Efekt Motyla

Autor: marcinjodlowski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Aby mieć właściwe spojrzenie na własną pozycję w życiu, człowiek powinien posiadać psa, który będzie go uwielbiał, i kota, który będzie go ignorował"
(Derek Bruce)
   Każdego dnia, dokonujemy świadomie lub mniej świadomie dziesiątków wyborów. Od drobiazgów a skończywszy na sprawach cięższej wagi, decydujemy o wyborze tej a nie innej wersji rzeczywistości. Szkoda, że ŻYCIE to jednak nie gra komputerowa. Tu nie da się cofnąć czasu, zmienić biegu wcześniej wybiórczo zaprogramowanych zdarzeń, ani też zacząć wszystkiego od początku. Nie powiemy infantylnie - "Ja tak się nie bawię. Zabieram zabawki i idę do domu".
"Game Over" oznacza definitywny koniec gry. Ale tylko w wirtualnej rzeczywistości. Ale Życie jest jak najbardziej realną rzeczywistością. Bezpieczniej jest zdać sobie z tego sprawę. Jeszcze nigdy dzisiejsza rzeczywistość nie mamiła taką łatwością dostępu do najdziwniejszych nawet rzeczy. Jeszcze nigdy nie oszałamiała tyloma kolorami, niebywałymi atrakcjami i nie rozdawała tylu szans pozornie bezpłatnie.
Załamały się moralne i etyczne bariery, zacierają się wszelkie granice przyzwoitości. Dystans do tego co podłe stał się pojęciem względnym - nie ma już żadnych realnych odległości, które mogłyby człowieka w jakiś sposób ograniczać. Mamy samoloty, telewizję satelitarną, jest telefon komórkowy, Internet - cuda, o jakich nie śniło się naszym praszczurom! Nieocenione narzędzia komunikacji, ale też - ogłupiania i dezorientacji. Bo co mieści się w zakresie otaczającej nas rzeczywistości, niekoniecznie może pomieścić się w naszych oszołomionych bogactwem podsuwanych ofert głowach. Przynajmniej w mojej narasta szum informacyjny. Jak tu wybierać, kiedy każdy wybór praktycznie nie za granic? Jak zdecydować co i jak kupić, bez analizy podejmowanej decyzji? Tyle jest przecież milionów możliwości! Tylko czasu wcale jakoś tak dziwnie nie przybywa więcej. Powiedziałbym raczej, że wprasowano nam w podświadomość aksjomat, iż nic nas nie ominie, bo czasu mamy sporo. A więc rebiata - brać, kupować i nie targować - to prawie nic nie kosztuje. Prawie..
Szaleńcza pogoń za "szczęściem" i wszechobecna zasada zdobywania "sukcesu" każą biec na oślep, zagarniać wszystko to co po drodze, potrzebne czy trochę mniej - byle na zapas. Tak, aby kropli z życiodajnych ofert nie uronić, nie zmarnować żadnej okazji. Myślimy, iż konsumując wszystko, co oferuje złoty róg dostępnej obfitości, zdobywamy łatwo wszelkie dobra. A tak naprawdę niezauważenie stajemy się bezwolnym odbiorcą toksycznych śmieci. Zbieraczami bezużytecznych bubli, a najgorsze jest to, iż daliśmy sobie wmówić, że posiadanie tego wszystkiego, co pozornie w zasięgu ręki - to warunek i droga do godnego życia.
***
Jestem zwolennikiem teorii, która głosi, że rodzimy się czyści moralnie, nieskażeni zegizmem i mądrzy, a umieramy całkowicie ogłupieni. Bowiem od pierwszej chwili naszej ziemskiej egzystencji, od momentu otrzymania pierwszego inspirującego klapsa, jesteśmy poddani regularnym procesom prania mózgu, a w tym duszy, z każdą chwilą powoli tracimy relacje z tym co w nas najlepsze, czyste i pierwotne. Spytaj dziecka kim będzie w przyszłości - odpowie bez wahania, zaskakując jasnością umysłu i precyzyjnym określeniem swoich pragnień. Im człowiek starszy, tym większe napotyka trudności w realizacji indywidualnych marzeń, ze znalezieniem właściwego miejsca w biegnącej rzeczywistości. Staje się przedmiotem a nie podmiotem, dla całej sfory ekonomicznych czy politycznych kombinatorów. Życie to nie jest bajka - któż z nas nie doszedł w końcu do takiego wniosku, odrzucając idealizm dziecięcych wyobrażeń?
Tylko wyobraźnia dziecka może uznawać bajkę za coś optymistycznego, bez skazy. A przecież bajki bywają zazwyczaj okrutne. Jak życie... Zagubieni w szumie informacyjnym niepotrzebnie rozglądamy się na boki, błądzimy, kalkulujemy i ogłupieni wszechobecną alienacją popełniamy błędy. Najczęściej porzucamy wytyczoną własną fantazją drogę i obieramy ukazaną nam pozornie łatwiejszą.
A jeszcze później zdumieni odkrywamy, że w ogólnym rozrachunku trafiliśmy w ślepą uliczkę a droga, która wydawała się prowadzić prosto do celu okazała się tylko pozornie prostą. Istne Circulus vitiasus. Jakże często zapominamy podekscytowani łatwym awansem, łatwym nabywaniem dóbr materialnych, że niekoniecznie prosta droga prowadzi do upragnionego celu. W życiu niestety, nie jest to pewnikiem. Nielicznym udaje się dojść do konkluzji, iż mądrość życiowa nie polega na zdobywaniu dóbr materialnych. Sztuką jest umieć zrezygnować z pogoni za nimi. Nie pozwolić wmawiać sobie, że nic nie ogranicza drogi do zdobycia szczęścia i jak owo szczęście powinno wyglądać. Bo konsekwencji spowodowanych indoktrynacją nikt za nas ponosić nie zechce. Ktokolwiek tworzył ten świat, doskonale wiedział, że atrybutem upadku człowieka będzie brak umiaru, a tylko asceza - powrotem do mądrości. I oby nie było zbyt późne to przebudzenie. Są ludzie, którzy mają odwagę bycia sobą i nie poddają się specjalistom od prania mózgów. Wiedzą, że wszelkie różnice ekonomiczne to twór nienaturalny, i każdy ma takie same prawa naturalne oraz podstawowe potrzeby.
Że nie są sztucznymi cele i pragnienia wyższego rzędu, do których w racjonalny, a w tym i humanitarny sposób dązyć należy. Czy będę miał rację jeżeli powiem, że i ty czytelniku możesz być takim człowiekiem, jeśli masz trochę odwagi pójścia "pod wiatr"?!Miłość, honor, ojczyzna, prawda, tolerancja, szacunek, uczciwość, wiara i nadzieje na przyszłość - kilka prostych prawd, które niestety, znakomita większość gatunku Homo Oeconomicus gubi w życiu codziennym, a percepcja zła zaczyna równoważyć pojęcie dobra. Przypomina to infantylną filozfię Kalego. I są to pierwsze symptomy prowadzące do jednostkowego hedonizmu a w konsekwencji - zegizmu. Gabriel Garcia Marquez powiada: "Stań się lepszym człowiekiem. I zanim poznasz kogoś upewnij się, że znasz siebie i że nie będziesz chciał być taki jak on chce, ale będziesz sobą." Sartrowska teoria egzystencjalizmu uczy, że człowiek może być takim, jakim siebie stworzy - wszystkim albo nikim. Nikt bowiem z góry nie przesądza o jego wartości. Z drugiej jednak strony - człowiek ma zawsze prawo do buntu wobec niechcianej rzeczywistości. Ale to droga znacznie trudniejsza, bowiem Życie nie udziela bezbolesnej parenezy w nieskończoność..
***
Jestem w dziwnym momencie życia. Nie mam w sobie aż tyle arogancji, by powiedzieć głośno, iż mój los spoczywa wyłącznie w moich rękach. Ani tyle odwagi, by oddać go w ręce któregoś z pazernych bogów. Wierzę jednakże w Efekt Motyla. W Przyczynę i Skutek. W to, że każdy, nawet najmniejszy mój ruch, ma swoje daleko idące skutki i konsekwencje sięgające przyszłości. Wierzę, że wszystko co mi się prytrafia, dzieje się z jakiegoś ważnego powodu Dlatego zaczynam między innymi z tejże przyczyny ostrożnie sięgać tylko po to, co niezbędne. Etap zachłystywania się łatwym zdobywaniem wszystkiego, co przede mną nie ucieka, mam już szczęśliwie za sobą. Działam, powiedziałbym - na wstecznym do rzeczywistości biegu. Jedne po drugich wyrzucam rzeczy, które przestały być niezbędne. Jeśli jednak decyduję się na kupno czegoś nowego, robię to w pełni świadomie. Chcę mieć tyle, ile potrafię udźwignąć. Tylko tyle i nic ponad to.Bywa ciężko. Zwłaszcza, kiedy potrzebuję czasu na przemyślenia. Przecież zgodnie z najnowszą religią - apoteozą biegu "po wszystko", nie można się opóźniać. Przystaniesz na chwilę - wypadasz z gry. Zostajesz outsiderem.No i dobrze. Ja lubię podywagować i porozglądać się spokojnie wokół siebie. Jak bohater z powieści Haruki Murakamiego - raz na jakiś czas trwam sobie w bezruchu i czekam na znaki. Bywam wtedy lustrem, które uporczywie odbija uchwycone przypadkowo obrazy, albo przekaźnikiem, co pozwala swobodnie przepływać zbieżnym źródłom energii, samemu przy tym nie doznając uszczerbku. Po prostu spokojnie obserwuję i wyciągam konstruktywne wnioski, nie poddając się permanentnemu ogłupianiu, a w konsekwencji - dywergencyjnemu sposobowi myślenia.
Mam tylko nadzieję, że kiedy na wewnętrznym ekranie mojego Ego wyświetli się napis "Game Over", będę miał pewność, że rozegrałem tę wariacką grę tak jak potrafiłem najrozsądniej i nie mam powodu do wstydu.
Ot, co..

