Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki

Ocena: 4.25 (4 głosów)
opis

„[…] polityka jest jak Netflix: musi non stop dostarczać odbiorcy kolejne odcinki historii, która go wciągnie, poruszy emocje i zmusi do myślenia, zachęci do oglądania dalej[1]”.

Muszę zacząć od pewnego osobistego przemyślenia, które towarzyszy mi od kilku tygodni. Gdyby ktoś półtora roku temu powiedział mi, że z własnej, nieprzymuszonej woli sięgnę po książkę o zabarwieniu politycznym nie uwierzyłabym. O ile polityka międzynarodowa interesuje mnie niemal od zawsze, o tyle nasze polskie poletko kłótni i niekończących się uszczypliwości było dla mnie odstręczające. Dlaczego, więc kupiłam książkę Szymona Hołowni i to już w dniu jej premiery? Odpowiedź na to pytanie jest dość rozbudowana, ale jednym z motywów była żółto-biała zakładka, którą niemal zaraz po otwarciu przesyłki z książką przywłaszczył sobie mój pies Koksik, by w spokoju skonsumować ją w swojej kryjówce za łóżkiem. Kierowała mną jednak również ciekawość, co konkretnie się stało, że ceniony przez wielu prezenter, dziennikarz i autor zaryzykował wszystko i postanowił kandydować na prezydenta.

„Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” to dość osobliwy pamiętnik osoby, która weszła do świata polityki z zewnątrz. Sięgając po akurat tę lekturę, nie spodziewałam się zbyt wielu zaskoczeń, bo dość dokładnie śledziłam kampanię wyborczą pana Szymona. Mimo to, pierwsze rozdziały tej swoistej opowieści osobisto-politycznej, były dla mnie wejściem w nieznaną i dość bezwzględną rzeczywistość. Nie wiem, czemu błędnie wyszłam z założenia, że publicysta w zasadzie bardzo łatwo i bez zbędnych zgrzytów przejdzie na drugą stronę barykady. Stało się inaczej. Poznawanie polityki od kulis jest o tyle nieprzyjemne dla czytelnika, że z jednej strony pokazuje bezduszność wielu mechanizmów, a z drugiej uwidacznia, ile w ten proces trzeba wpompować pieniędzy. Muszę przyznać, że nie było mi łatwo czytać np. o segmentacji wyborców, czyli badaniach ankietowych, które pomagają budować politykom taki język komunikacji, aby ten był skuteczny w konkretnej grupie odbiorców. Można powiedzieć, że były prezenter zaryzykował podwójnie nie tylko rezygnując ze stabilizacji zawodowej, ale przede wszystkim zakładając, iż jego kampanię sfinansują jego przyszli zwolennicy. Jak to się skończyło wiemy wszyscy.

„Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” poniekąd wymyka się temu, jak przeciętny czytelnik wyobraża sobie książkę polityczną. Nie ma tu zbyt wielkiej ilości brudów wylewanych na politycznych konkurentów, chociaż nie jest to też publikacja, przy której zwolennicy partii ultrakonserwatywnych będą czuli się komfortowo. Co dość oczywiste, autor pokazuje swoje poglądy w kontraście do aktualnych działań rządu. Co warto podkreślić, pan Szymon stara się krytykować idee a nie osoby, chociaż momentami widać, że nie wszędzie udaje mu się powściągnąć emocje. Finalnie czytelnik otrzymuje opowieść o marzeniu, które jest pokazane w lekkim oddaleniu, by nie zrazić do lektury osób, które dotąd nie interesowały się polityką. Można nawet powiedzieć, że sama książka nie ma na celu pokazania szczegółów wizji politycznej, lecz nakreślenie jej ogólnych ram, dzięki którym odbiorca będzie wiedział czy Polska 2050 to coś, z czym może się osobiście utożsamiać, czy też nie.

 Łatwo wysnuć stąd wniosek, iż „Fabryka jutra” nie jest publikacją stricte programową, lecz polityczno-osobistym pamiętnikiem z kilku miesięcy podróży, która jeszcze się nie skończyła. Wydaje się bowiem, że głównym celem autora było z jednej strony podsumowanie tego, co już za nami, a z drugiej „uczłowieczenie” polityki, by pokazać, że może być ona sposobem zmiany świata na lepsze. Fakt, ile miejsca w swojej książce były pretendent do fotela prezydenta poświęca swoim współpracownikom oraz ludziom, których spotykał na swej drodze, niezbicie świadczy o tym, że docenia ich wkład w kampanię wyborczą. Sam pomysł Belwederu na kółkach pokazał choćby to, że Hołownia nie zatracił daru uważności i słuchania, które widzowie poznali wiele lat temu dzięki programowi „Ludzie na walizkach”. Co prawda akcja objazdu Polski kamperem narodziła się jako odpowiedź na pogłębiające się obostrzenia sanitarne, ale niewątpliwie to ona dla wielu zwolenników pana Szymona była pierwszym krokiem do dołączenia do ruchu społecznego, który rozwija się do dziś.

