"Co za kuriozalny przejaw dyskryminacji faceta przez faceta! Dyskryminują samych siebie. Pozwalają laskom na bycie homo, a homofaceta by rozdeptali."
Natalia jest główną bohaterką książki. Od jakiegoś czasu, źle czuje się wśród swoich znajomych, ale sama nie wie z jakiego powodu. Niespodziewanie na uczelni poznaje całkowicie inną osobę niż te z jej otoczenia. Manat wciąga ją w swój świat, tak bardzo odmienny. Czy Nati da radę odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Co z jej dotychczasową przyjaźnią?
"Miłość to wiele innych aspektów, których socjologia nie uchwyci."
Czytając tę książkę, doświadczyłam uczucia deja vu. Czułam się niemal identycznie, gdy sięgałam po książkę "Córka pedofila". A mianowicie, czytam opis książki, który mówi o powieści obrazoburczej i prowokującej. Czytam dalej, że sceny erotyczne i romantyczne przeplatają się z krwawymi i wulgarnymi. Otwieram książkę, czytam ją od A do Z i mam wrażenie, że dostałam nie tę książkę, której opis czytałam. Po pierwsze, gdzie są sceny seksu i te romantyczne chwile? Bo jak dla mnie jednostronna macanka w klubie to, to nie to o czym mówi opis. Elementy krwawe i wulgarne? Może i w jakimś stopniu można tak nazwać bójkę, ale to był pojedynczy epizod.
Główna bohaterka Nati była tak cholernie irytująca. Fabuła była prowadzona przez jej osobę. I o ile rozumiem, że można mieć często przemyślenia na temat świata i życia to jej przemyślenia zajmują jakieś 70% całej historii. Nie polubiłam jej, nie było mi jej ani trochę szkoda. Przez całą książkę uważała siebie za lepszą osobę. Faceci są źli, ludzie są prostakami, nikt jej nie rozumie i z nikim nie może prowadzić konwersacji na poziomie. Po czym idzie do klubu ze swoimi ziomkami dresami i gada o chlaniu i seksie. No rozmowa na poziomie. Dziewczyna ma tylko jedną przyjaciółkę i bardzo się z tego cieszy, bo reszta ludzi jest bee, ale przy końcu ubolewa, dlaczego nie ma nikogo w swoim otoczeniu. Serio?!
Kolejne 20% książki to wulgaryzmy, a te 10% to jakaś namiastka, którą na upartego można nazwać fabułą.
Po drugie, to język tej historii. Literatura współczesna, jak mi się wydaje, powinna być zrozumiała i na czasie. Autor w tej książce używał takiego słownictwa, że mało co z tego rozumiałam. I fajnie, jak język jest bogaty w słownictwo i nie ma żadnych powtórzeń, ale jest jeszcze lepiej, kiedy można spokojnie czytać treść, nie przechodząc od jednego dziwnego słowa do kolejnego. Bo w tej książce można trafić na zdanie, które składa się z 5 wyrazów, z czego 3 są niejasne.
Podobał mi się wątek stworzony między Nati a Manat. Pokazywał coś nowego. Jak się w tym nowym odnaleźć i jak sobie radzić. Niestety został on równie szybko skończony, jak i zaczęty, a dalej to już tylko zamęt. Idąc w fabułę dalej, nie wierzyłam, co czytam. Moment przy końcu miał być, jak mniemam drastyczny, a był tak absurdalny, że ja się uśmiałam. No wybaczcie, ale nie.
Chciałabym odnaleźć jakieś plusy tej historii. I oprócz małego wątku między dziewczynami, plusem były niektóre przemyślenia. Fakt, że w większości były one wyolbrzymione, ale kilka było prawdziwych na temat obecnego społeczeństwa i mogły dać do myślenia.
Według mnie, gdyby autor, nie leciał na maksa, starając się dobrze, ale przedobrzając, dał każdego poruszonego w tej książce wątku tak po 30%, wyszłaby fajna historia z sensem. A tak było za dużo wulgaryzmów, za dużo inteligentnego wręcz niespotykanego na co dzień słownictwa, za dużo absurdów na raz.
"Każdy rodzaj szczęścia jest dobry, jeśli tylko jest prawdziwy. Dzielenie kultury na wysoką i niską nie ma większego sensu. Nie można stworzyć hierarchii przyjemnych doznań, uznając jedne za lepsze, drugie za gorsze, pod względem jakichś wydumanych wyobrażeń na temat ideału prawdziwej sztuki. Istnieją być może dzieła i arcydzieła, ale można czerpać równie wielką przyjemność ze słuchania disco polo jak i z uczestnictwa w koncercie orkiestry symfonicznej."
Podsumowując mój wywód, żałuje, że przeczytałam tę książkę. Nie wniosła ona nic do mojego życia, nie zrelaksowałam się przy niej, ani nie ubawiłam. Nie czułam strachu ani niepokoju. A jedyne emocje, które mi towarzyszyły to irytacja i złość plus poczucie absurdalności. Bohaterka była nad wyraz denerwująca, niezdecydowana i taka głupiotko-naiwna. Język był dla mnie istną męczarnią. A fabuła była nijaka. Żałuje, że autor nie pociągnął bardziej wątku między dziewczynami, bo może wypadłoby to o wiele lepiej. I szkoda, że nie skończyło się tylko na kilku przemyśleniach, bo ich natłok męczył. Nie polecam tej pozycji nikomu. Czytacie na własną odpowiedzialność.
Wydawnictwo: Wieża Czarnoksiężnika
Data wydania: 2015-05-21
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 210
Dodał/a opinię:
Dominika Malinowska