Czytam, kochany, całymi dniami. "Zakładnicy wolności. Florentyna i Konstanty 1916-1924"

Data: 2021-06-29 09:15:36 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych rodziła się epoka jazzu, na drugim krańcu globu Zabierzyńscy w szeregach powstańców wielkopolskich walczyli o ojczyznę, jednocześnie usiłując wpasować się w zmieniający się w zawrotnym tempie świat. W nową, wygodniejszą modę, która kobiety nareszcie wyzwoliła z gorsetów. Śmiało sięgali po prezerwatywy, które pozwoliły oddzielić prokreację od seksu. Bliskie im były prawo wyborcze dla kobiet, elektryfikacja wsi… A wszystko to wśród pierwszych bicykli, mody na archeologię i seansów spirytystycznych, fascynacji hipnozą i poradami lekarskimi z piekła rodem, pierwszych zdjęć, również „post mortem”, fabryk nowinek technicznych oraz dziesiątkujących społeczeństwo epidemii gruźlicy i grypy hiszpanki.

W ich pełnym miłości domu pojawiają się cztery córki, które w miarę dorastania sprawiają coraz więcej kłopotów. Czy uda im się przetrwać dziejową zawieruchę i poczują prawdziwy smak wolności?

Obrazek w treści Czytam, kochany, całymi dniami. "Zakładnicy wolności. Florentyna i Konstanty 1916-1924" [jpg]

Zakładnicy wolności to pełna wzruszeń, lęków i dramatów saga rodzinna osadzona w polskich realiach sięgających końca XIX wieku. Do lektury najnowszej powieści Niny Majewskiej-Brown zaprasza Wydawnictwo Bellona. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy i drugi fragment książki, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania kolejnego fragmentu powieści: 

Z jednej strony niczego nie pragniemy tak jak tego, by jego słowa okazały się prorocze. Z drugiej jednak, po chwilach zrywów i optymizmu, dopadają mnie marazm i niewiara. Niekiedy przestaję wierzyć, że na mapie Europy na nowo pojawi się Biało-Czerwona. Za to przekonanie Konstantego, że wkrótce będziemy sobie panami, jest niezłomne i wiem, choć niechętnie o tym wspomina, że co rusz angażuje się w różne akcje i snuje wyzwoleńcze plany. Całe to wojenne zamieszanie też niesie pewną nadzieję. Liczymy, że nasi wrogowie, którzy niespodziewanie stanęli przeciwko sobie, osłabną na tyle, że nareszcie nam się uda. Że inne narody na powrót zaczną nazywać nas Polakami, bo sami tylko tak o sobie myślimy.

Tymczasem Klara wnosi półmisek z czterema jajkami sadzonymi, które są tak delikatne, że po dotknięciu końcówką widelca żółtka cudownie rozlewają się po talerzu. Do tego podaje drobno pokrojone ziemniaki okraszone smażoną na maśle cebulką i koperkiem. Podejrzewam, że tym sprytnym sposobem, przygotowując banalnie proste danie, usiłuje zamaskować opóźnienie w podawaniu posiłku.

– Smacznego. – Uśmiecha się promiennie i wpatruje nachalnie w oczy Konstantego, po czym sztywno się prostuje, jak żołnierz podczas musztry czekający na kolejny rozkaz, z tą różnicą, że nasza poczciwa kucharka czeka na uznanie.

Klara zawsze się rozpogadza, gdy raczy nas przygotowanym przez siebie posiłkiem, jednocześnie łaknąc pochwał, których jej nie szczędzimy, bo mimo braku wykształcenia ma doskonałe wyczucie smaku i z niczego potrafi wyczarować przepyszny obiad.

– Dziękujemy, wszystko wygląda znakomicie i apetycznie. – Konstanty mruga okiem, a jej twarz jak zwykle oblewa rumieniec. – Częstuj się, kochanie. – Podsuwa mi ozdobioną wianuszkiem biało-niebieskich esów-floresów salaterkę, która jest częścią serwisu z mojej panieńskiej wyprawy.

Bardzo jestem z niego dumna i z pieczołowitością przechowuję go na widoku w dębowym kredensie, by mógł stale cieszyć oko. Nie dość, że pochodzi z manufaktury porcelany w Miśni, gdzie każdy talerzyk i filiżanka są unikatowe, bo ręcznie robione i malowane, to w dodatku jest niezwykle delikatny i elegancki, ozdobiony wzorem cebulowym nawiązującym do tradycji wschodnioazjatyckiej. W rzeczywistości niewiele ma wspólnego z cebulami. Projekt malunku wyszedł spod ręki Johanna Davida Kretzschmara i przedstawia owoce granatu, które błędnie zostały uznane za cebule. Nieodmiennie bawił mnie, gdy sobie pomyślę, do jakich głupich, a jednocześnie brzemiennych w skutki dochodzi niekiedy pomyłek. I jak nie sposób ich odkręcić.