 Dość ciekawym doświadczeniem jest rozpatrywanie „Fabryki jutra” pod względem językowym. Sam autor na jednym z porannych spotkań online, które prowadzi cyklicznie na Facebooku, wspomniał, że ocena jego kunsztu pisarskiego jest bardzo skrajna. Jedni kochają styl Hołowni, a drudzy nie zostawiają na nim suchej nitki. Po skończonej lekturze, doskonale rozumiem oba punkty widzenia. Okazuje się bowiem, że wszystko zależy od intencji z jakimi siadamy do czytania. Jeśli zechcemy połknąć książkę „na raz” to niewątpliwie oczaruje nas niesamowicie swojski sposób wypowiedzi, który czasem jest lekko dosadny, ale wywołuje w odbiorcy poczucie bliskości z narratorem. Zupełnie tak jakbyśmy rozmawiali z politykiem w naszym salonie przy kawie i ciastkach. To, co mnie zaskoczyło już od pierwszych stron, to wrażenie, że ja tej książki nie czytam, lecz ja jej słucham. Zupełnie jakby cały talent oratorski – który były prezenter niewątpliwie posiada – dało się przenieść na papier w skali 1:1. Problem zaczyna się w momencie, gdy zechcemy wypisać sobie jakiś cytat, który wyjątkowo nam się spodobał. Nagle okazuje się, że wyizolowanie jednego zdania w taki sposób, aby zachować jego właściwy sens, jest dość sporym wyzwaniem. Tutaj zauważamy jak dużo w formie wypowiedzi Hołowni dygresji i błędów stylistycznych. Nie ukrywam, iż za każdym razem, gdy natrafiałam na tego typu niedociągnięcie uśmiechałam się w duchu, bo sama piszę w podobny sposób. Osobiście stoję, bowiem na stanowisku, że czasem budowa jakiejś formy porozumienia na linii czytelnik-autor jest dużo ważniejsze niż sztywna poprawność językowa, a tak jest właśnie w tym przypadku.

 „Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” to książka, która może podziałać na czytelnika na wiele różnych sposobów. Dla wolontariuszy i członków powołanego przez autora stowarzyszenia oraz ruchu społeczno-politycznego będzie to niezapomniana podróż w przeszłość, której nierzadko byli częścią. Fanom autobiografii i prozy faktograficznej ta książka przyniesie osobistą perspektywę kogoś, kto wchodzi w nowy etap życia w czasach pandemii, która na trwałe zmienia nasze postrzeganie bliskości oraz budowania relacji z drugim człowiekiem. W końcu tym, którzy sięgną po tę publikację, by poznać poglądy polityczne Szymona Hołowni, te 272 strony powinny dać odpowiedź na pytanie, czy warto im zaufać. Na pewno wśród tej grupy znajdą się i tacy, dla których zderzenie z centrowymi poglądami autora będzie dopiero pierwszym krokiem do odkrycia swojego światopoglądu, który może być diametralnie różny od tego, którego opis znajdziemy na kartach „Fabryki jutra”. Niezależnie jednak od tego, czy ostatecznie będziemy zwolennikami Polski 2050 Szymona Hołowni, PiS-u, Platformy, czy jakiegokolwiek innego ugrupowania, po tej lekturze powinna zostać w nas myśl, że mamy realny wpływ na to, co dzieje się w naszym kraju. Warto, więc gdy przyjdzie pora wyboru, zamiast po raz kolejny siedzieć przed telewizorem i kląć na decyzję innych, samemu wziąć sprawy w swoje ręce i zagłosować wedle naszych przekonań.

[1] Sz. HOŁOWNIA, Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020, ss.8-9.

(pierwotnie recenzja ukazała się na blogu pod adresem: 

Informacje dodatkowe o Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki:

Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2020-12-09
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN: 9788324059553
Liczba stron: 272
Dodał/a opinię: Anna Dral

Tagi: bóg

więcej

POLECANA RECENZJA

Zobacz opinie o książce Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki

Kup książkę Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Inne książki autora
Instrukcja obsługi solniczki
Szymon Hołownia 0
Okładka ksiązki - Instrukcja obsługi solniczki

Hołownia nie należy do tych, co "patrzą na prawo, patrzą na lewo. A patrząc - widzą wszystko oddzielnie, że dom..., że Stasiek..., że koń..., że drzewo...

Bóg. Życie i twórczość
Szymon Hołownia0
Okładka ksiązki - Bóg. Życie i twórczość

Hołownia pokusił się o biografię... Boga! Szymon Hołownia uwielbia ambitne projekty. Taki jest również ten: książka, która ma być pierwszą na świecie...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Upiór w moherze
Iwona Banach
Upiór w moherze
Jemiolec
Kajetan Szokalski
Jemiolec
Pożegnanie z ojczyzną
Renata Czarnecka ;
Pożegnanie z ojczyzną
Sprawa lorda Rosewortha
Małgorzata Starosta
Sprawa lorda Rosewortha
Szepty ciemności
Andrzej Pupin
Szepty ciemności
Gdzie słychać szepty
Kate Pearsall
Gdzie słychać szepty
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Katarzyna Ceklarz; Urszula Janicka-Krzywda
Góralskie czary. Leksykon magii Podtatrza i Beskidów Zachodnich
Zróbmy sobie szkołę
Mikołaj Marcela
Zróbmy sobie szkołę
Siemowit Zagubiony
Robert F. Barkowski ;
Siemowit Zagubiony
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy