Sheridan tworząc fabułę tej powieści, bazowała na bardzo często wykorzystywanym, ale również niezmiennie pociągającym miłośników romansu szablonie. Oboje mają nóż na gardle i jedynym rozwiązaniem jest dla nich tymczasowe małżeństwo. Ten plan ma szanse powodzenia i wydaje się niezbyt skomplikowany, problem pojawia się w momencie, gdy Garyson uświadamia sobie, że jego jedyna nadzieja w postaci przyszłej żony, należy do gatunku kobiet, którymi pogardza najbardziej na świecie. Jak ułoży się mieszkanie z tą wiedźma pod jednym dachem? Czy ona poradzi sobie z jego wredną smoczą naturą?
„Be winy” bardzo się różni od swojej poprzedniczki, oczywiście rozgrzewa serducho przepięknym wątkiem miłosnym. Oczywiście, ta miłość nie jest miłością prostą. Oczywiście, bohaterowie muszą sobie poradzić nie tylko z sytuacją, w jakiej się znaleźli, ale również z własną przeszłością. Tę książkę cechuje duża dawka świetnego humoru, a porównując ją z jej poprzedniczką, można odnieść wrażenie, że ta jest lżejsza, bardziej zabawna, mniej poruszająca, wciąż jednak pochłaniająca.
Sheridan, podobnie jak w „Bez słów” postawiła na silną kobietę. To Kira wyciąga pomocną dłoń do Garysona, to ona jest pomysłodawcą całego planu. Mogłoby się wydawać, że gdyby nie jej pomoc, on nie dałby sobie rady ani z winnicą, ani z własnym życiem.
Tym, co mi się nie podobało to fakt, że postać głównej bohaterki była dość nudna, brakowało jej odrobiny nieprzewidywalności. Od początku wiemy, jaka jest Kira, domyślamy się czego można się po niej spodziewać i niczym nas ta postać nie zaskakuje. Całe szczęście, że Garyson jest postacią bardzo nieprzewidywalną, która kryje w sobie wiele tajemnic, czekających na rozwiązanie.
„Bez winy” jest szalenie romantyczną powieścią, która niestety nie pozwala cieszyć się sobą zbyt długo. Mnóstwo dobrego humoru, burzliwy romans oraz niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Jeżeli lubisz romanse, to ta powieść z pewnością Cię rozgrzeje!