Serwis zastąpił stare, wysłużone, byle jakie białe talerze, które pamiętały jeszcze babcię Janinę, a których bardzo nie lubiła matka.

Niespiesznie nakładam sobie trzy niezbyt duże ziemniaki i sięgam po jajka.

– O czym to rozmawialiśmy?

– O tym, jak bardzo pragniesz syna. – Dźgam jajko nożem i z zadowoleniem przyglądam się, jak żółtko rozlewa się wśród ziemniaków.

– Właśnie. Chyba sama przyznasz, że dziecko jest duże, a na logikę chłopcy z reguły są więksi od dziewczynek, więc to oczywiste, że nosisz pod sercem małego Hipolita Konstantego Zabierzyńskiego herbu…

– Dlaczego akurat Hipolit? – Przerywam pospiesznie, ponownie udając wzburzenie. Ale tak naprawdę myślę zupełnie inaczej. Nawet jeśli nie urodzi nam się syn, niech Kostek ma przynajmniej przyjemność w fantazjowaniu na ten temat. I choć nie mam zamiaru mu psuć zabawy, to lubię się z nim droczyć i nie mogę odmówić sobie tej przyjemności.

– Po moim ojcu, to chyba oczywiste! – Pospiesznie przełyka kęs, a jego grdyka unosi się, by po chwili opaść, i mój mąż poważnieje. Wkłada do ust kolejną porcję ziemniaków i przymykając oczy, najwyraźniej rozkoszuje się ich smakiem, przy okazji najpewniej zatapiając się w marzeniach o małym Zabierzyńskim, którego nauczy strzelać, łowić ryby i jeździć konno.

– A może lepiej po moim…

– Daj spokój, przecież imię Hipolit jest ładniejsze niż Wacław.

– A mnie się wydaje, że powinniśmy się wstrzymać z planami i zobaczyć, co przyniesie los. – Wzdycham teatralnie. – Może trzeba będzie zdecydować się na Rozalię albo Różę? – prowokuję, bo Rozalia i Róża były pełnymi pretensji, znienawidzonymi przez Kostka w dzieciństwie służącymi, z których jedna wdała się w romans z panem domu, czyli „nieskazitelnym” Hipolitem.

Zresztą sądząc po błękitnych, głęboko osadzonych oczach, ciemnych lokach i dołeczku w brodzie u wielu okolicznych dzieciaków, nie była ona ani pierwszą, ani ostatnią, którą udało mu się zbałamucić.

– Nawet nie wypowiadaj przy mnie tych imion! – Śmieje się, nic sobie nie robiąc z moich docinków.

– Ale jeśli będzie dziewczynka, pokochasz ją tak… – Postanawiam po raz kolejny się upewnić, że płeć dziecka nie będzie przyczyną rodzinnych niesnasek.

– Co za niemądre pytanie! Oczywiście! Będę kochał nasze dziecko jak szalony i nie ma znaczenia, czy będzie to syn, czy druga córka. Ufam, że się tym nie kłopoczesz. Wiesz, że ja tylko tak sobie rozprawiam. Ale coś mi się zdaje, że nasza Klara ma rację, i czy ty się aby, moja droga, nie przemęczasz? – nagle zmienia temat, a jego głos tężeje.

Boże, jak ja nie lubię, kiedy mówi do mnie tak protekcjonalnie. Ale przełykam tę gorzką gulę, uznając, że ważniejsze w tej sytuacji jest odparcie zarzutów, bo a nuż mój nadopiekuńczy mąż będzie skłonny położyć mnie do łóżka i tym samym pozbawi jakiejkolwiek rozrywki.

– A co mam robić?

– Nie wiem. Zajmować się Wiktorią?

– No to akurat by mnie zmęczyło. – Uśmiecham się promiennie, słysząc tę niedorzeczną propozycję. – Jakoś nie wyobrażam sobie chodzenia za nią zgięta wpół i czuwania, żeby nie zrobiła sobie krzywdy.

– Rzeczywiście, to dość niefortunny pomysł, ale z pewnością znajdzie się… – Zamyśla się na chwilę. – A czytanie?

– Czytam, kochany, całymi dniami. Czytam! Ale, ile można?

– A co, jeśli to nie tajemnica?

