Wampiry, wilkołaki, zombie, czarna magia, to wszystko już było, prawda? A jednak Laurell K. Hamilton w „Obsydianowym motylu” ujmuje to co dotychczas znaliśmy w zupełnie nowe ramy. Nic nie jest jednoznacznie białe ani czarne, pełno jest szarości, szaleństwa i wszechogarniającego mroku, z którego nie tak łatwo się wydostać, a do którego tak łatwo można wpaść.
Zaciekawił mnie tytuł - „Obsydianowy motyl”, przyciągnęła okładka, a zatrzymała treść. Urzekło mnie podejście do tematu stworzone przez autorkę. Wampiry są jednoznacznie potworami, ale jednocześnie nie wszystkie są złe. Za mało zakręcone? Mamy także wilkołaki, które żyją w watahach i mają swoje klany. Człowiek o dziwo nie jest dla nich istotą gorszą, lecz niewątpliwie ciekawą i przypominającą o śmiertelności, ograniczonych możliwościach, a zarazem korzystaniu z wielu pięknych chwil i cieszeniu się życiem. Owszem, są też tacy, którzy gardzą ludźmi, uważając ich co najwyżej za odpowiednie mięso armatnie. Żeby dodać fabule smaczku, istoty nadprzyrodzone mogą mieć swoje ludzkie służebnice. Nasza główna bohaterka, Anita Blake, jest połączona ze swoimi nadnaturalnymi kochankami swoistymi znakami. Choć często tego żałuje, wiele razy okazuje się to ratować jej życie.
Czytając „Obsydianowego motyla” nie ma się wrażenia utraty fabuły wcześniejszych tomów cyklu, co uznaję za ogromny plus, szkoda byłoby tak świetnej książki zepsuć w ten sposób. Mimo tak pokaźnej ilości stron, książkę czyta się wyśmienicie. Fabuła wciąga od samego początku intrygując Czytelnika i wciągając go w grę głównych postaci. Oto bowiem mamy Anitę Blake, egzekutorkę wampirów, która jest winna przysługę swojemu koledze po fachu Edwardowi. O ile wiedziała ona o innej tożsamości Edwarda, tej na pokaz dla ludzi, o tyle nie wiedziała o nim wielu innych rzeczy, które w tej książce mocno ją zdziwiły. Czy Edward jednak jest zdolny do czucia pozytywnych emocji i czy w jego oczach może istnieć coś poza bezdenną pustką? Sprawdźcie sami. Warto. Zapewne powie Wam to większość osób, która wcześniej zetknęła się z Anitą Blake i jej wyjątkowo mrocznymi przygodami.
Co mnie jeszcze porwało razem z treścią? Świetnie zarysowane postaci, które z łatwością można sobie wyobrazić (ale mam wrażenie, że ekranizacja mogłaby skrzywdzić ten cykl). Jeśli kojarzycie serial True Blood i powieści Charlaine Harris, na którym jest bazowany, to mam wrażenie, że istnieją pewne podobieństwa. Z pewnością jeśli podobała Wam się Sookie Stackhouse i jej przygody, to Anita Blake zdecydowanie przypadnie Wam do gustu. Czytając na okładce, że jest to horror, podeszłam do tego dość sceptycznie. Wynikało to z tego, że dawno mnie nic nie przestraszyło...Zdradzę Wam sekret. Spotkało mnie miłe rozczarowanie! Dawno się tak nie bałam czytając książkę! Zombie nie są w stanie mnie przestraszyć, ale chodzące trupy wyrywające ludziom serca z nadnaturalną siłą oraz złe istoty oskórowujące ludzi pozostawiając ich przy życiu, owszem. Uwierzcie mi, warto się bać i warto ją przeczytać.
Choć to moje pierwsze spotkanie z twórczością Laurell K. Hamilton, to z przyjemnością stwierdzam, że nie ostatnie. Zaskoczył mnie fakt, jak wiele już napisała i jak wiele mam do nadrobienia! Sam cykl o Anicie Blake, czyli naszej dzielnej egzekutorce wampirów ma aż 22 tomy! Wyszło także kilka komiksów na podstawie książek, ale z tego co widzę, jakoś się to urwało. Oprócz Anity, Laurell pisała także o wróżce, która jest prywatnym detektywem (to dopiero musi być ciekawa sceneria!). Ten cykl liczy już 9 książek. Z chęcią zapoznam się bliżej z horrorami tej autorki, bo doceniam nie tylko kunszt, z jakim został napisany „Obsydianowy motyl”, ale także umiejętność wywołania u mnie strachu.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2014-06-16
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 928
Dodał/a opinię:
Marta Zagrajek
Przecież obiecałam, że go zastrzelę... Powinien był mi uwierzyć. Anita Blake, zabójczyni wampirów, wraca po traumatycznych przeżyciach w Nowym Meksyku...