Restaurator

Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Z zazdrością patrzałem w głąb ulicy gdzie tłum ludzi żył swoim życiem. Pędzili do pracy, albo na zakupy. Tam była prawdziwa żyła złota. Ogródki piwne, latem pękały w szwach. Drzwi Macdonalda czy KFC otwierały się i zamykały wpuszczając głodnych wypuszczając obżartych. Nie popierałem takiego jedzenia i stylu życia, ale nie potępiałem go też. Może dobrze, że znalazłem się na uboczu. Wolałem zdrowe jedzenie, spożywane powoli w ciszy. Serwowałem swoje ulubione dania z różnych kuchni świata. Popularny od kilku lat kebab, makaron z warzywami, rybę z grilla, zupę słodko kwaśną, wyśmienitą na zimę. Nie przepadałem za frytkami, chętniej podawałem ryż, ale to i tak klient decydował. W sumie to nie chciałem na ludziach zarobić, chciałem o nich trochę zadbać, bo wielu nie potrafił zatroszczyć się o swoje zdrowie i samopoczucie.

Uwielbiałem patrzeć na robotników w brudnych ciuchach roboczych i ze zniszczonymi dłońmi od ciężkiej pracy. Jedli w pośpiechu gorącą zupę, a w przerwach pomiędzy siorbaniem i mlaskaniem zachwalali, że jest bardzo dobra. Pochłaniali karczek z grilla ze stosem frytek wymieniając się ulubionymi surówkami. Ten nie chciał marchewki, ten wolał niebieską kapustę na ostro, ten białą bez czosnku. Talerze zostawiali czyste, jakby po kryjomu je oblizywali. Ale zawsze zostawało coś rozsypane na stole i pod nim. Sprzątałem po nich przyjemnością, kiedy opuszczali lokal zregenerowani i pełni ochoty do dalszej ciężkiej pracy.

Miło wspominam starszego, eleganckiego pana odwiedzającego mnie zawsze w niedzielę. Kiedyś przyszedł pytając się o śląską roladę z kluskami i modrą kapustą. Odpowiedziałem, że niestety nie mam. Nagotowałem się tego dość na weselach i komuniach. Zaproponowałem mu duszonego łososia na winie z warzywami. Zgodził się i od tamtej pory przychodzi, co tydzień.  Jednak zupę zawsze jadł tradycyjną. Rosół z makaronem. Przychodził niezależnie od pogody w płaszczu, kapeluszu i z parasolem pod pachą. Zanim usiadł do stołu starannie składał jedwabny szal i swoimi rzeczami zabierał całe miejsce na wieszaku. Witając się, czy żegnając zawsze dźwigał wysoko kapelusz. Chyba nie był z tego świata.

Bawiła mnie grupa studentów. Zanim dostali coś do jedzenia, zastawiali mały stół notatkami i książkami. Chyba nie było dnia żeby nie poplamili czegoś sosem zaziki, czy barbecue. Usta im się nie zamykały nawet przy jedzeniu. No może poza tą blondynką. Odzywała się najrzadziej, obserwowała mnie dyskretnie i uśmiechała się, kiedy spoglądałem w jej stronę. Kurcze, dobrze, że nie poszedłem w ślady ojca. Pewnie bym to wykorzystał. O nie, była za młoda. No i była blondynką, chociaż bardzo ładną. Zawsze odpowiadałem jej uśmiechem, niczym więcej.

Tak więc, jeżeli ktoś przypadkiem do mnie trafił to niebawem wracał. Ten fakt był dla mnie bardzo budujący. Chciało mi się pracować. Chociaż dziwne wydawało mi się nazywanie tego miejsca pracą. To co robiłem wcześniej kojarzyło mi się z nieprzyjemnym obowiązkiem, ewentualnie z konieczną powinnością głowy rodziny. To co robiłem teraz nie było ani jednym ani drugim. Sam tego nie rozumiałem.

Zastanawiając się na istotą mojej pracy, wszedłem po kilku stopniach i otworzyłem duże szklane drzwi, tkwiące pomiędzy dwoma ogromnymi oknami. Z zewnątrz było przez nie widać z jednej strony ladę i grillujący się stos płatów mięsa nabitych na pionowy pręt. Często stałem w tym oknie z kubkiem kawy w dłoni czekając na klientów. Z drugiej strony przechodnie mogli dojrzeć czerwone stoliki z wygodnymi obitymi skórą krzesłami. Oczywiście czerwonymi. Kupiłem taki kolor, bo był tani, chociaż czerwony nie pasował do koncepcji spokoju i harmonii w moim „pałacu”. Jednak czarne i białe dodatki, jakoś współgrały ze sobą i ogólnie wystrój sprawiał miłe wrażenie. Postawiłem trzy krzesła przy ladzie na wzór amerykański. Chciałem, aby klient mógł zjeść coś obserwując pracę kucharza. Nie miałem nic do ukrycia. Zainwestowałem sporo kasy w dobry, chociaż używany sprzęt. A czysta kuchnia jest najlepszą reklamą i gwarancją zaufania dla klienta. Zza lady świecił, więc wypolerowany chromowany sprzęt. Na stołach mieszała się paleta kolorowych warzyw, z garnka na palniku wydobywała się para i zapach mocnego wywaru mięsno – warzywnego.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
klaudiuszlabaj
Użytkownik - klaudiuszlabaj

O sobie samym: Kim jestem? Ojcem pięcioletniej Weroniki, pisarzem, robotnikiem, kucharzem, melomanem, kinomanem, samotnikiem, rowerzystą, pasażerem autobusu 672 Wesoła-Katowice. W skrócie ale prawdziwie.
Ostatnio widziany: 2013-06-19 08:52:35