Krajka.

Autor: ElminCrudo
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

                              Dwa tygodnie wcześniej właśnie zapadał zmierzch, roślinna masa przypominała stare zgrzebło z resztkami brązowego włosia uwięzionego w rzędach szpilek. Na brzeg porzuconej tkaniny wgramolił się poskrzypek. Sześć ruchliwych odnóży wczepił w niebieskie nitki krajki, potem triumfalnie spacerował po haftach i na zmiętym batyście trzeszczał odwłokiem. 

Kawałek dalej chmara rozdrażnionych komarów zawiesiła się szarą chmurą nad łętami.Owadzi obłok wyglądał jak usypana z maku twarz szatana. Przez kilka minut ławica tysięcy kropek drżała, bo i te żarłoczne, i te przywabione brzęczeniem, żywe punkty kotłowały się spalając energię w sześciuset uderzeniach skrzydeł na sekundę i w nerwowych spiralach. Potem jak czarci podstęp formacja nieznośnego bzykotu opadała na trupa równie nagle jak błyskawicznie się zeń uniosła. 
W świetle zachodzącego słońca makabryczna fatamorgana dygotu, zbita w złudzenie diabelskiego pyska, w regularnych odstępach pojawiała się, to znowu znikała z pola widzenia w sztywnych sterczach kartofliska. 

W każdej z przerw komarzego migotania nad poletko powracało zwyczajne chrzęszczenie świerszczy, które rozlewało się w pojednawcze powodzie polnych przydźwięków. Niosły się ptasie zaśpiewy, skrzypiały spróchniałe konary starych drzew nad jeziorkiem, dochodziły liche szmery trzcin oraz zielsk, zaczynało się żabie rechotanie. 

Gdy z ciała podnosił się żywy, szary kożuch, zostawał na nim pomrów wielki, który spokojnie pokonał skrzep i z brunatnej galarety ślamazarnie ciągnął za sobą wymaz z cudzych, a jakże lepkich płynów ustrojowych. Coś obcego połączyło się z jego wydzieliną i zwierzę zostawiało za sobą połyskującą na różowo pręgę śluzu. Mieszaniną zaznaczało stygnące ramię zawaliska. Ślimak przesuwał się po skórze góry, jaka zagradzała mu drogę do pożywnej grzybni pod liściem babki. 

Możliwe, że przed nocą mięczak dotarł do celu. Musiał prześliznąć się przez piersi, potem ominąć siny kawałek między obojczykiem, a podbródkiem, zgrabnie uniknąć spotkania z krzyżakiem i brzuchonogiem, którzy przed innymi spenetrowali wnętrze szeroko rozwartych szczęk. Pająk już od dwudziestu minut kręcił się na wywalonym języku, przeciągał nici łączące wygiętą do tyłu głowę z najbliższymi kolanami traw. 

W tym samym czasie przez nagie pachwiny rozrzuconych nóg przemieszczały się cudem ocalałe mrówki. Jak grotołazki wychodziły z ziemnych jaskiń od strony ludzkiego krzyża, wydobywały się spod pośladków, a potem jak taterniczki pięły zapachowymi szlakami po nagich udach, po dziurawych pończochach, po rozszarpanych koronkach halki. 

Tamtego popołudnia, ze wszystkich, stałych mieszkańców poletka, to kolonia mrówek doznała niespodziewanych i bardzo dotkliwych strat. Tylko nieliczne przeżyły ponad godzinną szarpaninę, tratowanie, powalanie i przeciąganie wyrywającej się kobiety, oraz miejscowe rozlewiska kilku wydalonych cieczy. Z koszmaru na miarę tąpnięć lub trzęsienia ziemi uratowały się te, które najszybciej opuszczały korytarze mrówczych podziemi, jakie po wstrząsach wypełnił mocz, sperma, krew, kał i jeszcze raz krew. 
Powracające uciekinierki nadal wyraźnie czuły ludzki pot, swąd skóry przypalonej cygaretkami "Egipskimi" i opar piwa. 

Dopiero za kilka dni wiatr rozwieje dokładnie spalone dokumenty, deszcz rozmyje ślady po wielu obcasach, wsiąkną w grunt krople silnikowego oleju, a wrony i sroki rozniosą kobiece drobiazgi wysypane z kopertówki. 

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
ElminCrudo
Użytkownik - ElminCrudo

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-11-26 07:06:22