Dragan

Autor: angis.zvaigzde
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Dragan pachniał jak oliwki, jak plantacje pomarańczy, wśród których wyrósł. Jego skóra nasiąkła balsamicznym powietrzem południa.Był jak mapa, pełna dalekich krain, po której mogłam powoli wędrować, grzejąc się w piekącym słońcu. Zamykałam oczy, a Dragan zamieniał się w zielony półwysep, na którym rosła wysoka szeleszcząca trawa, sięgająca moich bioder. Rozkładałam ręce i rzucałam się do tyłu, nie patrząc; zanurzałam się w niego, a miękkie źdźbła trawy łaskotały mnie po twarzy (tak całował? nie pamiętam).

Każda z jego dłoni miała delikatny kolor spalonej słońcem ziemi, jakby ktoś wtarł mu w skórę sproszkowany cynamon. Lubiłam sobie wyobrażać, że tak właśnie było. Pewnego dnia, kiedy się urodził, matka razem z innymi kobietami wzięła go do kuchni, położyła na ciemnym od krwi, soku i tłuszczu drewnianym stole i posypała cynamonem. Potem, trzymając go ostrożnie w wyciągniętej ręce jak Achillesa, jeszcze raz zanurzyła go powoli w wielkiej glinianej misie wypełnionej oliwkami, kwiatem pomarańczy i korzennymi przyprawami o duszącym zapachu. Od tej pory jego skóra miała odcień miodu i pachniała ledwie uchwytnym aromatem rozgniecionego pieprzu, imbirem, oliwkami i powietrzem słodkim od dojrzewających pomarańczy.

Bili go, nie raz; widziałam to w sposobie, w jaki mrużył oczy przed dotknięciem mojej dłoni. Spuszczał wzrok, jakby zawstydzony i bardzo szybko, miękkim ruchem, uchylał się spod moich palców, które zamiast jego powiek gładziły nagle powietrze.

Mówił potem, znowu z wyrazem zakłopotania na twarzy, że kiedy człowiek raz zmruży oczy przed uderzeniem to później już nigdy nie będzie umiał żyć inaczej. To zostaje, mówił, jak blizna, jak znak dla innych. Wymyśliłam sobie na swój własny użytek teorię, że dla Dragana miejscem absolutnej wolności byłby świat, w którym ludzie nie dotykaliby się nawzajem.

Dotyk to przemoc.

Nie widziałam w tym żadnej konsekwencji, zwłaszcza budząc się z ciepłym oddechem Dragana na policzku, kiedy czułam się jakbym zasnęła wśród unoszących się w słońcu drobinek gorzkich zapachów lata. Nie potrafiłam zrozumieć (nadal nie rozumiem) dlaczego czasami udawało mi się oszukać jego strach, zbliżyć się do niego na odległość oddechu, a kiedy indziej uciekał ode mnie, krył się przed moim wzrokiem gdzieś bardzo daleko, dokąd nigdy nie udałoby mi się dotrzeć.

Odszedł nagle. Właściwie nie wiem kiedy. Wokół mnie jeszcze długo potem unosił się oleisty zapach pomarańczy i może dlatego wydawało mi się, że Dragan jest ze mną, że skrył się jedynie w zbyt szybkim mrugnięciu powiek. Zamykałam znów oczy, szukałam mojego zielonego półwyspu, ale ulotnił się korzenny aromat, który (tak mi się wydawało) na stałe wsiąkł we mnie. Zaczęłam wtedy wcierać cynamonowy proszek w nadgarstki i we włosy.

Ostatnio przyszło mi do głowy, że może jednak znalazł szczęście. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami Dragan odnalazł w końcu zapomnianą krainę, gdzie człowieka chroni przed innymi ludźmi jedynie jego wola. Tam na pewno zrosła się blizna, która kiedyś rozszarpała jego spokojną twarz na połówkę smutną i połówkę wesołą. Uwolnił się od bólu, jaki sprawiało mu nasze zimne powietrze, w niczym nie przypominające jego skórze pieszczot wiatru głaszczącego ludzi, owoce i zapachy. Może jest szczęśliwy.

1

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
angis.zvaigzde
Użytkownik - angis.zvaigzde

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-01-19 12:33:07