Zacznijmy od początku V

Autor: magdkos
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wczołgałam się do domu, jak rasowy pijaczyna zwaliłam się na kanapę. Gdy moje oczy odmawiały posłuszeństwa ,mój telefon koniecznie chciał mojej uwagi. Boże, jest noc, komu może dziać się krzywda. Od razu stanęły mi przed oczami siostry.Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam,chwiejąc się na lewo i prawo ,do torebki. Uf, nie znam numeru. To chociaż nie siostry.

„Mam nadzieję,że wieczór się udał. Ale jestem pewny ,że jutrzejszy będzie dużo lepszy. 20 godzina , Kingsway , restauracja „ Inamo” ,dobranoc Piękna” – cholera.Albert. To chyba sen.Jasne,napewno już dawno śpię.

Karina.

Pusto.Smutno.Cicho.Ciemno.Cholera jasna! – Karina siedziała na kanapie patrząc w jeden punkt. A tym punktem było wspólne zdjęcie z jej bratem. Mój brat, cholera ,bzykałam się ze swoim bratem.Łzy spływały Karinie po twarzy. Sięgnęła po telefon.

-Dzień dobry, mówi Karina Lert , polecił mi Panią stary przyjaciel , kiedy mogłybyśmy się spotkać? – Nie poradzę sobie sama,muszę porozmawiać z kimś obcym i przestać się użalać. Praca czeka,dzieciaki czekają, konkurs w toku. Nie mogę zostawić tego na głowach innych .To moje dzieło ,ja je stworzyłam i ja je skończę.

Dzień był uplany. Lipiec w tym roku dawał się we znaki. Dzieciaki szalały w parku, jeździły na hulajnogach i rowerach ,a wesołe warkoczyki dziewczynek podskakiwały w rytm kamieni na drodze parkowej. Uwielbiam ten Park. Fontannę na środku i te posągi, istne cudeńka. Tylko nikt nie zwraca na nie uwagi, może niemieccy turyści ,którzy na wszystko zwracają. Chwała im za to bo moje posągi parkowe byłby zapomniane jak tysiące innych zabytków. A potem ,że niby renowacja i skąd brać pieniądzę – Karina zamyśliła się nad organizacją Państwa i stwierdziła,że droga do Pani Żanety była za długa,żeby dała radę iść na piechotę. Musiałam wskoczyć w tramwaj i podjechać conajmniej cztery przystanki. A tak marzyłam o spacerze,to mnie odstresowuje. Budynek w którym mieściła się poradnia psychologiczna był bardzo, nazwałabym go elegancki. Rzeźbione drzwi i ramy okienne nadawały mu przyjazny wygląd i świadczyły ,że tu można uzyskać pomoc – czy ja zwariowałam do końca? Ale tak mi to wyglądało.

Byłam druga w kolejce. Wzięłam herbatę z automatu i na trzęsących nogach chodziłam po korytarzu ,udając ,że czytam informacje w gablotach.

-Proszę się nie denerwować. Wszystko się jakoś ułoży- Jakiś facet o całkiem miłej twarzy poklepywał mnie po ramieniu. Skinęłam mu przyjaźnie głową. Ale przecież nie będę z obcym gadać? Ale on miał chyba inne zdanie.

-Ja straciłem wszystko proszę Pani. Żonę,syna i rękę. Pal licho rękę,ale straty rodziny nie mogę przeboleć.Nie chcę,nie mogę tak dłużej żyć. – łzy mu popłynęły po policzkach.

O cholera ,co ja mam mu powiedzieć? Że brat mnie milion razy przeleciał ,ale ja nie wiedziałam ,że jesteśmy spokrewnieni? To naprawdę brzmi idiotycznie. Znalazłam się w dobrym miejscu.

Pulchna kobieta,chyba asystentka Pani psycholog wezwała do gabinetu Maksa Zapolskiego. To chyba mój nowy znajomy. Następna w kolejce jestem ja.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
magdkos
Użytkownik - magdkos

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-02-12 17:33:37