Kapłon kapłana - wiersz
poranku w pewnej wiosce
niesłychana wieść gruchnęła
proboszczowi zginął kogut
więc go wzięła już cholera
piesków sfora granatowa
na kogutach przyjechała
pewnie ktoś go zamordował
chociaż nigdzie nie ma ciała
napstrykali kupę fotek
przesłuchali kościelnego
ten nie widział o poranku
w okolicach nic dziwnego
farorz zagrzmiał na kazaniu
damy się skuliły w ławkach
o poranku zginął kogut
czyżby diabła była sprawka
kto koguta znaleźć zdoła
ksiądz zapłaci mu godziwie
lub ugości na plebanii
przy golonce oraz piwie
parafianie więc ochoczo
już szperają po opłotkach
każdy z nich z nadzieją w sercu
że koguta zaraz spotka
przecież gdyby się zdarzyło
księżulkowi odnieść ptaka
ten pogłaskał by po głowie
albo z tacy dał piątaka
a tymczasem u sąsiada
ateisty i komucha
na węglowej kuchni w garnku
spod pokrywki para bucha
rosół waży mu małżonka
oka w nim jak młyńskie koła
kogut w garnku leniuchuje
ogień pali się wesoło
zapach snuje się po chacie
ślinka cieknie gospodarzom
gdy kaszankę często jedzą
o rosole sobie marzą
lepiej wgryźć się w smaczne udko
tłuszcz niech ścieka też po brodzie
zamiast żreć tę kaszę w kiszce
mięso lepsze jest na co dzień
nagle naszła mnie refleksja
na plebani nie brakuje
ani drobiu ani wieprza
chociaż wierny im głoduje