Bo miłość nie jest taka prosta. Tom1, część 2
c.d. Rozdział 4
***
Około piętnastej do mieszkania wrócili Mike i Marika. Oboje mieli świetny humor. Kiedy zaczęli dzień musieli skupić się na swoich obowiązkach, co dało ten pozytywny skutek. Do tego dołączyła się drobna pomyłka ich koleżanki z pracy. W świetle ostatnich wydarzeń było to niczym uzdrawiające serum na ranę. Ciągle wspominając minioną sytuację i śmiali się w najlepsze. Jak mówi przysłowie śmiech to zdrowie.
-Widziałeś jego minę?- Parsknęła Marika.
-Nie chciałbym być wtedy w skórze Lindy.- Śmiał się Mike.
-Ale to przecież nie jej wina.- Pokręciła swymi lokami.
-My to wiemy, tak samo jak i reszta biura. Niestety jest na przegranej pozycji.- Wtedy usłyszeli muzykę z pokoju Roxany. Mike spojrzał na Marikę dość wymownie i dodał.
-Przynajmniej mamy pewność, że jest w mieszkaniu.
-Mike!- Wbiła w niego surowy/ karcący wzrok.
-No co? Normalnie nie słychać nawet by oddychała.- Bronił się.
-Przestań.- Rozbawiona lekko klepnęła go w ramię. W sumie to miał rację. Weszli do pokoju Mikea.
-W sumie dobrze, że jest. Może w końcu jej podziękuje.- Zdziwiona Marika zapytała:
-Za co?- Mike zupełnie naturalnie odpowiedział:
-Dzięki niej uniknę wizyty u laryngologa.
-Nie rozumiem.- Zmarszczyła czoło.
-Przez twoje chrapanie do teraz dzwoni mi w uszach.- Oburzenie jakie pojawiło się na twarzy Mariki rozbawiło Mikea.
-Coś ty powiedział?
-Że chrapiesz.- Rozbawiła go postawa kuzynki. Znó miała różowe policzki i naburmuszoną buzię.
-Ja wcale nie chrapię!- Protestowała.
-Ależ tak.- Odpowiedział najłagodniej jak potrafił.
-Wypraszam sobie! Udowodnij to.- Mike jedynie serdecznie się zaśmiał. Zabrała kolczyki, których zapomniała wcześniej wziąć i wyszła z pokoju. Wiedział, że nie umie obrażać się na niego dłużej niż kilka minut. Nie pomylił się i tym razem. Zostawił swoje rzeczy w pokoju i udał się do kuchni. Wstawił wodę a z łazienki wyszła Marika i usiadła przy stole. Udając obrażoną minę przysunęła sobie leżącą przed nią gazetę i zaczęła czytać.
-Chcesz kawy?- Nie zareagowała.
-Marika.
-Słucham?- Udawała niezainteresowaną.
-Czy napijesz się kawy?- Zapytał najładniej jak potrafił.
-Chętnie.- Dalej na niego nie spoglądała. Popatrzył na nią poważną miną i zapytał.
-Dąsasz się jeszcze?
-Tak.- Potwierdziła. Woda zagotowała się. Zrobił kawy i postawił je na stole. Usiadł naprzeciw i westchnął.
-Szkoda.- Był równie dobrym aktorem jak Marika.
-Czemu?- Spojrzała podejrzliwie.
-Myślałem, że zjemy razem obiad na mieście.
-Chyba mi już przeszło. Gdzie mnie zabierzesz?- Uśmiechnął się.
-Zależy na co masz ochotę. Kuchnia azjatycka, włoska, polska?
-Już jakiś czas chodzi za mną pizza.- Zmrużyła oczy rozkoszując się samą myślą.
-Ostatnio marudziłaś, że koniec z tuczącymi potrawami.
-Przecież zaczęłam kurs tańca, muszę mieć siłę. Co nie?- Wtedy szeroko otworzyła oczy jakby zobaczyła ducha.
-Marika, coś się stało?
-Tańce! Dzisiaj przecież mam kolejna lekcję. Na śmierć zapomniałam!
-Ty i te twoje kursy. Już dawno się w tym pogubiłem.- Dopijała szybko kawę, co chwilę dmuchając, ponieważ jeszcze była dość gorąca.
-Jakoś musze znaleźć męża! Jeśli będę siedzieć w domu tak jak ty, zostanę starą panną.
-Czy ja ci wyglądam na starą pannę? Poza tym jak chcesz znaleźć męża skoro podobno więcej kobiet niż mężczyzn chodzi na te twoje kursy.- Uniósł znacząco brew.
-Ale instruktorem jest pewien przystojny Hiszpan.- Zamrugała.
-W takim razie już rozumiem to twoje zainteresowanie tańcem.
-Może wybierzesz się ze mną?
-Oszalałaś.- Popatrzył na nia jakby zadała niemądre pytanie.