Aiden Księga pierwsza: Rebelia – rozdział 2

Autor: Apollodoros
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

19 grudnia 3138
Prist, rezydencja Sundemo

 

Dwa dni po mojej rozmowie z okiem Gabi Langer wciąż nie dawało mi spokoju to, co powiedziała. Dlatego pewnego popołudnia, kiedy zostałem z Eriną sam na sam w kuchni, zdecydowałem ją o to spytać.
  Erina. Od lat, odkąd pamiętam, pracowała w naszym domu na Beeston Grove; pomagała w domowych obowiązkach, a czasami też zajmowała się mną, kiedy matki nie było w domu. Można powiedzieć, że była dla mnie jak starsza siostra.
  Ja miałem prawie dziewięć lat, a ona dwadzieścia pięć; miałem z nią tyle wspólnego, co z węglarzem. Pewnie nawet mniej, bo jak się nad tym zastanowić, to węglarz przynajmniej lubił się śmiać, tak samo jak ja, podczas gdy Erina rzadko widziałem choćby uśmiechniętą.
  Ma czarne lśniące włosy, oczy ciemne i… cóż, ja bym powiedział ,,senne’’, ale słyszałem, jak nazywano je ,,zadumanymi’’, a przynajmniej jeden z jej wielbicieli posuną się do określenia jej spojrzenia ,,dusznym’’, cokolwiek to znaczy. Uroda Eriny była częstym tematem rozmów. Jest bardzo piękna, a przynajmniej tak mi mówiono.
  Nie dla mnie. To była po prostu Erina, która tak wiele razy nie chciała się ze mną bawić, że przestałem ją o to prosić; która zawsze, kiedy ją sobie wyobrażam, stoi przed kuchennym blatem, z głową pochyloną nad deski do krojenia, gotującą obiad. I krzywi się. To duszne spojrzenie, o którym mówili jej wielbiciele? Ja to nazywałem krzywieniem się.
  Sęk w tym, że choć byliśmy zaledwie gośćmi w naszych życiorysach, jak statki manewrujące w tym samym małym porcie, blisko, ale nigdy się nie stykając, łączyła nas moja matka. A Erina, czternaście lat ode mnie starsza, mogła wiedzieć coś więcej niż ja. Dlatego, choć od lat powtarzała mi, że jestem za głupi albo za młody, żeby to zrozumieć – czy też za głupi i jednocześnie za młody, a raz nawet ,,za mały’’, cokolwiek to miało znaczyć – próbowałem nawiązać z nią rozmowę. Sam nie wiem dlaczego, bo, jak mówiłem, nigdy niczego się nie dowiedziałem. Może po to, żeby ją rozdrażnić. Ale tym razem, jakieś dwa dni po konwersacji z okiem Gabi, naprawdę chciałem się dowiedzieć, o co jej chodziło.
  Dlatego zapytałem Erine:
– Co ludzie o nas mówią?
  Westchnęła ostentacyjnie i podniosła wzrok znad blatu.
– O co ci chodzi, konusie?
– Właśnie o to, co ludzie o nas mówią?
– Pytasz o plotki?
– Jeśli tak chcesz to nazwać.
– A czemu miałyby cię obchodzić plotki? Nie jesteś na to trochę za…
– Obchodzą mnie – przerwałem, zanim zdążyła mi powiedzieć, że jestem za młody, za głupi albo za mały.
– Doprawdy? Dlaczego?
– Ktoś coś powiedział, to wszystko.
  Odłożyła nóż na bok, wytarła ręce i wydęła usta.
– Kto? Kto powiedział i co?
– Dziewczyna przy furcie na podwórzu. Powiedziała, że nasza rodzina jest dziwna i że ojciec jest…
– Kim?
– Nie dowiedziałem się.
  Erina uśmiechnęła się i wzięła z powrotem za obieranie marchwi.
– I to ci dało do myślenia, tak?
– Cóż, a tobie by nie dało?
– Ja wiem wszystko, co potrzebuję wiedzieć – odparła wyniośnie. – I powiem ci tyle: guzik mnie obchodzi, co o nas mówią u sąsiadów.
– W takim razie powiedz mi – poprosiłem – Kim jest mój ojciec? I dlaczego nie mieszka z nami?
  Jenny czasami się uśmiechała. Robiła to, kiedy miała nad kimś przewagę, kiedy mogła okazać swoją władzę – zwłaszcza gdy tym kimś byłem ja.
– Dowiesz się – powiedziała.
– Kiedy?
– W swoim czasie. W końcu jesteś ich jedynym spadkobiercą.
  Zapadła przedłużająca się cisza.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytałem. – Czym to się różni od tego, kim ty jesteś?
  Erina westchnęła.
– Cóż, na razie niczym, chociaż ty uczysz się dalmajskiego, a ja nie.
