Obraz Doskonały

Autor: Matariel
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Na tle błękitnej, wzorzystej tapety stał mężczyzna w doskonale skrojonym fraku. Oświetlało go słońce wpływające złotem przez wielkie okno, przysłonione po bokach karminowymi zasłonkami. Tuż za nim zaczynał się cień, który niczym kurz osiadł też na ramionach mężczyzny.

                Pociągnięcie, dwa.

Teraz również do skrawka klapy fraku przykleił się cień. Nadało to trochę więcej kontrastu między mrokiem a światłem. I trzydziestolatkowi, patzącemu w nieznane przez okno.

                Odłożył pędzel do brudnego od farb pojemnika z terpentyną. Popatrzył krytycznie na obraz, przechylając nieco głowę, po czym stwierdziwszy, że praca nie poszla na marne, wydął zabawnie usta. Odszedł od sztalugi, pozostawiając ją na samym środku pokoju. Gładką, wąską dłonią sięgnął po karton soku. Nalał sobie do kubka, z którego powierzchni śmiała się mordka komiksowego kota. Przeszedł kilka kroków. Wrócił.

                Ziewnął rozdzierająco,podrapał się po karku. Zwykły odruch. Każdy może. Ściągnął z siebie fartuch, zmiętą koszulę, po czym rzucił to wszystko na krzesło.

                Stanął przed wysokim lustrem, wiszącym na boku szafy sięgajacej sufitu. Ziewnął ponownie, przetarł oczy. Odbicie zaczerwienionych oczu boleśnie przypominało o zmęczeniu. – Mamo, kiedy to ja ostatnio taki skonany... – Nie dokończył, głębokie ziewnięcie pokazało w lustrze wnętrze jamy ustnej. Zanim odszedł, obrzucił szybkim spojrzeniem swoją sylwetkę. Nie za gruby, nie za chudy. Średniej wysokości, zaznaczoną lekko linię mięśni pokrywała warstewka tłuszczu. Naturalnie, nie należał do grona kulturystów, ale też nie spotkał nigdy człowieka, który wypomniałby mu nadwagę. Taki przęciętny.

                Za to dłonie, zwykle pokryte mozaiką barw z farb olejnych, zakończone były długimi palcami. Twarz, owalna, u dołu bardziej spiczasta, na której było widać szarość poprzedzającą zarost. Średni nos majaczył niedaleko  pary oczu, zielonych trochę, bliżej tęczówek wpadającej w plynne złoto.

                Zniknął. W srebrzystej tafli widać było tylko resztę pokoju. Przewrócił się bezładnie na łóżko, zaciągnął kołdrę. Bez chęci cisnął na dywan spodnie, i zasnął. Twardo, jak ktoś, kto długo nie spał. Może on też?

 

- Michał, wstawaj. – Dotarły do niego słowa, których nie mógł zrozumieć, przyporządkować do jakiegokolwiek typu. Tkwił jeszcze w oparach snu. Resztki rozleniwienia – i wątpliwości – zniknęły pod naciskiem kolejnego, wyrzuconego szybko słowa. – Wystawa! – To przeważyło. Zerwał się jak poparzony, nie przerywając tempa ani strumienia nabytej energii rozciągnął ręce, chwycił zegarek, zapiął jego pasek na nadgarstku. Pięć po ósmej. – No nie, co ty w ogóle wyprawiasz? – Zaczął smętnie.  Chciał kontunuować. – Hahaha, maruda. Kto rano wstaje. – Dopiero teraz zobaczył, że jego współlokatorka, a zarazem przyjaciółka ze studiów, Zuzanna, leżała we własnym łóżku, po drugiej stronie pokoju, zagrzebana po szyję w pościeli. – Dzisiaj ty idziesz do spożywczaka. I nie wykręcaj się, to że sobie bazgrzesz po nocach nie zwalnia cię z tego. – Miała chyba jeszcze jakieś argumenty, ale Michał usiadł ciężko na krześle, powoli zaczął zakładać t-shirt. Uśmiechnięta na ten widok dziewczyna wygięła się w łuk, unosząc się z kołdrą ponad materac, tak, że tylko czubek głowy i pięty dotykały materaca. Opadła z powrotem, złote loki luźno rozsypały się na poduszce. Wymruczała tylko złośliwie. – Obudź mnie, jak zrobisz śniadanie. Aha, możesz mi je tu przynieść... – Znieruchomiała w bezładnej stercie materiału.

Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Matariel
Użytkownik - Matariel

O sobie samym:
Ostatnio widziany: