Wojenna codzienność nie sprzyja Lucienowi. Choć młody i ambitny, ma problem ze znalezieniem pracy w zawodzie architekta i zapewnieniem przetrwania sobie i małżonce. Niecodzienna propozycja sprawia, że mężczyzna zaczyna patrzeć na pewne sprawy inaczej. Jeśli zgodzi się przygotować dobrą kryjówkę dla Żyda, oprócz wysokiego wynagrodzenia otrzyma wymagające zlecenie. Luciena nie obchodzi los Żydów, przynajmniej nie na początku tej historii. Jak potoczą się jego dalsze losy?
Po „Paryskiego architekta” sięgnęłam z jednego, istotnego dla mnie powodu- potrzebę sięgnięcia raz na jakiś czas po książkę dotyczącą wojennych realiów. Wydaje mi się, że każdy z nas powinien na ten temat co nieco wiedzieć, a każda powieść skupiająca się na wojennej tematyce w pewien sposób nas wzbogaca, uwrażliwia i pozwala docenić to, co mamy. Dokładnie tak było w przypadku tytułowego architekta. Mimo że książka nie jest oparta na faktach, ukazuje ciężkie czasy, w których przyszło żyć ówczesnym ludziom, tak dobrze, jak te wykorzystujące historyczną prawdę.
Belfoure zaprasza nas do świata smutnego, przepełnionego emocjami, ludzkimi niepokojami. Nic dziwnego- czasy i okoliczności niegodne są pozazdroszczenia. Autor przedstawia te cierpkie okoliczności z wielkim wyczuciem i pewnym dystansem. Bardzo dobrze wyczuwalny jest klimat wrogości wobec Żydów, społeczne lęki, dni przepełnione udręką. A jednak temat ten nie został przerysowany, naładowany zbędną agresją, wypełniony wyolbrzmionym przerażeniem. Odniosłam wrażenie, że Belfoure oferował nam dokładnie tyle, ile jesteśmy w stanie znieść, nie wystawiając na próbę naszej wrażliwości. Nie torturując nas opisami wydarzeń, z którymi nie potrafilibyśmy się pogodzić, oprócz tego, co tak rzeczywiste i wiadome.
Jak można się domyślić największe znaczenie w tego typu powieści mają ludzkie charaktery. To w ludzkim umyśle budzą się pomysły tak brutalne i krzywdzące, które następnie ludzką ręką zostają zrealizowane. Książkowe postacie ciężko jednoznacznie ocenić. Praktycznie każda z nich cechuje się pewna dozą egozimu, nie zawsze zdrowego i uzasadnionego. Ciężkie czasy determinują ludzkie zachowanie, a niełatwe poranki usprawiedliwiają niektóre decyzje. Jak to jednak bywa w przypadku takich okoliczności i bohaterzy i czynione przez nich kroki pozostawiają nam pole manewru w przypadku oceny ich i snucia refleksji, co my zrobilibyśmy na ich miejscu. Postacie wykreowane przez Belfoure ciężko ocenić jednoznacznie, podział na dobrych i złych zwyczajnie się nie sprawdza, szczególnie w przypadku głównego bohatera.
Lucien wzbudził we mnie wiele sprzecznych emocji. Czasami rozumiałam, a nawet popierałam jego decyzje. W niektórych przypadkach nie pozostawił mi wyboru- nie mogłam ich uszanować. W moim mniemaniu to postać tragiczna, skrzywdzona przez czasy i okoliczności. Nie można w ten sposób go usprawiedliwiać, łatwiej jednak zrozumieć. Co bardzo mnie ucieszyło, mężczyzna zmieniał się na moich oczach. Zrozumiał, co jest rzeczywiście ważne, jego postępowanie zaczęło być istotne dla innych. Trudno było go nie polubić.
Autor pisze tak, jak można, czy wypada pisać o wojnie. Możliwie lekko, ale z rozwagą, powagą i szacunkiem dla człowieka. Powieść czyta się dobrze, choć ze względu na temat niełatwo. Spotkałam się z opiniami, że książka jest przewidywalna, przez co jej wartość maleje. Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Rzeczywiście łatwo jest wywnioskować, co sie wydarzy i jakie decyzje podejmą bohaterzy, ale w tej przewidywalności kryje się pewna nadzieja i potrzebna dawka optymizmu, a mnie to wystarcza.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2016-03-16
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 384
Dodał/a opinię:
Ewelina Olszewska