Wieczerza o północy cz-3

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Na następny dzień, zaraz po śniadaniu i obejrzeniu bajki. Walentyna szykowała się z dzieckiem do wyjścia. Chciała małej pokazać żłobek, przy okazji odwiedzić ciotkę, za którą jej mąż nie przepadał. Filipowi było nawet na rękę, że żona nie ciągnęła go po ciotkach: nie znosił tych świątecznych imprez.  Wsiadł do samochodu i wyruszył na zwiady. Przemierzył trasę wte i wewte, ale nie natrafił na leśną drogę, przy której rzekomo stał głaz. Bywały chwile, że święcie wierzył w opowieści Walentyny, bywały też takie, kiedy targały nim wątpliwości. Ale wiedział, żeby żyć w zgodzie z własnym sumieniem, musi się, chociaż postarać, by cokolwiek zrobić w tym kierunku. W końcu, kiedy wracał zrezygnowany, natknął się na drogę. Wprawdzie nie było przydrożnego kamienia, zaś droga była zbliżona do tej, o której śniła Walentyna. Skręcił w las, jednak, kiedy przejechał kilka metrów, droga rozdzieliła się w prawo i w lewo, a na wprost był gęsty las. Wysiadł z samochodu, rozejrzał się, dookoła, ale nic szczególnego nie wpadło mu w oko. Wsiadł za kierownicę, wycofał samochód, ruszył w drogę powrotną – zastanawiając się. Jeśli znajdzie ten przydrożny kamień, co będzie dalej? Chyba jego żona nie wpadnie na nowy pomysł, żeby szukać starego zamczyska? Chociaż z nią, nigdy nic nie wiadomo – dodał w myślach. Gdy wrócił Walentyna krzątała się po kuchni, szykując jedzenie, dziecko oglądało w telewizji bajkę. Na widok ojca zsunęła się z krzesła, podbiegła do niego i uwiesiła się jego szyi.

- Dlaczego nie poszedłeś z nami? – spytała z wyrzutem.

- Musiałem coś bardzo ważnego załatwić, skarbie.

- W pierwsze święto?

- Czasami tak bywa, że są sprawy ważniejsze od świąt – odpowiedział i ucałował córkę, potem zwrócił się do żony: - Powiedz moja droga, jeśli znajdziesz ten przydrożny kamień…

- To nie był żaden kamień, to był potężnych rozmiarów głaz – weszła mu w słowo. – Na pewno chciałeś spytać, co potem? Jeśli znajdę głaz, bo jestem przekonana o jego istnieniu. Wtedy zacznę wertować legendy. Sam kiedyś powiedziałeś, że w każdym micie jest nieco prawdy. Jeszcze ci powiem. Wiem, co przeżyłam i będę wiedziała, czego szukać. Ale jak już powiedziałam, najpierw muszę odnaleźć drogę, której strzeże przydrożna skała. Widząc, że Filip patrzy na nią z niedowierzaniem – mówiła dalej: - Wiem, że to tylko był sen, ale on się bardzo różnił od normalnego snu. Przecież mówiłeś, że moja cera było trupo blada i pot zalewał mi twarz. Czy sądzisz, że to było normalne?

- Trudno mi się wypowiadać, ty wiesz najlepiej jak było. Jednak dzisiaj, nic tobie nie mówiąc - pojechałem z myślą, że cokolwiek wpadnie mi w oko. Muszę cię rozczarować, nie ma żadnej drogi, która by odpowiadała twoim opisom: ona po prostu nie istnieje.

- Wobec tego, skąd się wzięła w moim śnie? Przerzedziła palcami włosy i spojrzała na regał z książkami. - Siedzisz w tym temacie po same uszy, więc rusz głową i pomyśl, jak wyjaśnić ten koszmar – dodała rozkazującym tonem.

- W takim razie, jutro pojedziemy. Tylko się dobrze zastanów, czy naprawdę tego chcesz? - odpowiedział takim samym tonem.       

Na następny dzień, wstali nieco później niż zwykle; śniadanie też było później. Małą pozostawili pod opieką ciotki, za którą Filip nie przepadał i wyruszyli w trasę. Filip siedział za kierownicą, Walentyna uważnie śledziła każdy wjazd do lasu. Dojechali do stacji paliw.

- Zawróć samochód – powiedziała dość głośno. – Właśnie po tej stronie, powinna być droga, której szukamy. Filip spojrzał na żonę i ciepło się uśmiechnął. Walentyna też się uśmiechnęła do męża, ale jej uśmiech był tylko wymuszony.  – Posłuchaj Filipie, wcale mi nie zależy na drodze ani przydrożnej skale. Chcę tylko wyjaśnić, skąd się wziął ten dziwny sen. Według moich obliczeń, gdzieś tutaj powinniśmy skręcić.

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59