Skrwawione chusteczki

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Szpitalny pokój po raz pierwszy w tym roku oświetliło rozpromienione słońce. Pielęgniarka obudziła mnie otwierając okno. Chłodne powietrze wpłynęło do pokoju razem ze świergotem ptaków. Poczułem jak na odsłoniętej, ręce robi mi się gęsia skórka. Z początku orzeźwiające uczucie sprawiło dużo przyjemności. Jednak po czasie musiałem zapiąć się pod karkiem i opuścić rękawy pidżamy. Siostra o ciepłym uśmiechu, pomogła mi usiąść i poprawiła poduszkę. A myślałem, że nie doczekam pierwszego dnia wiosny.

- Dobrze pan spał?

- Wyśmienicie. -  Zadziwiające z jaką łatwością przychodzi mi okłamywanie ludzi, kiedy nie chcę udzielić trudnych odpowiedzi - Już czuję jak wracają mi młodzieńcze siły. Zjem jeszcze królewskie śniadanie, a popołudniu będę już jak ten młody bóg. Pan doktor wypisze mnie ze szpitala nie dalej jak jutro rano

- Nie bądźmy tacy nachalni. To, że poprawił się panu humor to jeszcze nic nie znaczy. Lekarz zdecyduje czy jest pan gotowy aby nas opuścić, ale pana optymizm z pewnością nie zaszkodzi.

 Odpowiedziałem jej cichym „dziękuję” i uśmiechnąłem się do niej szczerze. Odpowiedziała bez słów, spoglądając mi głęboko w oczy. Byłem już stary a mimo tego mój osobisty czar wciąż działał. Marna to pociecha tego poranka, ale wystarczyło żeby utrzymać dobry nastrój przez następne kilka minut samotności. Te minuty minęły brutalnie szybko.

Spojrzałem za okno na rosnące w szpitalnym parku drzewo. Wyobraziłem sobie gałąź za kilka tygodni. Kiedy pokryję się gęsto liśćmi w kształcie serc. Wiatr będzie nimi targał i przewracał z lewej na prawą stronę. Promienie słoneczne będą przebijać się chaotycznie pomiędzy jasno i ciemnozielonymi liśćmi. Bardzo hipnotyzujący widok. Ciekawe czy będzie dane mi go jeszcze zobaczyć. Na razie gałąź nie puściła nawet pączków.

Czas działa łagodnie ale bardzo brutalnie. Włosy mi posiwiały i przerzedziły się. W zmarszczki na czole mógłbym powkładać  małe karteczki, nie wypadłyby. Jednak to nie wiek był moim trucicielem. Cóż, nie dbałem o siebie i po sześćdziesięciu latach życia, ciało wystawiło mi rachunek. Umierałem. Wolałbym nie oglądać się w lusterku. Dlatego nie miałem ochoty podnieść się z łóżka. Zresztą i tak brakowało mi siły. Kaszel męczył mnie przez całą noc. Pozwolił zasnąć mi dopiero nad ranem, zaledwie na półtora godziny.

Spoglądałem teraz na śniadanie podane do łóżka. Kawa zbożowa, bułka, masło, dżem. Błogosławieństwo dla kloszarda. Chętnie bym takiemu oddał jedzenie przeznaczone dla mnie, ale nie było żadnego w pobliżu. Czułem , że kęs pieczywa stanąłby mi w gardle. Z niechęcią wyciągnąłem rękę po uszczerbiony kubek i skosztowałem kawy. Mały łyczek letniego płynu wpłynął nie w tą dziurkę gdzie trzeba. Zacząłem krztusić się gwałtownie. Boże, oby to nie był początek tego co przeżyłem a nocy. Odstawiłem kubek w pośpiechu i zakryłem dłonią usta.  Miałem nadzieję aby nie było słychać na korytarzu okropnych dźwięków jakie wydostawały się z mojego gardła. Skupiłem całą siłę woli aby powstrzymać węża pełznącego w górę przełyku. Ponownie chciał wydostać się na zewnątrz. Z trudem go powstrzymałem.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35