Walka Byakuyi i Renjiego oraz Zarakiego... z kim się da. Ogólnie to mój ulubiony tomik z serii - przede wszystkim ukazuje, że nawet Zaświaty są nierówne dla dusz. Widać to w postawie kapitana - wie, że jego vice nie jest jakimś cieńkim bolkiem, no ale to tylko vice. "Bankai? Ależ skąd! Przecież jemu ledwo shikai się udaje utrzymać, no i jak ma mi dorównać w shunpo?" Postawa Byakuyi mi się tutaj nie podoba. Samo lekceważenie przeciwnika mi się nie podoba. Jasne, trzeba oddać honor, że kończąc walkę Kuchiki w pewien sposób się rehabilituje, opatulając Renjiego swoim szalem. Aczkolwiek brak uznania wroga przed walką wypada dla niego na minus.
Zaraki to już w ogóle totalny odjazd lokomotywy... Jak powiedział Tousen jest demonem łaknącym krwi, choć nie stosuje sztuczek poniżej pasa - jak na demona by przystało. Znaczy nie dziwię się, że Kaname przegrał, tyle pieprzenia o sprawiedliwości, pewności wyroków i tak dalej nie sprawi, że faktycznie demona pokonasz, chłopie. To, że znikną jego zmysły nie zapewni ci zwycięstwa, bo JAK WIDAĆ Zaraki i w tej sytuacji potrafi sobie radę dać.
Tłumaczenia? Hm... nic mnie w oczy nie zakuło. Trochę jestem zdziwiona rozpostarciem - w wersji angielskiej albo zostawiali bankai, albo pisali wielki miecz, czy coś. Ale rozpostarcie brzmi dobrze. Jakby jakaś łuna się rozprzestrzeniała na niebie ;)
Informacje dodatkowe o Bleach tom 17. Rosa Rubicundior, Lilio Candidior:
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2012-06-01
Kategoria: Komiksy
ISBN:
9788374712361
Liczba stron: 200
Dodał/a opinię:
Regalia
Sprawdzam ceny dla ciebie ...