Umarłe Palce

Autor: niutella
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Kiedy brak zrozumienia wpycha mnie w otchłań beznadziei, zaczynam odczuwać siebie boleśnie, co paradoksalnie trzyma mnie przy życiu. Drętwieją mi palce, stają się sine, zimne i bardzo delikatne. Ich chłód doskwiera i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Jest coraz zimniej i zimniej, i w końcu z moich dłoni wystają sine, skamieniałe, obce palce umarłej kobiety. Kiedy ktoś stawia mi bariery na drodze - mojej drodze, którą sobie wybrałam świadomie lub nie, moje palce zaczynają układać się w szpony. Jakby miały ochotę zdrapać zaistniałą sytuację jak nieudane płótno ze sztalug. Kiedy staram się podążać mimo wszystko, potykając się o cholerne zdarzenia spowodowane przez cholerne osoby, moje palce więdną, opadają, kurczą się, zmieniając w wypustki przedpierwotne, które ryją na drodze ewolucji. Byle do przodu, do przodu. Kiedy zarzynana jest każda nadzieja, każdy przebłysk radości, każda przymiarka do uśmiechu, zimno emanuje tak silnie, iż zamarza wszystko, czego dotykam - Twój uśmiech, Twój dzień, Twoje marzenia. Moje palce stają się nie moje. Należą do krainy śmierci, w której tak bardzo pragnę być, gdy boli życie. Niby to wszystko rozumiem, ale nie umiem zatamować krwi uciekającej z moich palców, nie umiem rozgrzać ich myślami, oddechem, łzami. Umierają mimo wszystko, nie wierząc w ani jedno moje słowo, ani jedno zapewnienie, obietnicę, przysięgę. Wybierają drogę, którą, w duchu, sama podążam, do której zmierzam, za którą tęsknię. - Czy bałabyś się, gdybyś wiedziała, że za 2 minuty umrzemy? - Bałabym się, że nie opuściłaby mnie świadomość nawet wtedy, gdyby wyrwało mi trzewia, że czułabym zniszczenie mojego ciała. Bałabym się zobaczyć Twoją śmierć, wobec której byłabym bezradna, bo odszedłbyś do innej, zostawił mnie samą twarzą w twarz z własnym przeznaczeniem. A jednak tego się boję! Choć nie śmierci samej, tylko mojej samotności w jej obliczu. To chyba przez ogólną trwogę przed pozostawaniem ze sobą samą. Znam się i nie znam, ale czuję ten niewysłowiony lęk, gdy widzę swoje oczy w lustrze. A przecież do samotności paradoksalnie uciekam, gdy mi źle. Uciekam do siebie, gdy męczy mnie życie. Kiedy jestem sama, łatwiej mi znieść, że tak bardzo tego, że jestem, nienawidzę. Wiesz, czego naprawdę się boję? Możliwości, że gdy ona już mnie zabierze na tę osławioną drugą stronę, to samotna czy nie, będę zmęczona śmiercią, że śmierć będzie bolała, że moje palce będą nadal umierały, paradoksalnie już martwe, dlatego umierały bardziej, dotkliwiej. Do kogo wówczas będą należały? Do martwej kobiety. Do zimnego ducha. Do samotnej śmierci.

1
Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
niutella
Użytkownik - niutella

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-06-17 12:40:32