Recenzja książki: Kiedy płaczą świerszcze

Recenzuje: mrowka

Zacząć recenzję pozycji „Kiedy płaczą świerszcze” banalnie, od rysu fabularnego? Można i tak. Pewien mężczyzna, odludek, spotyka w mieście kilkuletnią sprzedawczynię lemoniady, hojnie obdarowywaną przez mieszkańców. Dziecko jest wesołe i łatwo zjednuje sobie przyjaciół – jest też chore na serce, co dla przybysza nie stanowi tajemnicy. Jonathan Mitchell przez całe życie uczył się medycyny, poznawał tajniki pracy serca, żeby wyleczyć w przyszłości swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, a potem żonę, Emmę. Teraz udaje kogoś innego, ale gdy małą sprzedawczynię lemoniady potrąca samochód, to właśnie Jonathan Mitchell, znany teraz jako Reese, ratuje jej życie.

 

I tak opowieść płynie dwoma nurtami: jeden to teraźniejszość – z dnia na dzień słabsza Annie z opiekunką i Reese – ni to drwal, ni to stolarz o tajemniczej przeszłości, zaprzyjaźniony z ociemniałym szwagrem – oni znajdują się w centrum teraźniejszości. Ten wątek przetykany jest wspomnieniami – chronologicznie ułożoną, chociaż poszatkowaną, historią życia Jonathana, przedstawieniem jego kariery i życiowych błędów, które doprowadziły go do próby zmiany tożsamości. Tu drugą bohaterką jest Emma, a pojawia się i zdrowy Charlie, jej brat. Kolejne odsłony bildungsroman pozwalają dotrzeć do największego sekretu Mitchella, ale zanim to nastąpi – czeka odbiorców sporo scen, które nikogo nie pozostawią obojętnym.

 

Charles Martin pisze tak, że nie sposób domyślić się finału. Kiedy już wydaje się, że wpadł w koleiny, które wygodnie i bezpiecznie doprowadzą go do przewidywalnego końca, sytuacja znów się zmienia i czytelnicy ze swoimi przypuszczeniami zostają na lodzie. To pierwszy atut książki. Drugim jest piękny język – tak atrakcyjny (choć przy tym nieprzezroczysty), że nawet wplatane co jakiś czas fachowe opisy medyczne wydają się ciekawe, mało tego – chce się do nich wracać, bez względu na prawdopodobieństwo wydarzeń. Odbiorcy towarzyszą bohaterowi przy kilku operacjach na otwartym sercu, co uwiarygodni fabułę, ale też i nie odstraszy. Trzecim atutem obyczajówki „Kiedy płaczą świerszcze” będzie ilość wzruszeń, które z powieści przełożą się na emocje czytelników. Charles Martin wie nie tylko jak przedstawić stany uczuciowe postaci głównych i dalszoplanowych – on potrafi je odtworzyć w odbiorcach. Nie zezwala na dystans w stosunku do bohaterów, wprowadza wszystkich do jednego, wspólnego świata. Bywa, że w rozwoju akcji szarżuje, stawia na cud, zbieg okoliczności albo przesadę, bywa, że zamienia bohaterów w superbohaterów i opisuje sytuacje nierealne – a mimo wszystko trzyma w napięciu i wytwarza więź między odbiorcą a postaciami z książki.

 

Powieść parę razy chwyta za serce (w przenośni, nie zawsze są to momenty, w których dosłownie chwyta za czyjeś serce jej bohater). Autor tej niezwykłej książki ukończył studia z literatury angielskiej, ale nie korzysta z gotowych chwytów, schematów pisarskich czy myślowych. Pisze, cały czas mając na uwadze czytelnika, chcąc go zaskoczyć, próbuje opowiedzieć coś nowego w całkiem tradycyjny sposób. Nie widać w tej książce prób ratowania fabuły czy zdawania się na żywioł, wszystko jest tu przemyślane w najdrobniejszych szczegółach i wszystko urzeka. Pisarz zmienia cele zainteresowań, poszukuje motywów w rozmaitych relacjach: choroba serca małej Annie staje się tylko pretekstem do sportretowania całej gamy odczuć, z których miłość – to najbardziej banalne – mieni się wieloma odcieniami, a flirt przegrywa z opisem przyjaźni czy walki z samym sobą. Piękne w tej powieści okazują się kwestie winy i kary, rozpracowane przez Martina wręcz modelowo.

 

„Kiedy płaczą świerszcze” to powieść obyczajowa, zahaczająca o literaturę piękną – nie tylko wpływa na emocje czytelników, ale też może się podobać ze względu na wysmakowany styl. Charles Martin zamienia się w czarodzieja, nie proponuje nędznych kuglarskich sztuczek, które łatwo przejrzeć, ale powieść głęboką, sugestywną i wartościową – zapewnia rozstrzygnięcia rodem z marzeń, steruje wyobraźnią i myślami, a czyni to w sposób, którego można mu tylko pozazdrościć…

 

Jedyne, co mi się nie podoba, to graficzna wizja tytułu i logo serii Labirynty – autor pomysłu zastosował tu rozwiązania rodem z blogaskowego stylu nastolatek i nonszalancko odrzucił reguły ortografii, zapisując nazwisko autora jako „cHarLes marTin” – czemu to miało służyć? Doprawdy, nie wiem.

 

Izabela Mikrut

Kup książkę Kiedy płaczą świerszcze

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Kiedy płaczą świerszcze
Książka
Inne książki autora
W pogoni za świetlikami
Charles Martin0
Okładka ksiązki - W pogoni za świetlikami

Poznawanie prawdy może być ulotne i magiczne, jak łapanie świetlików w ciemną, letnią noc... Reporter lokalnej gazety, Chase Walker, zajmuje się sprawą...

Maggie
Charles Martin 0
Okładka ksiązki - Maggie

Dalsze losy bohaterów poruszającej powieści \"Umarli nie tańczą\"\r\n\r\nWybudzona ze śpiączki Maggie, stara się powrócić do aktywnego życia. Trauma związana...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Olga
Ewa Hansen ;
Olga
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Znajdziesz mnie wśród chmur
Ilona Ciepał-Jaranowska
Znajdziesz mnie wśród chmur
Pies na medal
Barbara Gawryluk
Pies na medal
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy