Amory jednej panny oraz nieznajomość przepisów ruchu drogowego pewnego rudego kocura spowodowały łańcuch wydarzeń przyczynowo – skutkowych.
W wyniku wypadku, dwie wcześniej nieznane sobie kobiety lądują na oddziale ortopedycznym, a zaskoczeni mężowie zostają wrzuceni na głęboką wodę codziennych obowiązków, którymi dotąd zajmowały się ich żony.
Tak zaczyna się powieść duetu dwóch wspaniałych pisarek znanych z tego, że są świetnymi obserwatorkami życia codziennego. Prywatnie są przyjaciółkami i dzięki serdecznej relacji, jaka je łączy udało im się napisać zgrabną komedię. W „ Awarii małżeńskiej „ widać cięty język Nataszy Sochy oraz typowe cechy prozy Witkiewicz, gdzie trudno połapać się, co która napisała, gdyż akcja jest płynna i spójna. Panie z właściwą sobie werwą i ironią opisują prozaiczne zajęcia zwyczajnej rodziny, z humorem opowiadają o trudnych niekiedy rzeczach. Swoją drogą jestem pełna podziwu dla współpracy autorek, które dzieli dość spora odległość, jeśli chodzi o miejsca zamieszkania, a pomimo to nie przeszkodziło im to w harmonijnej współpracy i stworzeniu powieści.
Przyznaję, że nie ma możliwości nie uśmiechnąć się podczas lektury tej książki. Jednak pod tą lekką opowieścią kryje się gorzka prawda – żony często zatracają się w obowiązkach domowych, całą uwagę skupiając na dzieciach i mężach, ignorując swoje pasje i zainteresowania na własne życzenie. A wcale tak być nie musi i wydaje mi się, że mentalność współczesnych kobiet obecnie się zmienia i coraz częściej obserwuje się podział obowiązków domowych.
Trochę przeszkadzał mi pewien miszmasz z członkami rodzin, w trakcie lektury miałam problem, które dziecko jest, z której rodziny, która to ich mamusia albo czyj to tatuś. Bohaterowie jak i ich dzieci są w podobnym wieku stąd to lekkie zawirowanie, ale kiedy ogarnęłam, kto jest, kim, było już dużo łatwiej.
Sytuacje i dialogi są przejaskrawione, ale myślę, że to celowy zabieg, bo ta powieść jest raczej satyrą, aby w ironiczny sposób pokazać, że nie jesteśmy niezastąpione i wszystko robimy lepiej. Są momenty w życiu, kiedy powinnyśmy zwolnić i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
Drogie żony dajcie mężom szansę na wykazanie się i większy udział w życiu rodziny. Nie odgrywajmy roli udręczonej pani domu i nie przejmujmy wszystkich obowiązków, pozwólmy sobie zwyczajnie pomóc i cieszmy się życiem.
- „ Czyli nie musimy być idealne ? (…) - Po co ? Przecież macie zorganizowanych mężów i bardzo fajne dzieciaki . „
Lepszego podsumowania nie potrzeba. Pozwólmy, więc się wyręczać w obowiązkach domowych i mieć czas dla siebie oraz na rozmowy z bliskimi i wspólne spędzanie czasu. Nie musimy być idealne kochajmy i pozwólmy się kochać.
„ Życie to nie wyścig, w którym gonimy idealną wersję siebie. To również wpadki, błędy i drobne pomyłki. Warto pamiętać o jednym, nadmiar słodyczy potrafi w końcu zemdlić. Nadmiar doskonałości również „
Jeszcze na koniec taka moja mała dygresja trochę już „ wyrosłam „ z awarii małżeńskich i tego typu życiowych zmagań i pewnie, dlatego patrzę na powieść trochę inaczej niż większość czytelniczek z pewnym dystansem i sceptycznie. Sądzę też, że z tego z tego samego powodu książka, aż tak mnie nie zachwyciła jak się spodziewałam, po licznych pozytywnych opiniach, ale polecam gdyż historia Nataszy Sochy i Magdaleny Witkiewicz skłania do przemyśleń i refleksji.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2016-01-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 386
Język oryginału: polski
Ilustracje:Olga Reszelska/Westend61(Getty Images)
Dodał/a opinię:
"(...) A na co dzień to Dżesika jest tym… na „o”. Zapomniałam. – Onkologiem? Dzieci pokręciły głowami. – Ortopedą? Ogrodnikiem? Optykiem? – Nie mamo, tym od ptaków. – A! Ornitologiem!"
"Ewelinko, znasz jakąś piosenkę po angielsku? – A musisz mnie o to pytać o szóstej rano? – ziewnęła. – Jeszcze przed obchodem? – No, ale znasz? – Znam. – Super, to ja przyprowadzę teraz do ciebie Brunona, nauczysz go, a potem na dziewiątą zawiozę go do szkoły. – Sebastian, zwariowałeś! – krzyknęła, budząc Justynę. – Zapomnij. Zresztą dzisiaj mam EEG, USG, EKG, TK i KTG. – Rozłączyła się. – KTG? – usłyszała zdziwiony głos z sąsiedniego łóżka. – Obojętnie. Mogę mieć też CIA i FBI. Przecież nie będę dziecka uczyć śpiewać po angielsku o szóstej rano w szpitalu. Niech się jego ojciec wykaże."
Więcej