Wariacja na temat Judyty i Nikodema - wiersz
Nie byłem dawno na Kampusie UW.
Przestałem też uważać książki jako lek na zło.
Mimo to, ciągle się uczę tej sztuki życia,
Jaką jest poznawanie kobiety.
Tej niezwkłej – szczerozłotej.
Przy której zrozumiałem że My to jednota.
Przypadkowo, gdy los Nas zesznurował,
Tak ciągnąc ku wygiętej lasce nad kulą.
Czuję się jak śmieszny pan z XIX-wiecznej ryciny,
Który w Amazonii smaga chaszcze zbutwiałej rośliny.
Dumny po rozmowie, przechyla głowę,
Widząc jak część odrasta, po nieprzemyślanym słowie.
Pod baldachimem z Twego spojrzenia.
Ulokowałem siebie, dłońmi okrywając plecy.
Wyobraż sobie ten widok pośrodku łąki.
Tylko my, cieszący się ochłodą drzewu cienia.
To co łączy Nas rozbawia me usta nieblade.
Co dzieli, napawa pewnym optymizmem.
Bo każde z autentycznym wyrazem.
Zwierciadła różnakie odbijają obrazy swoiste.
Jak ptaki rozrzucone po tym Bożym Igrzysku,
Zdziwione przypadkiem że spotkać się mogły,
Bądżmy jak te papużki co decydują Razem.
„Spróbować warto” – nie każe, lecz proszę.