Przekrój tematów, których podjął się autor jest naprawdę spory, obejmuje właściwie wszystkie aspekty ówczesnego życia. Od codziennych problemów jak jedzenie, mieszkanie czy miłość, poprzez ambitne spędzanie wolnego czasu, letnie wycieczki czy niecodzienne pokazy, na wielkiej polityce kończąc. Pojawią się tu również zapomniane już (przez nas) zawody, które w dwudziestoleciu nadawały urok tamtejszym czasom.
Wydawać by się mogło, że to pozycja poważna, zawierająca wiele szczegółów, więc zwyczajnie nudna. Nic bardziej mylnego. Choć oczywiście czyta się ją inaczej niż zwykłą powieść, to język, jakim posługuje się autor sprawia, że bardzo szybko można wciągnąć się w treść, która nie wietrzeje z głowy zaraz po końcu lektury.
Remigiusz Piotrowski wykonał ciekawy zabieg, pisząc o różnych wydarzeniach w czasie obecnym. Może dzięki temu dwudziestolecie międzywojenne nie wydaje się tak bardzo nam obce, a historie, które wyłaniają się z kart książki brzmią z jednej strony ciekawie, a z drugiej sprawiają, że uśmiechamy się myśląc o ówczesnych czasach.
Wydawnictwo: PWN
Data wydania: 2016-10-17
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 424
Dodał/a opinię:
Magdalena Barwińska
Z teściową nawet na zdjęciu nie wychodzi się najlepiej. Taka to i spokojnego człowieka gotowa popchnąć do zbrodni. Z pewnością zgodzi się ze mną pan Hordziejczuk, mieszkaniec wsi Listowice w powiecie dubieńskim. „Mamusia” nieźle musiała dać szanownemu panu w kość, skoro – gdy pewnego dnia w gospodarstwie wybuchł pożar – pan Hordziejczuk skorzystał z potwornego zamieszania, wyniósł na rękach swoją prawie siedemdziesięcioletnią teściową i upewniwszy się, że nikt nie patrzy… wrzucił ją do studni za domem.
,,Dziś rozstrzelano na ul. Leszno trzydziestu pięciu zakładników. Procedura ta sama. Łapanki trwają, biorą w nich udział młodzi lotnicy, jako element...
Kto zamierzał zamordować Piłsudskiego w 1921 roku? Czy atak na prezydenta Wojciechowskiego we Lwowie był zamachem, czy może tylko swoistą demonstracją...
Inny z kolei starosta sprawujący rządy w województwie kieleckim zmaga się z niezwykle klerykalnym składem sejmiku, który nagminnie odrzuca jego wnioski. Kiedy pewnego dnia miarka się przebierze, starosta – pragnąc wpłynąć na zmianę decyzji oponentów – klęknie na środku sali i rozpocznie głośne modły: „I prosimy Cię, Duchu Święty, abyś zachciał oświecić tych jełopów, by mogli głosować za wnioskiem pana starosty. Amen”[190]. Argument poskutkuje, tym razem wniosek starosty zyska uznanie w oczach przedstawicieli sejmiku.
Więcej