Jego ojczyzna

Autor: LKZelewski
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Wilmański ziewnął i poczłapał do sypialni na piętrze.

 

Był kwadrans po godzinie drugiej, kiedy przeskoczyli przez płot. Wszystko mieli zaplanowane. O tej porze mieszkańcy zawsze spali. Żeby mieć pewność, że nagle się nie obudzą, najpierw wpompują do domu gaz. Po drugie zneutralizują system alarmowy. Przygotowania zajęły dużo czasu, ale ta chałupa była tego warta. Zysk zapowiadał się duży. Naprawdę duży, a oni już od dawna nie zrobili porządnego skoku.

 

Wilmański obudził się z potwornym bólem głowy. Dotknął skroni. Uczucie było tak nieznośne, że zbierało mu się na wymioty. Zamknął oczy, ale wtedy zrobiło mu się gorzej. Leżał więc przez chwilę gapiąc się w sufit. Przecież nie wypiłem aż tyle, zdenerwował się. Dzisiaj mieli kupę roboty w prokuraturze z tym całym Hubertem-nożownikiem-popaprańcem. Zerknął w bok. Żona jeszcze spała. Zdziwił się i spróbował sobie przypomnieć, czy mówiła mu, że dzisiaj nie idzie do pracy. Niestety jego mózg skutecznie opierał się przed współpracą.

Nagle zadzwonił telefon komórkowy. Wilmański drgnął i niechętnie sięgnął po niego dłonią, zastanawiając się, co za gnojek dzwoni w środku nocy.

- Halo – burknął.

- Dzień dobry, panie prokuratorze. Tu Maciek.

Czego on chce po nocy, idiota?, pomyślał Wilmański.

- Przepraszam, że dzwonię – kontynuował tymczasem Maciek – ale niepokoiłem się już o pana… Cóż, spodziewaliśmy się tu pana już godzinę temu.

Wilmański gwałtownie oderwał telefon od ucha i zerknął na jego wyświetlacz. Powinien wstać już dwie i pół godziny temu. Cholera, pewnie zapomniałem ustawić budzik!, zdenerwował się. Powinienem być na czele walki o sprawiedliwość, co mam mu powiedzieć?

- Słuchaj, właśnie miałem do ciebie dzwonić – skłamał. – Pracujcie spokojnie, będę za godzinę. Żona trochę kiepsko się czuje, musiałem się nią zająć.

- Dobrze, panie prokuratorze. Proszę dzwonić, gdyby potrzebował pan pomocy.

- Jasne, dziękuję – powiedział Wilmański i zakończył połączenie. Ale dałem dupy! Przez chwilę leżał w bezruchu. Po chwili żona drgnęła i powiedziała coś przez sen, więc Wilmański postanowił wstać. Podniósł się, rozejrzał wokół i zamarł. Było to tak zaskakujące, że…

- Skurwiele! – krzyknął nadal nie wierząc w to co widzi. – Ja pier… - Odrzucił kołdrę i wstał z łóżka, pomimo łupania w czaszce.

Wszystkie szafki w sypialni były pootwierane. Szuflady leżały na podłodze, a obok nich prawie cała zawartość mebli. Okradli nas, skurwiele!, wściekł się. W przeszłości miał do czynienia z takimi sprawami, więc nie miał żadnych wątpliwości.

Szedł powoli, bo szumiało mu w głowie. Uśpili nas jakimś pieprzonym gazem. Na pewno tak było. Uśpili i okradli, stąd ten ból głowy – wszystko docierało do niego powoli. Wyszedł na korytarz. W pokoju obok zastał taki sam burdel.

- Skurwiele! – wrzasnął. Wściekłość go rozbudziła. Co za bezczelność! Okradać mnie? Mnie?! Prokuratora?! – Ja wam pokażę, gnoje – mamrotał chodząc z pokoju do pokoju. Wszędzie to samo. – Jak by nie ten gaz, to bym was na miejscu pozabijał, sukinsyny zawszone. Tak bym was tu urządził, że matki by was nie poznały, obesrańcy.

Podszedł do szafy pancernej. Na szczęście była zamknięta. Miał w niej pistolet. Gdyby nie ten cholerny gaz, to chętnie by te mendy powystrzelał na miejscu.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
LKZelewski
Użytkownik - LKZelewski

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2020-07-13 21:42:22