Wieczerza o północy cz-3

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Filip bez słowa skręcił w prawo i znalazł się na wczorajszej drodze. Walentyna wyszła z samochodu i rozejrzała się na boki, Filip milczał; nie miał ochoty na rozmowę. Raptem zauważył jakiegoś niepierwszej młodości mężczyznę z koszykiem i małym szczeniakiem. Kiedy się do nich zbliżył – zagadał wesoło: - Widzę, że nie tylko ja uwielbiam włóczęgę po lesie? Nawet państwo nie uwierzycie, znalazłem osiem zielonek. Są trochę zmarznięte, ale kiedy je się usmaży, będą całkiem niezłe. A szanowni państwo przyjechali zaczerpnąć świeżego powietrza?

Filip chciał coś powiedzieć, ale Walentyna go uprzedziła.

- Widziałam w jakieś gazecie, starą fotografię. Przedstawiała leśną drogę z przydrożnym głazem. Głaz był urzekający, dlatego próbuje go odnaleźć. Jednak zdaję sobie całkowicie sprawę, że to nierealne. Przecież podobnych dróg, są tysiące.

- Gdzie pani widziała? Na jakiej fotografii? Nigdy się na nic podobnego nie natknąłem, a przewertowałem wszystkie legendy, które dotyczą ziemi wielkopolskiej. Chociaż na nic nie natrafiłem, jednak jestem przekonany, że głaz naprawdę istnieje. Tylko się przemieszcza z miejsca na miejsce. Dzisiaj będzie stał przy drodze, jutro w głębi lasu.

- Jeśli dobrze rozumiem, krąży o tym miejscu legenda?

- Teraz już nie, ludzie nie dają wiary legendom. Kiedyś była przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale to odległe czasy.

- To znaczy, że przy tej drodze mógł stać ten olbrzymi kamień.

- Właśnie tak było. Kiedyś była to szeroka droga, która wiodła do pewnej wioski. Codziennie wte i wewte, przemierzało ją setki bogatych kupców. Jak państwu wiadomo, kiedyś nie było map. Przeważnie kierowano się słońcem, a przydrożne kamienie zastępowały znaki drogowe.

- W której części lasu, mogła być położona wieś i co pan o niej wie?

- Nie wiem, zbyt dużo. Rzekomo była na wprost, za tym ciemnym borem. Nie była duża, stało tylko osiem domków, pokryte słomianą strzechą i potężne zamczysko, którym zamieszkał hrabia. Niektóry twierdzą, że baron. Ale mniejsze z tym – machnął dłonią. - Chociaż była to tylko mała osada, jednak słynęła z wielkiego bogactwa. Były dwie potężne kuźnie, w których od rana do wieczora buchał ogień i słychać było młoty, kujące żelazo.  Rzemiosło kwitło w oczach i przechodziło z ojca na syna. Mieszkańcy wioski opiewali w dostatku, szerzyła się pycha i rozpusta. Ludzie byli rozbawieni, zapatrzeni w ciebie, zapominając o Bogu. Przecież jak świat światem, zawsze królował pieniądz. A szczególnie, skoro było go pod dostatkiem. Mieszkańcy porzucili modły, a poddali się rozrywkom. Kiedyś stary, niewidomy mnich, przywędrował na piechotę z Rzymu. Tylko po to, żeby przemówić im do rozumu; poszczuli go psami. Wtedy on podniósł ręce ku górze i powiedział błagalnym głosem: – ,,Spraw Panie. Kiedy umrze ostatni potomek rodu, niech ten zamek oraz szerzącą się w nim rozpustę - pochłonie piekło ’’. I tak się stało. W wigilię Bożego Narodzenia, młody panicz wyjechał na swoim czarnym rumaku. Kiedy rozkoszował się widokiem otulonej śnieżnym puchem ziemi, którą oświetlały miliony gwiazd: świat nagle poszarzał i spowiła go mgła. Poczuł, że śmierć zagląda mu w oczy. Raptownie zawrócił nie w tym kierunku, co trzeba i skierował swojego rumaka na bagna. Utonął. Natomiast zamek, wraz z wioską oraz wielkim bogactwem - zapadł się pod ziemię.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59