– Jak się zapewne domyślasz, głównie Sienkiewicza. Orzeszkowa mnie znudziła, Prus jakoś do mnie mniej przemawia, a Przybyszewskiego, z tym całym manifestem nowej sztuki, nie trawię. Zresztą ciągle powtarzam, że powinieneś do niego ponownie zajrzeć. Gwarantuję, że byś odpoczął przy Trylogii.

– Jakoś teraz nie ciągnie mnie do lektury, mam tyle spraw na głowie. A jak rano przejrzę gazety, jestem zbyt zestresowany.

– Wiem, kochanie, wiem, ale przy nim byś się rozerwał.  Te jego zapiski z podróży… – Rozmarzam się. – Wartki wątek, cięty język, dowcip…

Kostek się prostuje i przybiera surową minę.

– Czy ty przypadkiem się nie zadurzyłaś w tym całym Sienkiewiczu? – mówi żartobliwie.

– Nawet jeśli, to nie musisz się martwić, bo o ile się orientuję, to niestety zeszło mu się z tego świata dwa lata temu. Piętnastego listopada, jeśli chcesz wiedzieć dokładnie.

Oczywiście nie tylko ja i mój mąż, ale cały naród szlochał po śmierci naszej narodowej literackiej sławy. Nikt tak pięknie nie pisał o tym, co ważne, ale też o zwykłej codzienności czy dawnych wiekach, nie wlewał w serca Polaków dumy, otuchy i nadziei, co w tych czasach wszystkim tak bardzo było i jest potrzebne.

Żywiliśmy się wspomnieniem wielkiej, dumnej ojczyzny i wizjami silnych ramion, które unoszą się w jej obronie. A choć byli i tacy, którzy zarzucali mu mijanie się z faktami i historyczną mitomanię, to nic tak nie podnosiło na duchu jak czytanie kolejnych odcinków Quo vadis, Pana Wołodyjowskiego czy Rodziny Połanieckich w prasie, a potem ustawianie kolejnych książek na półkach.

Zresztą nie tylko my, rodacy, doceniliśmy kunszt pióra Litwosa, którego powieści tłumaczone są na dziesiątki języków, ale również Akademia Szwedzka, gdy na posiedzeniu 9 listopada 1905 roku przyznała mu Nagrodę Nobla. Huczało o tym w towarzystwie i w gazetach, a ojciec sięgnął po najstarszy likwor ukryty w kącie spiżarni i wzniósł nim toast za tak wielki sukces. Oczywiście uznaliśmy go za sukces ogólnopolski, który sprawi, że świat o nas nie zapomni. Tym samym Sienkiewicz stał się szóstym laureatem Nagrody Nobla i pierwszym Polakiem, który dostąpił tego zaszczytu, a przy okazji został moją największą książkową miłością.

Już wcześniej wdzięczny naród w 1900 roku z okazji jubileuszu dwudziestopięciolecia pracy twórczej podarował pisarzowi majątek w Oblęgorku, jak się później okazało, obciążony długiem hipotecznym, gdzie obiecał zabrać mnie Konstanty, gdy wreszcie wojna się skończy. Tak bardzo jestem podekscytowana tym, że zobaczę miejsca i te wszystkie drobiazgi, których dotykał sławny pisarz i na które patrzył. Mam tylko nadzieję, że dworek nie ucierpi podczas działań wojennych i pamiątki po wielkim pisarzu nie przepadną na dobre.

Od ukochanego męża, który doskonale zdaje sobie sprawę z mojej literackiej fascynacji, dostałam trzy lata temu na urodziny wielki Album jubileuszowy Henryka Sienkiewicza, w dwudziestu illustracyach ze wstępem krytycznym Stanisława hrabiego Tarnowskiego. Książka jest prześliczna z niesamowitymi, eterycznymi portretami bohaterów powieści i stosownymi opracowaniami, nie mogłam się od niej oderwać przez długie tygodnie, a teraz zajmuje poczesne miejsce w mojej biblioteczce.

Książkę Zakładnicy wolności kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Zakładnicy wolności. Florentyna i Konstanty 1916-1924
Nina Majewska-Brown 6
Okładka książki - Zakładnicy wolności. Florentyna i Konstanty 1916-1924

Wolność to najsłodsza melodia, która gra w naszej duszy! Zakładnicy wolności to pełna wzruszeń, lęków i dramatów saga rodzinna osadzona...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Olga
Ewa Hansen ;
Olga
Zranione serca
Urszula Gajdowska
Zranione serca
Znajdziesz mnie wśród chmur
Ilona Ciepał-Jaranowska
Znajdziesz mnie wśród chmur
Pies na medal
Barbara Gawryluk
Pies na medal
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Pokaż wszystkie recenzje