– Nie? – Wiedziałem jednak, że to prawda, i chyba nawet zastanawiałem się, czemu ja tkwiłem w książkach, a oni biegali po polach.
– Nie, Aidenie, ja nie uczę się dalmajskiego. Żadne dziecko nie uczy się języka tych dzikusów, przynajmniej nie w Darimie, a może i w całym królestwie. Nikt oprócz ciebie. Nie powiedziano ci?
– Czego?
– Żeby o tym nikomu nie mówić.
– Tak, ale…
– A nie zastanawiałeś się nigdy dlaczego? Dlaczego nie wolno ci nikomu o tym mówić?
  Może się i zastanawiałem. Może w duchu wiedziałem od początku.  Milczałem.
– Już wkrótce się dowiesz, co cię czeka – powiedziała Erina. – Wszystko zostało dokładnie zaplanowane, już ty się nie bój.
– W takim razie co czeka ciebie?
– ,, Co mnie czeka’’ to już moja sprawa, która nie powinna ciebie interesować – W jej głosie pojawił się ton, który zrozumiałe dużo później; patrzyłem na nią, wiedząc, że lepiej nie dopytywać i nie ryzykować tarmoszeniem za ucho. Kiedy jednak w końcu odszedłem od stołu i wyszedłem z kuchni, miałem świadomość, że choć nie dowiedziałem się niczego o ojcu ani rodzinie, to wiem coś o sobie: dlaczego byłem odtrącany, dlaczego zawsze jestem wytykany i obgadywany pośród ludzi.
  Jednak nowa wiedza sprawiła, że lekcje dalmajskiego następnego dnia miała dodatkowy urok. A więc nikt inny tego nie robił. Nagle nauka zaczęła smakować jak zakazany owoc, a fakt, że nauczycielem była moja matka, sprawiała, że owoc ten był tym bardziej soczysty. Jeśli Erina miała rację i byłem przygotowywany do jakiegoś powołania, tak jak innych chłopców uczy się na księży, kowali, rzeźników czy cieśli, to dobrze. Odpowiadało mi to. Nikt na całym świecie nie był dla mnie wzorem takim jak matka. Myśl, że przekazywała mi swoją wiedzie, była krzepiąca i zarazem podniecająca.
Poza tym, oczywiście, w grę wchodziła tutaj wiedza. A czy ona nie jest najpotężniejsza? Patrząc wstecz, wiem teraz, że od tamtego dnia stałem się bardziej chętnym i pilnym uczniem. Codziennie w południe lub po wieczornym posiłku, zależnie od zajęć matki, szliśmy do salonu. Tam właśnie zacząłem poszerzać swoją wiedzę.
  Nie uczyłem się od dnia pogrzebu. W ogóle nie miałem chęci brać książki do ręki, ale wiem, że kiedy to zrobię, przypomnę sobie tamten pokój, z ciemną, dębową boazerią na ścianach, z półkami pełnych książek i okrągłym stole, odsuniętym bliżej do okna. Z boku zaś – moją matkę, spoglądając uważnie, ale łagodnie i zawsze uśmiechniętą, zawsze podpowiadająca; wymowę, ortografię, interpunkcję. Kiwała głową, kiedy mi wychodziło, kręciła nią, kiedy czegoś nie umiałem. Czasami przerywała, odgarnęła włosy z twarzy i przysuwała się bliżej, żeby dokładnie mi wytłumaczyć błąd.
 To właśnie kojarzy mi się – albo raczej kojarzyło – z lekcjami dalmajskiego: półki z książkami, okrągły stół, wskazówki matki i zapach…
  Wiśni.
  Tak, wiśni.
  Podczas każdej lekcji, matka zapalała trzy świeczki o tym zapachu. Po prostu go uwielbiała.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Apollodoros
Użytkownik - Apollodoros

O sobie samym: Nazywam się Adrian, lat 19 i jestem początkującym pisarzem, który chciałby zostać zauważony w tym świecie, pisząc przeróżne opowiadania. Nie posiadam doświadczenia ani nawet talentu do pisania, ale od zawsze wierzyłem, że ciężką i wytrwałą pracą, pewnego dnia osiągnę to czego chce.Tak brzmi moje moto życiowe, a od kiedy osobiście przekonałem się jak ciekawe i interesujące może być pisanie, postanowiłem zagłębić tą formę sztuki i zostać cenionym przez innych, powieściopisarzem.No ale od czegoś przecież trzeba zacząć prawda? Nie zostanę przecież od razu gwiazdą, prawda? Dlatego właśnie zacząłem publikować swoje prace na tym portalu, aby zostać zauważonym, jednocześnie pomagając innym, którzy mają ten sam cel, co ja.
Ostatnio widziany: 2021-07-04 21:42:07