Restaurator 7

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Daria... - zaczął jakby mówił sam do siebie, bez poczucia bliskości z osobą, którą powinien prowadzić normalny dialog - ...miała wypadek. Jest... w śpiączce.
- Dobry boże! Nasze dzieci! - Złożyła ręce do modlitwy, ale zamiast prośby miała w głosie same pretensje - Dlaczego nie możemy za nich ponieść tego nieszczęścia jakie ich spotyka. Przecież oni byli tacy niewinni, cała przyszłość przed nimi, tyle możliwości. A my... - Przerwała. Machnęła ręką w rezygnacji i brakiem wiary w moc swych słów.
- Wuj w domu? - Odparł niewzruszony narzekaniami kobiety i zbliżył się do masywnej szafy, gdzie za grubym szkłem lśniła wypolerowana stal lufy i drewno kolby broni myśliwskiej.
- Nie ma go. - Zamrugała powiekami jakby obudziła się z koszmarnego snu - Pojechał na konferencje. Wiesz, on cały czas pracuje żeby nie musiał myśleć.
- Czasami ciężka praca już nie wystarcza żeby zapomnieć. – chwila pauzy, zamyślenia i słowa wyrwane z innego świata. - Gdzie on trzyma klucz do tej szafy?
Zadał pytanie jakby wymawiał je drugi człowiek a nie on sam. Zbyt duża różnica uczucia w dwóch zdaniach. Pierwsze pełne zrozumienia i smutku. Drugie zobojętniałe, niemal beztroskie jak dziecko pytające o miejsce ukrycia prezentów na gwiazdkę.
Kobieta nie odpowiedziała. Nie mogła jednak powstrzymać się przed dotykaniem korali, bardzo powoli i delikatnie jakby, nagle mogły się rozpaść i posypać po ziemi każda w innym kierunku, kryjąc się w trudno dostępnym miejscu. Tak ciężko je później pozbierać do kupy zupełnie jak myśli po utracie czegoś bardzo cennego. Nie mogła też powstrzymać się przed wlepieniem wzroku w małą drewnianą szkatułkę stojącą na kominku. Mężczyzna odwrócił się w kierunku gdzie kierował go wzrok jego ciotki. Podszedł i otworzył pudełko, spomiędzy wielu kluczy wybrał ten najmniejszy i wrócił do szafy otoczonej wiszącymi na ścianach porożami i wypchanymi łbami leśnych zwierząt. Przekręcił kluczyk i bez wahania sięgnął po dubeltówkę i położył ja na stole przykrytym białym obrusem tuż przy filiżance niedokończonej herbaty. Otworzył małą szufladę i wyciągnął pudełko naboi, wysypał zawartość całego opakowania na stół, wyciągnął jeszcze jedno i zrobił to samo.
Kobieta wstała, zabierając z sobą filiżankę ze stołu, która zadzwoniła o spodeczek ręce ledwie utrzymały drobny ciężar porcelany. Odwróciła się od broni i amunicji leżącej przed nią, wyglądając za okno, na wypielęgnowany ogródek. Uciekała od tego co dzieje się za jej plecami wracając do przeszłości.
- Kiedy nasz syn miał wypadek obwinialiśmy drugiego kierowcę, później policjanta który nie dopilnował porządku na miejscu stłuczki, na samym końcu naszego syna który przecież jechał za szybko. No i wreszcie nas samych, bo to do nas się śpieszył, żeby zdążyć na kolację. Tak na prawdę to nikt nie był winny. Po prostu po stłuczce, wyszedł z samochodu i po kłótni przewrócił się na chodnik i uderzył głową o krawężnik. To wszystko. Bóg go nam dał i zabrał. Tak powiedział ksiądz: nic nie jest nasze na tym świecie. Nawet nasze dzieci.
- Bóg nie zrobił krzywdy mojej córce tylko inny człowiek. To nie był przypadkowy wypadek. A największą odpowiedzialność ponoszę ja.
Kobieta odstawiła filiżankę i przeżegnała się szybko. Okrążyła stół dookoła zasłaniając dłonią trzymaną przy skroni widok przerażającego ją przedmiotu noszącego śmierć. Z uczuciem ulgi dotarła do barku, otworzyła go i sięgnęła po pierwszą lepszą butelkę. Napełniła kryształową szklankę i wypiła ją duszkiem dławiąc się i krztusząc. W szklance nie zostawiła ani kropelki alkoholu. Nalała jeszcze raz i wyciągnęła rękę ze pełną szklanką w kierunku gościa.
- Nie. Dziękuję. To nigdy mi nie pomagało. Nic nie jest na tyle mocne aby przegonić obrazy głęboko tkwiące w pamięci. Wiesz o tym. Prawda?
Zagarnął amunicje i poupychał ją w kieszeniach spodni i kurtki jak darmowe słodycze. Delikatnie odstawił wazon świeżych kwiatów i z czcią podobną do ceremonii schowania monstrancji w tabernakulum, zawinął delikatnie strzelbę w biały obrus, uniósł, podtrzymał pod pachą i spojrzał wyczekująco na kobietę wciąż odwróconą do niego plecami. Bezruchem dał znać, że chce się pożegnać.
- Będę się za ciebie i twoją córkę modlić - nie odwróciła się. Rozmawiała z butelką.
- Niech ciocia robi co uważa za słuszne. Ale ja, nie chcę rozgrzeszenia. Daria go nie potrzebuje. Niech się ciocia lepiej pomodli za tych którzy ją skrzywdzili. Obym ich nie znalazł.
Zniknął tak nagle jak się pojawił po latach nieobecności. Potrzebował tylko jednego i to dostał. To nie była rodzinna wizyta chociaż w tych krótkich odwiedzinach padły słowa ważniejsze i prawdziwsze niż kiedykolwiek na jakiejkolwiek rodzinnej uroczystości. Prawda wypływa z ludzkich ust bardzo rzadko, u niektórych tylko raz w życiu najczęściej tuż przed śmiercią.
- To jak Reks? Posprzątamy? – kobieta po chwili zadumy powróciła do codzienności jakby nic się nie stało. Lata praktyki. Wyrzucić z głowy to czego nie da się znieść.
Pies nie odpowiedział ale zrozumiał co pani będzie robić. To samo codziennie. Będzie biegać po domu i przestawiać wszystkie niepotrzebne rzeczy psu i człowiekowi właściwie też. Rzeczy, które zbierają kurz bo ich się w ogóle nie używa. Tak jak ten pokój na piętrze gdzie kiedyś mieszkał jego młody pan, ten który bawił się z nim najczęściej ale nagle, nie wiedział czemu znikł. Ten dom to bardzo smutny dom. Dziś po tej wizycie był jeszcze trochę smutniejszy. Pies zaskomlał ale nikt go nie usłyszał. Starość zaczęła mu bardzo ciążyć dlatego znów zasnął i śnił o ogromnej łące z piknikiem, kolorowym kocu, śmiejących się dzieciach i kawałkach pieczonego kurczaka kuszących zapachem jego wrażliwy zmysł. Zwierzęta czasami też marzą o tym aby się już nie obudzić.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35