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
marcinjodlowski
Użytkownik - marcinjodlowski

O sobie samym:  Sentymentalny i uczuciowy romantyk lubiący nastrojową muzykę Enio Morricone. Kocham nieziemski głos Lisy Gerrard. Bliski sercu jest mi także blues i to, o czym mówi - o smutku, utraconej miłości, nienawiści, płaczu, tęsknocie i nadziei. Nostalgiczny czarny blues słuchany nocą, stonowane światło lampki, snujący się leniwie zapach wspomnień, dobra gorąca kawa i mój ulubiony fotel - to jest to, co wprawia mnie w dobry nastrój. Wierzę wtedy, że ten świat wart jest miłości. Lubię styl końca lat trzydziestych XX wieku. A w nim kobiety kolorowe jak kwiaty, cudowne jak miłość, delikatne jak motyle wiosny. Jestem typem samotnika. Bywam często zamyślony, czasem radosny. Łatwo ulegam nastrojom chwili, bo każda z nich jest niepowtarzalna w swoim przemijaniu.Nie ośmielam się twierdzić, że jestem poetą lub pisarzem.Coś jednak każe mi pisać - więc siadam do komputera i piszę. Wtedy ludzie i ich sprawy nie mają dla mnie najmniejszego znaczenia.  
Ostatnio widziany: 2011-04-29 22:22:51