TU NAS NIE DOSIĘGNIE

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Obóz różnił się od tego, który zawsze rozbijali. Zamaskowany namiot między drzewami stał się praktycznie niewidoczny. Ognisko zamiast na plaży, płonęło w lesie za namiotem, inne od zwyczajnego, typu Dakota, w dziurze, z dolotem powietrza, żeby nie było widać dymu z daleka. Lepsze spalanie ograniczało dymienie.

Mięso już się piekło.

– Nici z siedzenia wieczorem przy ognisku, trzeba zgasić po zmroku – powiedział do siebie Przemek.

Mimo że zrobił zadaszenie, żeby nie było widać ognia z góry, wolał zachować maksymalną ostrożność.

Zmęczony stanął nad brzegiem. Na wodzie nie było nawet jednej zmarszczki.

– Ale spokój. – Poczuł zazdrość, bo jemu wewnątrz bardzo brakowało spokoju.

Słońce, dalekie od ziemskich spraw, zniżało się do horyzontu, za którym leżało miasto. Przemek czuł się, jakby zostawił tam część siebie. Myślał o rodzicach, których nie dał rady namówić do wyjazdu, szczególnie, że mieliby się śpieszyć. Powiedzieli, żeby się puknął w czoło. Nie będą spali w żadnym namiocie. Nie ma znaczenia, co się wydarzy, zostaną we własnym domu do końca.

Usłyszał za sobą chrzęszczenie piachu. Córeczka nie potrafiła się jeszcze skradać.

– Łaaa! – wrzasnęła.

– Ciiicho.

Raczej nikt ich tu nie słyszał, ale lepiej nie hałasować. Tylko weź wytłumacz małemu dziecku, żeby zapamiętało.

– Uf, ale mnie wystraszyłaś, Pchełko.

Mała objęła ojca w pasie.

– Kocham cię, tatusiu.

Kucnął.

– A ja ciebie, córeczko. Bardzo mocno.

Uścisnął dziewczynkę, martwiąc się o nią jak nigdy wcześniej. Bardziej nawet niż wtedy, gdy poważnie zachorowała i nie wiadomo było, jak to się skończy.

– Motylek! – Poleciała za nim.

Wyczuwała niepokój rodziców, ale nie na tyle mocno, żeby nie być sobą. Biegała i interesowała się wszystkim, jak zawsze, kiedy tu przyjeżdżali.

– To pewne. – Przemek zmrużył oczy patrząc na horyzont. – Koniec życia jakie znamy.

Zastanawiał się, jakie nastanie. Takie, jak po trzydziestym dziewiątym? Gorsze? Lżejsze? Przeczuwał, że gorsze.

Bał się Ruskich, ich mentalności i rozkazów, jakie dostali.

Podeszła Marta i przylgnęła do niego.

– Jesteś pewien, że tu nie przyjdą? – zapytała po raz tysięczny.

Słyszała, że mówił do siebie. Zawsze tak robił, kiedy się stresował.

– Interesują ich miasta, wsie najwyżej, a nie dzikie miejsca.

To tylko teoria, ale wydawała się logiczna.

Kula ognia nabrała czerwieni i rozpaliła niebo, czyniąc chmury piękniejszymi. Było o wiele ciszej niż zazwyczaj, gdy przyjeżdżali tu wypoczywać. Przestrzeń nie niosła odgłosów silników łodzi ani samochodów z drogi. Nie było widać żadnych żaglówek. Życie zamarło. I to byłoby fajne, gdyby tuż za horyzontem nie działo się tak źle.

Włączył komórkę. Sieć jeszcze działała. Wiedział, że przestanie, dlatego w plecaku miał małe radio i zapas baterii. Możliwe, że tylko tak będą mogli się czegoś dowiedzieć.

– Co z naszym domem? – zapytała kobieta. – A jak wejdą i rozkradną?

– Mam nadzieję, że nic się nie stanie. – Wiedział, że raczej się stanie. To kwestia czasu.

Wszedł na Facebooka i zaraz z niego wyszedł, bo media społecznościowe stały się ściekiem paniki społeczeństwa. Szkoda na nie baterii.

Kiedy chciał wejść na którąś z platform informacyjnych, kreski zasięgu sieci zniknęły.

– Kurczę, już? I tak pewnie niewiele się zmieniło. – Sprawdzał informacje pół godziny temu.

Wyłączył telefon, żeby oszczędzać prąd.

– Mam nadzieję, że mamy wszystko – Marta gadała do siebie.

– Mamy wszystko, czego nam trzeba, nie martw się. Chodźmy jeść.

 


Przemek był w garażu, pakował rzeczy na biwak, kiedy odpalono alerty RCB i syreny alarmowe. W rogu leżał przygotowany od dawna plecak ewakuacyjny z najpotrzebniejszymi rzeczami i długoterminową żywnością. Wrzucił go do samochodu, przyda się, gdyby ich pobyt na plaży się wydłużył. Liczył, że nigdy nie będzie potrzebny, najwyżej ze względu na klęskę żywiołową. Nadzieja, że to tylko fałszywy alarm albo przesada, pojawiła się natychmiast i pierdzieliła lekceważąco w głowie, ale skoro i tak jechali, nie zaszkodziło się dodatkowo zabezpieczyć i zagęścić ruchy. W samochodzie były już baniaki z wodą, dodatkowe koce, namiot, karimaty, śpiwory, pełna lodówka turystyczna, mały czajnik na ogień, patelnia, ruszt, saperka, piła i siekiera.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-01-19 08:57:23