i fabułę pokręconą jak górska ścieżka – i ta obietnica zostaje dotrzymana. Przy czym to „pokręcenie” jest bardzo pozytywne: po prostu czytelnik co jakiś czas myśli, że już rozgryzł tajemnicę – i wtedy okazuje się, że figa z makiem 😊 Autorka stworzyła dla nas prawdziwy labirynt zdarzeń, wspomnień i emocji, w których błądzimy, zatapiamy się i wcale nie mamy ochoty się uwolnić, bo atmosfera książki wciąga bez reszty.
Fabuła jest intrygująca: otóż mamy trzy bohaterki, przyjaciółki od serca, takie papużki-nierozłączki, które – jak się wydaje – wszystko o sobie wiedzą i nie mogą bez siebie żyć. Karen jest terapeutką, Eleonor – mocno obciążoną obowiązkami matką dwojga dzieci, Bea – beztroską singielką. Przynajmniej tak się wydaje na początku, bo kiedy poznajemy je bliżej, okazuj się, że te idealne wcielenia to tylko fasada – każda z nich skrywa jakiś sekret, o którym nie wiedzą pozostałe przyjaciółki. Wszystko zaczyna się rozsypywać, kiedy na terapię do Karen trafia Jessica Hamilton. Kobieta wydaje się wiedzieć o Karen i jej przyjaciółkach bardzo dużo – tak dużo, że staje się to niebezpieczne. Odnosimy wrażenie, że chce zniszczyć życie trzech przyjaciółek… No właśnie: wrażenie. To kluczowe słowo do interpretacji tej książki. Bo im bardziej zagłębiamy się w treść, im więcej sekretów odkrywamy, tym bardziej przekonujemy się, że nasze pierwsze wrażenia niekoniecznie są zgodne z rzeczywistością, a to, co braliśmy za pewnik, jest coraz mniej prawdopodobne. A zatem: spodziewajcie się dużych emocji, zaskoczenia i stopniowego dochodzenia do prawdy, która okazuje się inna niż się spodziewaliśmy. Chociaż… czy na pewno?
Książka bardzo mi się podobała – uwielbiam takie klimaty, kiedy autor stopniowo odkrywa przed nami kolejne karty, sprawiając, że to, co już sobie ułożyliśmy, nagle przestaje być aktualne i zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. „Zanim pozwolę ci wejść” ma ponad 400 stron, ale czyta się ją błyskawicznie, bo po pierwsze: trudno się oderwać (miałam syndrom: „przeczytam jeszcze tylko jeden rozdział”), po drugie: rozdziały są krótkie i jakoś tak niezauważenie się przez nie przechodzi. No i po trzecie: jest po prostu bardzo ciekawa i chce się wiedzieć, co autorka dla nas jeszcze przygotowała, więc czyta się, i czyta – aż okazuje się, że jest ciemna noc 😊 Poza tym bardzo spodobały mi się bohaterki – i to wszystkie trzy, bo ich postacie są ciekawie skonstruowane, dziewczyny różnią się od siebie, każda ma inne problemy, inne odczucia – nie są to na pewno szablonowe, banalne sylwetki.
Bardzo ciekawym zabiegiem jest także prowadzenie narracji – mamy zarówno obraz z punktu widzenia każdej z bohaterek, jak i kobiety, która próbuje im zaszkodzić. To sprawia, że dostajemy szeroki obraz emocji, odczuć i zdarzeń, na podstawie których próbujemy budować swoje wyjaśnienie.
Na pewno spodoba się miłośnikom powieści psychologicznych, thrillerów pełnych skomplikowanych intryg, szalonych obsesji i historii z głęboką analizą emocji i odczuć. Fani kryminałów też nie powinni być zawiedzeni, bo mamy tu intrygującą zagadkę i dużo się tutaj dzieje, chociaż nie spodziewajcie się żadnych pościgów, strzelanek, widowiskowych pojedynków – tu najwięcej dzieje się w warstwie psychologicznej i emocjonalnej.
Podsumowując: świetnie się to czyta, książka jest wciągająca i intrygująca – trudno się od niej oderwać. Polecam!
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2018-05-09
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 384
Tytuł oryginału: angielski
Tłumaczenie: Dobrzańska Anna
Dodał/a opinię:
Joanna Tekieli